Delektując się wyśmienitym spotkaniem, niejednokrotnie narzekamy na komentatorów, którzy niekiedy robią wręcz wszystko, by obrzydzić nam odbiór meczu. Nie ma w tym rzecz jasna choćby krzty umyślności, lecz zwyczajny brak umiejętności przekazania pewnych istotnych faktów. W Polsce w ostatnim czasie prym w pomyłkach wiódł Tomasz Hajto, który jednak i tak cieszył się większą sympatią niż Dariusz Szpakowski. W poszukiwaniu prawdziwego lidera wpadek musimy jednak udać się na Wyspy Brytyjskie, bo to właśnie tam swoją pracę dość nieudolnie wykonuje Michael Owen.
Klasa piłkarska Owena nigdy nie powinna być podważana. Charyzmatyczny wychowanek Liverpoolu zachwycał kibiców na Anfield i przez długi czas był ulubieńcem publiczności. Transfer do Realu spowolnił nieco jego karierę, która z powodu kontuzji i tak nie była usłana różami. Później było już tylko gorzej i tytuł wywalczony z Manchesterem był jedyną przyjemniejszą chwilą po powrocie do Premier League. Na swoje nieszczęście po zakończeniu kariery Owen wciąż utrzymuje tendencję zniżkową.
Koniec kariery początkiem nowego, trudnego życia
Gdy piłkarze zawieszają buty na kołku, wielu z nich nie ma większego pomysłu na swoją przyszłość. Życiowa pustka bardzo często sprawia byłym sportowcom problemy, zatem w Wielkiej Brytanii zdecydowano się stworzyć projekt na wzór pomostu na rynek pracy. Wiele renomowanych firm miało oferować posady większym i mniejszym piłkarskim gwiazdom, by ci potrafili sobie ułożyć życie bez futbolu. Część zawodników nie potrafi jednak żyć bez piłkarskiego dreszczyku emocji. To właśnie ci wybrańcy trafiają do stacji telewizyjnych.
Thierry Henry, Rio Ferdinand, Gary Neville, Steven Gerrard czy Jamie Carragher. To tylko nieliczne przykłady byłych gwiazd Premier League, które pracują obecnie w stacjach zajmujących się futbolem. Opinie na ich temat nie są jednoznaczne, jednak żadnemu z nich nie można zarzucić braku wiedzy bądź nierzetelności. Byli piłkarze mają zazwyczaj do powiedzenia znacznie więcej niż przeciętni dziennikarze, którzy nie poznali futbolu od wewnątrz.
Podobną funkcję do wymienionych powyżej ekspertów pełni Michael Owen. Niestety, na funkcji podobieństwa się kończą, bowiem były gracz Liverpoolu ma niewiele wspólnego z kompetentnym dziennikarstwem. Jego komentarze były tak frustrujące dla fanów Sky Sports, że stacja zdecydowała się rzadziej zapraszać go do studia meczowego, zaś pozwolić mu spędzać więcej czasu w dziupli komentatorskiej. Jak nietrudno się domyślić, taka decyzja nieszczególnie przypadła do gustu widzom Premier League.
Komentuję, bo lubię!
W funkcji komentatora sam Owen czuje się wręcz wyśmienicie. Choć w teorii pełni rolę dopowiadającego eksperta, to nierzadko sam przejmuje inicjatywę i połyka mikrofon. Wówczas poziom frustracji widzów stacji Sky sięga zenitu. W grę nie wchodzi jednak wyciszenie odbiornika, bowiem w Anglii to właśnie atmosfera meczowa wzbudza ogromne zainteresowanie. Pozostało zatem słuchać barwnych komentarzy Owena i próbować przyjąć je z dużą dawką humoru.
– W dzisiejszych czasach piłkarze bardzo często muszą używać swoich stóp.
Trzeba przyznać, że nie jest to szczególnie odkrywcze stwierdzenie, lecz to dopiero jedna z wielu wpadek Michaela Owena.
– To był fantastyczny rzut karny, dlatego jest z pewnością rozczarowany, że nie trafił w światło bramki.
– To klarowny faul. Mam na myśli, że nawet go nie dotknął i to oczywista symulacja, ale nie powinien się dziwić, że otrzymał napomnienie.
– Cóż to był za strzał! Absolutnie nie do zatrzymania, ale bramkarz powinien był lepiej się zachować.
– Każdy kapitan ci powie, że chciałby strzelać w swoich fanów w drugiej połowie.
Najwięcej pomyłek Owen popełnia jednak wówczas, gdy komentuje spotkania swoich byłych klubów.
– To niemożliwe, by zatrzymać Rooneya, kiedy jest w takim nastroju, chyba że zrobi się to w taki sposób, jak Jagielka przed chwilą.
– Czy oni zasłużyli na zwycięstwo? Nie. Czy Liverpool zasłużył? Tak. Dlatego remis jest sprawiedliwym wynikiem.
Trawa u sąsiada jest zawsze zieleńsza
Czytając powyższe wpadki, aż trudno uwierzyć, że Michael Owen regularnie zasiada w dziupli komentatorskiej i wraz z dziennikarzem prowadzącym notorycznie prosi się o kolejną dawkę krytyki.
Komentowanie tak dynamicznego sportu – w szczególności w Anglii – nie jest proste. Z tym wyzwaniem nie radzili sobie nawet lepsi piłkarze od Owena, którzy po kilku niepowodzeniach wrócili do innych zajęć. Michael Owen był wspaniałym graczem, jednak nie jest równie dobrym ekspertem. Dla ogólnego dobra lepiej byłoby, gdyby były piłkarz Liverpoolu nie próbował na siłę udowadniać całemu brytyjskiemu światu futbolu, że w pracy poza boiskiem czuje się równie dobrze, co na nim.
Dla polskich sympatyków piłki postać Owena powinna być dobrym przykładem na to, że warto doceniać naszych własnych – równie dalekich od perfekcji – komentatorów. Truskawka na torcie i Maradona podczas mundialu w Brazylii są niczym przy cotygodniowych opowieściach Michaela Owena.