Na trybunie: Równia pochyła Valencii


Kiedy się myśli o Valencii, wspomina się jej wspaniałe triumfy w Primera Division w 2002 i 2004 roku oraz udział w dwóch z rzędu finałach Ligi Mistrzów. Co z tego zostało? Praktycznie nie za dużo, gdyż klub z wieloma klasowymi piłkarzami od dawna jakoś nie może zakwalifikować się do tych elitarnych rozgrywek. O obecnej sytuacji i przyszłości klubu z Estadio Mestalla w cyklu publicystycznym „Na trybunie” dyskutują: Tomasz Bejnarowicz, Piotr Dyga, Łukasz Koszewski i Dominik Wronka.


Udostępnij na Udostępnij na

Ł.K.: Największe sukcesy Valencii związane są z pierwszą połową ostatniej dekady. Na Estadio Mestalla grali wówczas znakomici piłkarze, jak Kily Gonzalez, Claudio Lopez i Gaizka Mendieta. Ile w tych osiągnięciach było zasługi zawodników, a ile prowadzących klub szkoleniowców: Hectora Cupera i Rafaela Beniteza?

David Villa, obecny lider Valencii
David Villa, obecny lider Valencii (fot. article.wn.com)

D.W.: Zasługa stoi po obu stronach. Wiadomo, że zarówno zawodnicy, jak i wspomniany Rafa Benitez w tamtych latach byli w królewskiej formie. Często słyszę zdania typu: „przecież trenerzy nie grają”, ale jest to stwierdzenie niezgodne z prawdą. Każdy interesujący się na co dzień piłką nożną kibic wie, że szkoleniowiec odgrywa ważną, a czasami nawet kluczową rolę w swoim zespole. Może nie strzeli on bramki czy nie poda, ale jest tym, który potrafi zmotywować swoich grajków do niesamowitych wyczynów.

P.D.: W pełni zgadzam się z przedmówcą, jeśli chodzi o rolę trenera we współczesnym futbolu. Jednak omawiając przypadek Valencii pod wodzą zarówno Cupera, jak i Beniteza, trzeba pamiętać o piłkarzach, jacy reprezentowali barwy „Los Ches”. Był to bardzo dobry, ale przede wszystkim równy skład, gdzie nawet gwiazdy nie odstawały poziomem od reszty. Ubytki były uzupełniane rozsądnie, za co trzeba pochwalić szkoleniowców, zwłaszcza Rafę, który w ciągu całej swojej kariery trenerskiej pokazuje, na co go stać, a stać go na naprawdę wiele.

T.B.: Nadal świetnie pamiętam wielką grę Roberto Ayali, Vicente, Johna Carewa czy Kily Gonzaleza. To była znakomita ekipa, która na początku XXI wieku dwukrotnie zdobyła mistrzostwo Hiszpanii, jak również Puchar UEFA w 2004 roku. W zespole Rafy Beniteza było miejsce zarówno dla gwiazd, jak i młodych talentów. Hiszpański szkoleniowiec miał naprawdę dobry pomysł na grę „Nietoperzy”.

Ł.K.: Valencię można było uznać za jednego z największych potentatów hiszpańskiej piłki. Stać ją było nawet na wygranie rywalizacji o mistrzostwo Hiszpanii. Co się stało, że teraz klub jest w stanie walczyć co najwyżej o trzecie miejsce w lidze?

P.D.: Wydaje mi się, że należy tu wskazać dwa źródła takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, częste zmiany trenerów. Od 2004 roku aż sześciu szkoleniowców prowadziło mecze Valencii. Drugi problem jest bardziej prozaiczny. Obecna kadra Valencii jest nierówna. Świetni piłkarze ofensywni i bardzo średni defensorzy. Takie połączenie nie daje możliwości walki z Realem czy Barceloną. Jeśli dodamy do tego problemy finansowe i zawirowania na najwyższych szczeblach władzy, to mamy przepis na bardzo mocnego, ale jednak średniaka.

T.B.: Piotrek ma oczywiście rację. Jako główną przyczynę dzisiejszego stanu rzeczy wskazałbym finanse klubu. Nie oszukujmy się, Primera Division to niesamowicie mocna liga, w której, aby osiągać sukcesy, potrzebne są wielkie pieniądze. Obecnie Valencii nie stać na kupno gwiazdy za 40-50 milionów euro, bo w tym klubie każdy grosz się liczy. Dlatego w najbliższym czasie „Nietoperze” o mistrzostwie mogą zapomnieć.

D.W.: Na chwilę obecną Barcelona i Real nie mają sobie równych i to jest główny problem Valencii. Rozpoczynanie rozgrywek ze świadomością, że co najwyżej zakończą je na trzecim miejscu, nie jest zbyt miłe. Do tego dochodzą problemy finansowe klubu przekładające się na wahania formy, co z kolei skutkuje częstymi zmianami trenerów – piłkarze mają problemy z aklimatyzacją, bo jak można się do czegoś przyzwyczaić, skoro trwa bardzo krótko.

P.D.: Cała Valencia gra pod Villę. Unai daje mu pełną swobodę, za plecami ma Silvę, Matę i Banegę. Nic, tylko strzelać. To już niedługo stanie się przekleństwem „Los Ches”. „El Guaje” nie jest młodzieniaszkiem, poza tym, bardzo możliwy jest jego transfer do innego klubu. Gdy go zabraknie, trener będzie musiał od nowa konstruować drużynę, wpajać jej nowe schematy. Takie działania nie pozwolą Valencii być futbolową potęgą.

Ł.K.: Potęgę wielkiego klubu buduje się latami. Widać to po tym, czego w Manchesterze dokonał Alex Ferguson. W Walencji zaufano Unaiowi Emery’emu. Czy tego szkoleniowca stać na zbudowanie drużyny, która będzie mogła chociaż wyrównać osiągnięcia z początku XXI wieku?

T.B.: Nie ma na to szans. Spodziewam się, że gdy Estadio Mestalla opuszczą takie gwiazdy, jak Juan Mata, David Villa czy David Silva, ten klub będzie zaliczał się do solidnych średniaków Primera Division i nic więcej. Przyszłość VFC widzę naprawdę w czarnych barwach.

D.W.: Wszystko zależy od tego, czy w najbliższej przyszłości z klubu odejdą ci piłkarze. Porównywanie Unaia Emery’ego do sir Aleksa Fergusona jest naprawdę odważnym posunięciem, bo przecież to światowa sława, jeden z najlepszych, jak nie najlepszy, trener na świecie. Dla mnie „Nietoperze” nigdy nie będą grać tak jak Manchester, no chyba że ich obecny szkoleniowiec pozostanie w klubie na jakieś 16 lat.

P.D.: Podstawową rzeczą, jaką trzeba powiedzieć, jest fakt, że Ferguson jest menadżerem United, a Unai trenerem Valencii. Prerogatywy Aleksa są o niebo większe i dają mu możliwość pełnej kontroli nad drużyną, a pełnej kontroli nie ma żaden hiszpański trener. Moim zdaniem Emery straci pracę już po tym sezonie, jest po prostu nieprzewidywalny, popełnia dużo błędów. W pamięci utkwił mi mecz z początku sezonu, gdy Bask zdjął z boiska Banegę, ofensywnego pomocnika, i wprowadził obrońcę. Postanowił bronić wyniku 1:0 przez 40 minut. Valencia ten mecz zremisowała, tracąc gola w 90. minucie.

Obecna sytuacja Valencii zdecydowanie przypomina równię pochyłą. Niby jest dobrze, lecz jednak sytuacja klubu jest coraz gorsza i nie zanosi się, żeby w najbliższym czasie uległa poprawie. Wygląda na to, że sen zespołu z Estadio Mestalla o wielkości minął bezpowrotnie. Choć, skoro od podstaw udało się zbudować potęgę Sevilii, to może i w Walencji jest to możliwe.

W dyskusji udział wzięli: Łukasz Koszewski (Premier Liga), Tomasz Bejnarowicz (Bundesliga), Piotr Dyga (Primera Division) i Dominik Wronka (Eredivisie).

Komentarze
~znawca (gość) - 15 lat temu

fajnie, ze o druzynie z PD wypowiadaja sie eksperci z
lig innych. niestety, jak to zazwyczaj jest w takich
sytuacjach, wiedza owych ekspertow ogranicza sie
pewnie do znajomosci realu i barcy, a jak przyjdzie
omowic inna druzyne, to pojawiaja sie schody i tak
jak tutaj, powtarzanie najbardziej popularnych opinii

~hahaha (gość) - 15 lat temu

dno to sa znaFcy przez duze F

~Edward (gość) - 15 lat temu

-"eksperci' od eredivisie itp lepiej niech się
zajmą swoją ligą którą przegonią niebawem Rumuni i
Ukraińcy o ile już to się nie stało a spec od PD
widać też oprócz pewnie Barcy i Realu za dużo o tej
lidze nie wie...
- VCF nie VFC jak już !
- Banega jest DEFENSYWNYM pomocnikiem matołki nie
ofensywnym !
- zespół jest silniejszy kadrowo niż rok temu więc
gdzie tu równia pochyła ..
- co do trenera zgoda - jest za małym pionkiem dla
takiego klubu i ma na koncie całą gamę takich
'wpadek' jak tą o której wspomniano...

Najnowsze