Piłkarska inauguracja sezonu na Red Bulls Arena nie wypadła okazale. Miejscowe Czerwone Byki zremisowały w sobotę z Colorado Rapids 1:1 po bardzo przeciętnym, momentami wręcz nudnym spotkaniu. Gola dla NY zdobył niezawodny Thierry Henry, który w pewnym momencie zadebiutował także w roli... kamerzysty.
W ubiegłym tygodniu Red Bulls wrócili z Vancouver z bagażem czterech goli i zerowym dorobkiem punktowym, dlatego też miejscowi kibice spodziewali się rehabilitacji w meczu z Colorado Rapids. Dodatkową motywacją miał być fakt zaprezentowania okolicznościowego, podwieszonego pod kopułą stadionu banera upamiętniającego zdobycie przez nowojorczyków Supporters Shield – dla drużyny, która zgromadzi największą ilość punktów w rundzie zasadniczej – w ubiegłym sezonie.
Jeśli Mike Petke i podopieczni chcą powtórzyć to osiągnięcie, czeka ich mnóstwo pracy. Mecz oglądało się bardzo trudno, piłkarze mieli problemy z boiskową komunikacją, składnych akcji było jak na lekarstwo. Mateusz Miazga – jedyny Polak w Red Bulls (który tym razem nie znalazł się w kadrze meczowej i oglądał spotkanie z wysokości trybun) – ziewał ze znużenia. Po początkowej lekkiej przewadze Red Bulls lepsze wrażenie zaczęli sprawiać goście, którzy jeszcze przed przerwą mogli wyjść na prowadzenie, gdyby Luis Robles nie zatrzymał strzałów Dillona Serny i Nicka LaBrocci.
Wypełniony w połowie stadion (oficjalnie biletów sprzedano ponad 20,000) ożył na chwilę w 57.minucie, kiedy dośrodkowanie Lloyda Sama zakończył celnym „szczupakiem” Thierry Henry. Dobrą robotę przy tej akcji wykonał także Tim Cahill, który ściągnął na siebie uwagę dwóch obrońców Colorado i umożliwił Titiemu strzelenie 42. bramki w barwach Red Bulls. Taki wynik stawia Francuza na drugim miejscu wśród klubowych strzelców – 16 trafień więcej ma Kolumbijczyk Juan Pablo Angel. Po strzelonym golu Henry popisał się także interesującą cieszynką – wskoczył za bandę reklamową, odsunął kamerzystę od kamery telewizyjnej i przez chwilę wcielił się w rolę filmującego radość swoich kolegów. Po obejrzeniu efektów jego pracy trzeba obiektywnie stwierdzić, że jednak gra w piłkę wychodzi mu dużo lepiej.
Nowojorczycy zamiast pójść za ciosem zapadli w kolejny letarg, co skwapliwie wykorzystali goście. W 71. min reprezentant Hondurasu Marvin Chavez padł jak rażony piorunem w polu karnym po starciu z Jamisonem Olave i mimo protestów gospodarzy arbiter Allan Kelly wskazał na wapno. Jedenastkę wykorzystał były gracz Schalke i kadry Urugwaju Vincente Sanchez.
Więcej goli już nie padło i Red Bulls za tydzień pojadą szukać pierwszego zwycięstwa do Chicago, które też jeszcze w tym sezonie nie zaznało smaku wiktorii. Początek spotkania na Toyota Field odbędzie się o godzinie 15:00 czasu nowojorskiego. Transmisja na MSG i UniMas.
MLS Regular Season
Red Bull Arena – Harrison, NJ
15 Marzec 2014, 16:00
New York Red Bulls – Colorado Rapids 1:1 (0:0)
1:0 – Thierry Henry 1 (Lloyd Sam) 57’
1:1 – Vicente Sanchez 1 (rzut karny) 72’
New York Red Bulls (0-1-1, 1 pkt.): Luis Robles, Richard Eckersley, Jamison Olave, Armando, Roy Miller, Lloyd Sam (Eric Alexander 81’), Tim Cahill, Dax McCarty, Bobby Convey (Jonny Steele 67’), Bradley Wright-Phillips (Peguy Luyindula 86’), Thierry Henry.
Colorado Rapids (0-0-1, 1 pkt.): John Berner, Chris Klute (Marc Burch 52’), Shane O’Neill, Marvell Wynne, Drew Moor, Dillon Serna, Nick LaBrocca, Dillon Powers (Vicente Sanchez 65’), Jose Mari, Gabriel Torres, Deshorn Brown (Marvin Chavez 61’).
Sędziował: Alan Kelly
Żółte: Sam, Armando – Brown, Sanchez
Widzów: 20,542