W dzisiejszych czasach, kiedy z jednej półkuli na drugą można dolecieć w ciągu kilku godzin, nikogo nie dziwi zmiana obywatelstwa przez podróżujących w poszukiwaniu lepszego bytu. Co jednak, gdy „obywatel” zabiera miejsce w reprezentacji kraju rodowitemu obywatelowi? Coraz częściej media nagłaśniają sprawy piłkarzy, którzy mają paszporty dwóch narodów i zastanawiają się nad wyborem barw kadry, których będą w przyszłości bronić. Nad poczynaniami tychże zawodników, motywacją ich takiego, a nie innego działania oraz przyszłości „Polaków” w naszej reprezentacji w ramach cyklu "Na Trybunie" dyskutują: Łukasz Koszewski, Sławomir Kruczek, Piotr Matuszak i Mateusz Stanaszek.
P.M.: Młody piłkarz, wschodząca gwiazda, często staje przed wyborem, który kraj będzie w przyszłości reprezentował. Czym powinien kierować się człowiek stojący przed takim dylematem, a czym w rzeczywistości kierują się zawodnicy?

S.K.: Moim zdaniem przy wyborze kraju, który ma reprezentować, młody piłkarz powinien kierować się przede wszystkim przywiązaniem do danego narodu. Nawet mając podwójne obywatelstwo, zawsze różne czynniki sprawiają, że młodzi ludzie bardziej utożsamiają się z danym krajem i ten właśnie powinni według mnie reprezentować.
Ł.K.: Na pewno reprezentowanie innego kraju może stanowić niejako odwdzięczenie się za piłkarski rozwój lub samą możliwość zostania piłkarzem. Ważniejsze od pochodzenia jest to, kim naprawdę się czujemy. Można tu podać przykład Francji – jedynej czarnej reprezentacji w Europie. Skoro przybysze z Afryki czują się Francuzami i chcą reprezentować ten kraj, to nie widzę w tym nic złego.
M.S.: Każdy zawodnik powinien podejmować decyzję zgodną z własnym sumieniem. Jeśli przebywa w danym kraju przez dłuższy czas, zna język, posiada obywatelstwo i czuje się związany z nową ojczyzną nie tylko przez paszport, wtedy może reprezentować ten kraj.
Ł.K.: Zdarza się, że zawodnicy wybierają kadrę innego kraju, ponieważ rodzima reprezentacja ich nie zauważyła lub nie chciała dać im szansy. W tej sytuacji przykłady Mirosława Kloze (Miroslava Klose) i Łukasza (Lukasa) Podolskiego mówią same za siebie.
P.M.: Często wybór pada na kadrę, w której piłkarz ma większe szanse kiedykolwiek wystąpić. Co wtedy z motywacją? Czy będzie bronił barw z pełnym zaangażowaniem godnym gry w reprezentacyjnej koszulce?
S.K.: Jeśli piłkarz wybiera reprezentację, w której ma większe szanse wystąpić, to musi mieć jakąś motywację. Często piłkarze widzą okazję w grze dla innej reprezentacji do pokazania się szerszej publiczności, wystąpienia na międzynarodowych imprezach, czy zwrócenia na siebie uwagi silniejszych klubów. Wtedy przywiązanie do danego kraju nie jest może duże, ale na pewno zawodnik zmotywowany tego rodzaju czynnikami jest w stanie być wzmocnieniem dla reprezentacji.
M.S.: Ja posłużę się przykładem reprezentacji Turcji. Gra w niej urodzony w Brazylii Mehmet (dawniej Marco) Aurelio. Na pewno nie miałby szans na występy w reprezentacji Canarinhos, ale grając przez wiele lat na tureckich boiskach, dojrzał do decyzji przyjęcia obywatelstwa państwa znad Bosforu, został muzułmaninem i zaczął występować dla nowej ojczyzny z dobrym skutkiem dla siebie, jak i dla kraju. Stał się ważnym elementem reprezentacji Turcji. Dzisiaj Mehmet z pewnością ma silniejszą więź z „nową ojczyzną”.
Ł.K.: Jeżeli już wybiera się inną reprezentację, to w jakimś konkretnym celu. Występów w niej oczekuje się z takim samym zdenerwowaniem, a na boisku prezentuje się z równie wielkim zaangażowaniem, jak gdyby była to rodzima kadra. Tutaj można przytoczyć przykład przyszłego reprezentanta Polski, Ludovika Obraniaka. Choć miał propozycję gry w barwach swojej ojczyzny, Francji, zdecydował, że woli jednak założyć koszulkę z białym orzełkiem. I nie wątpię, że w każdy swój ruch na boisku będzie w pełni zaangażowany.
P.M.: Jak według was powinna wyglądać sprawa bariery językowej? Czy ktoś nieznający języka danego kraju powinien być w ogóle brany pod uwagę przy powołaniach do reprezentacji?
Ł.K.: Język akurat nie stanowi większego problemu na boisku. Piłkarze przecież nie wołają do siebie i nie informują się w ten sposób, gdzie pójdzie piłka lub komu zamierzają ją podać. Każda akcja, każde zagranie jest ćwiczone i udoskonalane na treningach, każdy wie, gdzie ma w danym momencie być, więc posługiwanie się mową jest tutaj zbyteczne. Ponadto o wiele szybszym sposobem komunikacji jest pewien umowny system znaków, aniżeli słowa.

M.S.: Tutaj nie do końca zgodzę się z Łukaszem. Owszem, do gry nie jest potrzebna dobra znajomość języka, czego dowodem są sukcesy drużyn klubowych, w których występują piłkarze z różnych krajów, nie zawsze znający ten sam język. W przypadku reprezentacji chodzi jednak o coś innego. Piłkarz jest takim samym człowiekiem jak każdy i nie powinien otrzymywać obywatelstwa bez znajomości języka. Wątpię, żeby Roger czy Emmanuel Olisadebe kiedykolwiek nauczyli się języka polskiego, a jako obywatele Polscy powinni znać „ojczystą” mowę.
S.K.: Ta kwestia jest niewątpliwie sporna, jednak niejednokrotnie sama znajomość języka nie wystarczy. Na boisku istotna jest umiejętność komunikacji, jednak to nie nią wygrywa się mecze. Czasem więc w kraju, w którym brakuje dobrych piłkarzy, reprezentant nieznający języka potrafi grać o klasę lepiej niż rodzimi piłkarze z danego kraju. Tutaj więc ważny jest nie tylko język, ale i klasa piłkarza.
Ł.K.: Mnie w tej sytuacji przypominają się Mistrzostwa Świata U-20 w Kanadzie, kiedy to w zespole Michała Globisza grali nieznający polskiej mowy Damian Rączka czy Ben Starosta. Nie przeszkodziło im to, zwłaszcza temu drugiemu, w rozegraniu całkiem przyzwoitego turnieju. Mający polskie korzenie Anglik sprawiał wrażenie rdzennego reprezentanta Polski. To potwierdza, że w przypadku piłki nożnej język nie jest, a przy obecnym tempie gry długo nie będzie, najważniejszy.
M.S.: Obecnie podobnie będzie wyglądać sytuacja z Ludovikiem Obarniakiem, ale on, w przeciwieństwie do innych „stranierich” w historii polskiej reprezentacji, uczy się języka. Miło byłoby, gdyby Roger, który po Euro 2008 myśli tylko o tym, by wyjechać na zachód, wziął z niego przykład.
P.M.: Co z „Polakami” w naszej rodzimej reprezentacji? Powołania kogo możemy się w najbliższym czasie spodziewać? Na czyj trener powinien postawić, a kto powinien zostać ominięty szerokim łukiem?
S.K.: Moim zdaniem po tym, jak do kadry z obcokrajowców dołączył Roger, na razie nie będzie więcej takich przypadków. Przede wszystkim trudno znaleźć piłkarzy, którzy są dobrzy i chcą dla nas grać. Na pewno jednak warto szukać młodych talentów występujących za granicą, a niejednokrotnie mających polskie korzenie i obywatelstwo. Tacy piłkarze na pewno czuliby się w kadrze bardziej Polakami, a też nie byłoby tylu kontrowersji związanych z ich grą dla reprezentacji Polski.
Ł.K.: Dobrze, że znalazł się wśród obcokrajowców ktoś z poczuciem polskości jak Ludovic Obraniak. Jednak więcej takich przykładów kadrze nie wróżę. Lepiej jest poszukać Polaków za granicą, a potem nie pluć sobie w twarz z powodu straty talentów, chociażby Miroslava Klose, Lukasa Podolskiego, Piotra Trochowskiego czy Tomasza Radzinskiego. To o wiele lepsze, niż naturalizowanie obcokrajowców, którzy w pewnym momencie zaczynają robić łaskę, że przyjadą na zgrupowanie (takich jak Emmanuel Olisadebe).
M.S.: Obaj macie rację, jednak na początku przydałoby się, żeby działacze PZPN-u wzięli przykład ze swoich tureckich kolegów i wyszukiwali piłkarzy, którzy w przyszłości mogliby przydać się kadrze. Przypominają mi się przykłady chyba dwóch najbardziej znanych „utraconych” talentów: Miroslava Klose, który swego czasu był trenowany w rezerwach Kaiserslautern przez Stefana Majewskiego oraz Lukasa Podolskiego, kolegi klubowego Tomasza Kłosa w FC Koeln. W obu przypadkach PZPN był głuchy na podpowiedzi szkoleniowca i ówczesnego piłkarza polskiej kadry. Należy pamiętać, że nie wystarcza raz zaprosić młodego chłopaka do konsulatu polskiego i wręczyć mu pamiątkową koszulkę.
Jak widzimy, sprawy „obywateli” i obywateli wciąż wzbudzają wiele kontrowersji. Zdania na temat chociażby bariery językowej są bardzo zróżnicowane i być może takie rozbieżności w poglądach spowodowały, że dziś polska kadra jest uboższa o kilku solidnych piłkarzy z polskimi korzeniami. Jak na razie nie zapowiada się, że do narodowej kadry trafią kolejni obcokrajowcy z polskim paszportem, ale sytuacja może się diametralnie zmienić w przypadku awansu Polski na Mistrzostwa Świata 2010. Jednak wtedy będzie lepiej, jeśli władze PZPN-u zajrzą na zachodnie boiska i zaproszą do kadry utalentowanych Polaków.
W dyskusji udział wzięli: Piotr Matuszak, Sławomir Kruczek (Primera Division), Łukasz Koszewski i Mateusz Stanaszek (Premier Liga).