Trzydzieści kilka minut świetnej gry Polaków. Właśnie po tym czasie doszło do starcia Arkadiusza Milika z Jannikiem Vestergaardem. Prowadzimy 2:0, ryzykowanie zdrowia młodego piłkarza jest bezsensowne, trener Nawałka słusznie decyduje się na zmianę w przerwie. I w tym momencie na horyzoncie pojawiają się internetowe pioruny.
„Dlaczego za napastnika wchodzi Linetty?!”. „Mamy fantastycznego Teodorczyka, a trener wpuszcza pomocnika!”. „Gdyby nie fatalne zmiany, byłoby 8:0”. Cytaty są prawdziwe, tak fani reagują na decyzje personalne selekcjonera. Łukasz Teodorczyk w oczach komentatorów wychodzi na pierwszego męczennika RP. Czy na pewno jesteśmy zakładnikami gry z dwoma napastnikami? Czy na pewno to od tej zmiany zaczęło dziać się źle? Niekoniecznie…
„Teo” zbawiciel?
Były napastnik Wkry Żuromin, Polonii Warszawa i Lecha Poznań to bardzo dobry piłkarz, bez cienia wątpliwości. Gdyby było inaczej, nie dostawałby powołań, wszak na „dziewiątce” wybór mamy bardzo bogaty. Problem w tym, że to gracz wręcz stworzony do gry w systemie z jednym wysuniętym graczem. Milik z Lewandowskim uzupełniają się idealnie. Obaj lubią cofać się po piłkę, ale nie robią tego w tym samym momencie. Fenomenalna technika, zdolność stwarzania sytuacji kolegom, ale też wzajemnie śledzenie się z partnerem w pierwszej linii, by nie powielać boiskowych zadań. Jeśli wymienimy gracza Napoli na Teodorczyka, otrzymamy piłkarza oczekującego piłki pod polem karnym, naciskającego obrońców, wchodzącego w wiele pojedynków. Ale za kreowanie raczej się nie weźmie. Efekt? Nasza największa gwiazda niejako byłaby zmuszona do pracy na rzecz gracza Anderlechtu, a już coś podobnego przerabialiśmy za Waldemara Fornalika, gdy Lewandowski w kadrowym kryzysie strzeleckim miał być mózgiem i stwarzać okazje partnerom. To się nie udaje.
Linetty problemem?
Powyższa teza najwyraźniej nie umknęła Adamowi Nawałce, który przy wyniku 2:0 zdecydował się przejść na system z trzema środkowymi pomocnikami. Zdawało się, że to dobry ruch, wszak Karol Linetty jest w świetnej formie, szybko stał się czołowym piłkarzem Sampdorii doskonale radzącym sobie w niesłychanie wymagającej Serie A. Efekt nie był jednak taki, jakiego oczekiwałby trener i pewnie sam zawodnik. Wychowanek akademii piłkarskiej Lecha Poznań nie kreował sytuacji podbramkowych, biegał od pola karnego do pola karnego, momentami gubiąc tempo. Tym bardziej to przykre, że świetny mecz zanotował wreszcie Piotr Zieliński, zwykle najbardziej krytykowany środkowy pomocnik w naszych szeregach. Co zawiodło? Dublowanie pozycji.
Gdy stawką są niesamowicie kluczowe trzy punkty, trudno oczekiwać ryzyka zamiast sprawdzonego wcześniej wariantu. Nawet jeśli wariant ten zawodzi.
„Zielek” teoretycznie lepiej czuje się w ustawieniu z trzema piłkarzami w środku pola, rozkwitł w Empoli, gdy miał jednego kolegę mocniej zaangażowanego w defensywę i jednego w kreowanie gry. Linetty poradziłby sobie jako jedyny partner Krychowiaka, bo nie stanowi dla niego problemu nieustanna walka o piłkę. Zieliński po wejściu młodszego kolegi dalej prezentował się więcej niż poprawnie, ale nie zmienił bilansu swojej gry. Dalej był typową „ósemką”. W efekcie Robert Lewandowski zdany był wyłącznie na siebie, ewentualnie mógł powymieniać piłkę ze skrzydłowymi. Gdy dołączymy do tego niepewność i ogólnie słabą dyspozycję Krychowiaka, dostajemy paraliż środka i odcięcie snajpera od podań. Nieszczęście gotowe.
Rozwiązanie problemu w innym napastniku?
Głosy popierające Łukasza Teodorczyka są zrozumiałe. Bramki strzela seriami, stąd kibice chcą widzieć jego i swoją radość z goli, tym razem dla kadry narodowej. Kiedyś domagano się z różnym skutkiem Marcina Mięciela, Tomasza Frankowskiego czy Grzegorza Piechny, czyli to nic nowego. Warto jednak zastanowić się, co jest najlepsze dla drużyny.
Jeżeli już selekcjoner chciałby zmienić Milika i wprowadzić drugiego napastnika, lepszą opcją byłby raczej Kamil Wilczek. Wyborny snajper, który połowę swojej kariery występował w środku pola. Technika na niezłym poziomie, świetna gra głową z powodu wyczucia czasu. No i dobra szybkość. Mógłby wypełnić lukę po graczu Napoli, przy odrobinie szczęścia i „na fantazji” pewnie nawet nie zauważylibyśmy różnicy. Tyle że teraz kłaniać zaczyna się problem związany z brakiem meczów towarzyskich. Król strzelców ekstraklasy sezonu 2014/2015 nie ma na koncie nawet jednego występu w reprezentacji, nawet jednej rozegranej minuty. Gdy stawką są niesamowicie kluczowe trzy punkty, trudno oczekiwać ryzyka zamiast sprawdzonego wcześniej wariantu. Nawet jeśli wariant ten zawodzi.
Nawałka: Nie kusiło mnie by wprowadzić drugiego napastnika. Plan był przejrzysty.
— iGol (@igolpl) October 8, 2016
Cieszmy się, że zawodnicy wytrzymali boiskowe ciśnienie. O mały włos, a znów na własne życzenie stracilibyśmy trzy punkty w niesamowicie głupich okolicznościach. Na szczęście tym razem udało się wygrać, a sytuacja w tabeli uległa znacznej poprawie. Co ważne, kłótnie kibiców nareszcie (!) dotyczą tego, kogo wpuścić z ławki, bo zrobiło się na niej bogato (wcześniej krzyczano o zmiany, nie podając personaliów – nikogo sensownego tam zwykle nie było). Jeśli jednak Arkadiusz Milik nie będzie mógł zagrać z Armenią, Adam Nawałka musi bardzo poważnie przemyśleć, na jaki wariant taktyczny się zdecydować.