Górnik Zabrze ograł na własnym boisku Koronę Kielce 2:0 w spotkaniu rozgrywanym w ramach 24. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Obie bramki dla gospodarzy w pierwszej połowie zdobył Arkadiusz Milik.
Spotkanie w Zabrzu było pojedynkiem dwóch zespołów, które w rundzie wiosennej prezentują się nadspodziewanie dobrze. Korona, której położenie pozwala jej myśleć o walce o europejskie puchary, pragnęła wrócić do Kielc z kompletem punktów.

Początek spotkania nie był zbyt porywający. Gra toczyła się głównie w środku pola, a żadna drużyna nie potrafiła zdominować rywala. Pierwszy godny odnotowania strzał oddali kielczanie. Było to w 13. minucie spotkania, a uderzeniem popisał się Gołębiewski. Futbolówka przeleciała jednak obok bramki.
W kolejnych minutach gra toczyła się w nieco szybszym tempie. Tym razem zespołom brakowało jednak dokładności w ostatnim podaniu. Kilkakrotnie prawą stroną urywał się Olkowski, ale niewiele z tego wynikało.
Sytuacja na boisku diametralnie uległa zmianie po nieco ponad pół godzinie gry. Wtedy to błąd popełniła defensywa gości. W sytuacji sam na sam z Małkowskim znalazł się Milik. Młody zawodnik Górnika próbował minąć golkipera Korony. Ten sfaulował jednak rywala, a sędzia nie miał wątpliwości, wskazując w tej sytuacji na jedenasty metr. Do piłki podszedł sam poszkodowany, który pewnym strzałem umieścił piłkę tuż przy słupku.
Kilka minut później znów w głównej roli oglądaliśmy Milika. Utalentowany piłkarz otrzymał bardzo dokładne podanie za linię obrony, dzięki czemu po raz drugi w krótkim odstępie czasu znalazł się sam na sam z Małkowskim. Tym razem postanowił, że nie będzie mijał bramkarza. Na wysokości jedenastego metra podniósł głowę do góry, spojrzał, jak ustawiony jest bramkarz, i strzałem w długi róg podwyższył wynik na 2:0.
W drugiej połowie gospodarze starali się narzucić gościom swój styl gry. Nie stwarzali sobie jednak zbyt wielu ciekawych sytuacji do zdobycia gola, podobnie jak Korona. Groźnie pod jedną z bramek zrobiło się dopiero w 57. minucie. Wtedy to strzelać próbował Nakoulma. Jego uderzenie wprawdzie zostało zablokowane ręką, ale arbiter nie odgwizdał przewinienia, ponieważ zawodnik gości znajdował się zbyt blisko piłkarza z Burkina Faso i nie był w stanie odsunąć ręki.
Na boisku mieliśmy coraz więcej agresywnej gry. Zawodnicy sami próbowali wymierzać sprawiedliwość, uciekając się do fauli. Nie sprzyjało to jednak podniesieniu atrakcyjności widowiska.

W 66. minucie po nieudanym piąstkowaniu Skorupskiego zakotłowało się w polu karnym Górnika, ale ostatecznie obrońcy wyjaśnili sytuację. Kolejną dobrą okazję do zdobycia bramki Korona miała po kolejnym zamieszaniu podbramkowym. Z dziesięciu metrów uderzał Korzym, ale tym razem golkiper gospodarzy popisał się dobrą interwencją.
Kolejny raz Korzym próbował w 76. minucie. W tej sytuacji jego strzał z dystansu przeleciał jednak minimalnie obok słupka bramki strzeżonej przez Skorupskiego.
Na dziesięć minut przed końcem meczu Górnik mógł całkowicie pogrążyć gości. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Magiera. Piłka spadła wprost na głowę Szeweluchina, który trafił tylko w poprzeczkę. Ukrainiec może pluć sobie w brodę, ponieważ była to wymarzona okazja do zdobycia gola. Obudziło to nieco gospodarzy, którzy w kolejnych minutach kilka razy stwarzali sobie groźne sytuacje pod bramką Małkowskiego. Najpierw strzał Milika zablokował Stano, a chwilę później Magiera uderzył niecelnie.
W 88. minucie do strzału w zamieszaniu podbramkowym doszedł Jamróz, ale Skorupski zdołał złapać piłkę na linii. Chwilę później akcja przeniosła się pod bramkę gości. Do wycofanej przed pole karne futbolówki dopadł Marciniak, który uderzył bez zastanowienia. Zrobił to jednak niecelnie i Małkowski tylko odprowadził piłkę wzrokiem.
Do końca meczu wynik nie uległ zmianie i to gospodarze cieszyli się ze zdobycia trzech punktów. Trzeba przyznać, że podopieczni Adama Nawałki zasłużyli na zwycięstwo w tym meczu. Pokazali, że w spotkaniach z drużynami z czołówki tabeli są w stanie walczyć jak równy z równym i wygrywać. Bohaterem meczu bez wątpienia można ochrzcić młodego Arkadiusza Milika, który zdobył dwie bramki i był ważną postacią w grze Górnika. Z kolei Korona zupełnie nie przypominała zespołu, który wiosną przed meczem w Zabrzu stracił zaledwie jedną bramkę. Ekipa prowadzona przez Leszka Ojrzyńskiego w wielu momentach sprawiała wrażenie nieporadnej. Zawiódł jeden z liderów drużyny, Paweł Sobolewski, co zapewne także nie było bez znaczenia. Niemniej jednak kielczanie mimo porażki wciąż pozostają wśród drużyn, które powalczą o możliwość gry w europejskich pucharach.