Najgorsi trenerzy w PKO BP Ekstraklasie – oni najmocniej zawiedli


Który szkoleniowiec okazał się największym rozczarowaniem w lidze? Oto trenerzy, który okazali się najgorsi w ekstraklasie

29 maja 2023 Najgorsi trenerzy w PKO BP Ekstraklasie – oni najmocniej zawiedli
Mateusz Ludwiczak / Wisła Płock S.A.

Sezon 2022/2023 oficjalnie dobiegł końca, nie może więc dziwić czas podsumowań. Wiele można przeczytać bądź usłyszeć o najlepszych piłkarzach, klubach lub szkoleniowcach, mniej z kolei o drugiej stronie medalu. Ci trenerzy z pewnością będą chcieli zapomnieć o dopiero co zakończonych rozgrywkach.


Udostępnij na Udostępnij na

Choć już w tytule użyliśmy określenia „najgorsi”, należy pamiętać, że praca trenera na pstrym koniu jeździ i to, że obecny sezon był nieudany, nie oznacza, że kolejny także taki będzie. W tym zawodzie łatwo o dużą porażkę, jak i jeszcze większy sukces niedługo później. Dodatkowo nie zostali wymienieni wszyscy trenerzy, którzy mają swoje za uszami. Chociażby Piotr Stokowiec czy Maciej Stolarczyk również nie zaliczą tej kampanii do udanych.

Wojciech Łobodziński i Grzegorz Mokry – trenerzy Miedzi Legnica

Szkoleniowców beniaminka postanowiliśmy niejako złączyć w „całość”, ponieważ obaj zawiedli w podobnym stopniu. Wojciech Łobodziński zaczynał sezon jako trener beniaminka, mając jednocześnie mało doświadczenia oraz duży kredyt zaufania. Był to dopiero jego drugi sezon w legnickiej drużynie, lecz pierwszy sprawił, że i tak zapisał się w historii klubu. W ubiegłej kampanii wszedł do pierwszego zespołu Miedzi z trzecioligowych rezerw i z marszu rozniósł w pył Fortuna 1. Ligę, czego nikt się nie spodziewał, zapewne z samym trenerem Łobodzińskim na czele. To sprawiło, że zwolnienie go przed sezonem byłoby ze strony działaczy klubu nierozsądne i niesprawiedliwe. Skoro tak dobrze poradził sobie na zapleczu, to może w ekstraklasie będzie podobnie?

Rzeczywistość okazała się brutalna. Ekstraklasowa Miedź pod wodzą trenera Łobodzińskiego od samego początku odstawała od reszty stawki, a po porażce w Częstochowie z Rakowem postanowiono mu podziękować i poszukać innego szkoleniowca. Były zawodnik m.in. Zagłębia Lubin czy Wisły Kraków opuścił więc klub z bilansem 1-3-8, z czego jedyne zwycięstwo udało się osiągnąć, gdy na ławce trenerskiej usiadł zastępca trenera, Radosław Bella.

Władze Miedzi postanowiły ponownie zaryzykować i w miejsce Łobodzińskiego zatrudniły Grzegorza Mokrego. Był on m.in. asystentem Dominika Nowaka w pierwszej przygodzie legniczan w ekstraklasie, a w ostatnim czasie prowadził Wigry Suwałki, a po degradacji klubu w trzech meczach asystował Dariuszowi Żurawiowi w Podbeskidziu Bielsko-Biała.

Trener Mokry nie okazał się jednak zbawicielem. Jedynym pozytywnym okresem jego kadencji są ostatnie chwile przed przerwą świąteczno-mundialową. Miedź wówczas pokonała Śląsk Wrocław u siebie, a następnie Górnik Zabrze na wyjeździe aż 3:0. Wiosna jednak była w wykonaniu jego zawodników bardzo słaba. Zwycięstwo tylko nad Wisłą Płock oraz porażki z głównymi rywalami w walce o utrzymanie nie mogły przynieść oczekiwanego rezultatu. Ostatecznie beniaminkowi zabrakło aż 15 punktów do pozostania w lidze, a Grzegorz Mokry nie pozostanie na stanowisku szkoleniowca Miedzi.

Pavol Stano – dokonał rzeczy niemożliwej

Przypadek Wisły Płock powinien zapisać się w historii polskiej piłki nożnej. Niewiarygodny wydaje się fakt, że ligę opuszcza drużyna, która była liderem przez pierwsze osiem kolejek, a przed rozpoczęciem rundy wiosennej znajdowała się na piątej lokacie i miała 13 punktów przewagi nad strefą spadkową. Nie tacy trenerzy ponosili klęski, lecz taka jest jedyna w swoim rodzaju.

Wiosna w wykonaniu „Nafciarzy” była jednak dramatyczna. Bilans 2-3-12 i ostatnie miejsce w tabeli za okres od końca stycznia do końca maja. Porażki z Miedzią, Śląskiem, Koroną czy Lechią mocno przyczyniły się do takiego stanu rzeczy, a blamaż 1:7 z Rakowem jest „wisienką” na tym torcie. Ostatecznie władze klubu postanowiły w ostatniej chwili ratować sytuację, zastępując Stano Markiem Saganowskim, lecz było na to za późno. Wisła Płock tym samym w iście spektakularnym stylu żegna się z ekstraklasą, choć jeszcze parę tygodni temu było to nie do pomyślenia.

Ivan Djurdjević – nieudana przygoda we Wrocławiu

O Śląsku Wrocław w ostatnim czasie także mówiło się bardzo dużo, głównie w tematach pozasportowych, ale nie tylko. Niedawno zakończony sezon był bowiem kolejnym, w którym „Wojskowi” utrzymali się głównie dzięki słabości innych drużyn. Czerwona lampka świeci się w stolicy Dolnego Śląska już od kilku lat, lecz wciąż dwukrotny mistrz Polski pozostaje „na powierzchni”.

Przed rozpoczęciem tego sezonu władze wrocławskiej drużyny postawiły na Ivana Djurdjevicia, który po słabym okresie w Lechu Poznań zaprezentował się z dobrej strony w Chrobrym Głogów, z którym prawie wywalczył sensacyjny awans do ekstraklasy. Taka postawa sprawiła, że ponownie znalazł angaż w ekstraklasie. 

Przygoda ta jednak nie była tak udana. Zwłaszcza wiosną, kiedy to serbskiemu szkoleniowcowi udało się wygrać tylko z… Lechem Poznań i Pogonią Szczecin. Później jednak w kompromitującym stylu odpadł z drugoligowym KKS-em Kalisz w Pucharze Polski, a swoimi wypowiedziami po tym meczu tylko skomplikował swoją sytuację. Ostatecznie gdy widmo spadku już bardzo głęboko zajrzało w oczy Śląska, postanowiono ratować ligę, przywracając na stanowisko trenera Jacka Magierę.

Djurdjević w Śląsku wykręcił w lidze bilans 7-10-11, a gra Śląska pod kątem wizualnym nie była największą przyjemnością. Oliwy do ognia dodaje też to, że zdawał się on nie być zbyt wymagający dla swoich zawodników, o czym świadczy postawa Erika Exposito i działania Jacka Magiery względem tego zawodnika.

David Badia – eksperyment z góry skazany na niepowodzenie

Nasze skromne zestawienie zamyka najbardziej oczywisty wybór, czyli David Badia. Trener z nie najmocniejszym CV od samego początku budził wątpliwości. Przychodził do mocno rozbitego wewnątrz klubu, który już wtedy znajdował się w bardzo złej sytuacji. Utrzymanie Lechii przez Hiszpana byłoby sporym sukcesem i niespodzianką. To się jednak oczywiście nie wydarzyło. W dziewięciu spotkaniach udało mu się wygrać tylko raz (z Legią w przedostatniej kolejce, kiedy degradacja była już pewna), przegrał natomiast sześciokrotnie i dwa razy zremisował.

Nie pomagał sobie również wypowiedziami na konferencjach czy decyzjami kadrowymi. Postawienie na człowieka, który nie dość, że nie ma osiągnięć trenerskich, a na dodatek kompletnie nie zna ligi i jej realiów, było krokiem wręcz desperackim ze strony włodarzy Lechii. I faktem jest, że nie dostał dużo czasu. Nie zmienia to jednak tego, że pomysł ten z góry był skazany na niepowodzenie. Ostatecznie trenera Badii w Polsce już nie zobaczymy, bowiem klub ogłosił zakończenie współpracy. Tacy trenerzy od zawsze byli swoistym „kotem w worku”, tak też było tym razem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze