Dotychczasowa przygoda młodego Holendra w Manchesterze United nie układa się po jego myśli. Znikoma liczba goli oraz asyst spowodowała utratę zaufania u trenera, a to przełożyło się na zmniejszoną liczbę minut spędzonych na boisku. Angielskie media prześwietlają każdą możliwą pozaboiskową aktywność, a kibice pogrążeni w marazmie spowodowanym słabymi wynikami ulubionej drużyny tracą do niego cierpliwość. Co jest przyczyną takiej, a nie innej postawy utalentowanego skrzydłowego?
Wyobraź sobie, że jesteś Depayem. Po dobrze rozegranym sezonie w barwach PSV, w którym notujesz znakomite osiągi i kończysz sezon z największą liczbą strzelonych goli oraz tytułem mistrza kraju, dostajesz szansę na reprezentowanie barw Holandii na mistrzostwach świata w Brazylii. Tam razem z kolegami zdobywasz trzecie miejsce, zostając zarazem jednym z największych odkryć turnieju. Stajesz się głównym celem transferowym letniego okienka i ostatecznie przenosisz się do Manchesteru United za prawie 30 milionów euro. Przy okazji otrzymujesz koszulkę z legendarną siódemką i miano nowego Cristiano Ronaldo. Nieźle? Mało powiedziane.
https://www.youtube.com/watch?v=5A9JdqwdXhI
Strzały z dystansu, święty drybling, perfekcyjne stałe fragmenty oraz szybkość i spryt. Te wszystkie atuty godne największego europejskiego talentu miały przynieść „Czerwonym Diabłom” skrzydłowego z krwi i kości. Takiego, którego brakuje w klubie od czasów słynnego Portugalczyka.
Czy po 1628 minutach reprezentowania zespołu z czerwonej części Manchesteru spełnił oczekiwania? Nie do końca… No dobra, zupełnie nie. Wystarczy powiedzieć, że aktualnie Memphis Depay stawiany jest na czele wszelkich rankingów w roli najgorszego zakupu ostatniego okienka transferowego.
Jak to wygląda w liczbach? Bardzo blado. Piłkarz ma na swoim koncie we wszystkich rozgrywkach w sumie pięć goli i tyle samo asyst. W samej Premier League ogranicza się to do zaledwie dwóch trafień i jednego ostatniego podania. Pewnym usprawiedliwieniem mógłby być brak okazji wynikających z siedzenia na ławce. Nie ma o tym jednak mowy, Louis van Gaal od początku sezonu konsekwentnie stawiał bowiem na swojego rodaka. Do czasu.
Koniec zaufania przyszedł po domowym meczu ze Stoke w 18. kolejce, gdy po pechowej asyście do Bojana zszedł po 45 minutach słabej gry. Od tego czasu Memphis nie wyszedł w wyjściowej jedenastce ani razu, dostając jednocześnie większe bądź mniejsze szanse jako dżoker. Minuty spędzone na placu gry w roli rezerwowego nie przełożyły się jednak na wzrost efektywności w postaci goli czy asyst.
Presja, zbyt duże wymagania, zła kondycja całej drużyny, problemy z aklimatyzacją? Na pewno każdy z tych czynników wpływa na taki stan rzeczy. Niełatwo jest wejść do drużyny borykającej się z wewnętrznymi problemami, której formę najlepiej obrazuje aktualna lokata w tabeli. Jeszcze trudniej wytrzymać naciski kibiców, którzy od lat szukają godnego nosiciela trykotu z numerem 7.
Kompleks Ronaldo, bo tak można nazwać piętno dotykające każdego nowo przybyłego skrzydłowego Manchesteru United, dotykał każdego z nich, nie oszczędzając tym samym bohatera tego artykułu. Tak było z Nanim, Valencią, Youngiem, a nawet z niepozornym Zahą. Porównania i wymóg dostosowania się do wyżyłowanych na niebotyczną skalę oczekiwań nie odstępowały ani na krok. Sytuację mógł uratować nie kto inny jak bohater największego hitu transferowego letniego okienka sezonu 2014/2015 – Di Maria. Ten jednak swoją do dziś niezrozumiałą postawą o opuszczeniu klubu rozwścieczył kibiców do granic możliwości, stając się jednocześnie jedną z tych postaci, której nazwiska lepiej nie wypowiadać w ich obecności. Tym samym Argentyńczyk jeszcze bardziej utrudnił pracę młodemu Memphisowi.
Nie pomaga mu również niespodziewana konkurencja w postaci Anthony’ego Martiala, Jessiego Lingarda oraz Juana Maty. Pierwszy z nich, przychodzący jako środkowy napastnik, jest wykorzystywany przez holenderskiego menedżera jako lewoskrzydłowy. 20-letni Francuz dzięki swojej niespodziewanie dobrej postawie zdobył wielkie uznanie i jest obecnie uważany za największy atut kadry. Z Lingardem sprawa jest jeszcze ciekawsza. Anglik, mimo dobrej gry na przedsezonowym tournee, długo nie dostał szansy na zaprezentowanie się widowni Premier League. Obecnie jednak stał się piłkarzem podstawowego składu i co najważniejsze – swoją obecność przekłada na bramki. W ostatnich pięciu występach zanotował trzy trafienia, a we wszystkich dwunastu występach uzbierał cztery bramki. Mata zaś jest stałym bywalcem składu, gdzie występuje naprzemiennie na pozycji „dziesiątki” lub „oszukanego” prawoskrzydłowego.
Równie dobrze wiadomo, że nierozłącznym „kompanem” piłkarza borykającego się z problemami słabych występów są wszędobylskie media, które nie wahają się przy nadarzającej się okazji wbić szpilkę. Wyjątkowo upodobały sobie barwną postać Depaya, która nie boi się dzielić swoim pozaboiskowym życiem. Dzięki nim wiemy już, ile kosztuje jego auto (dla ciekawskich: jest to Rolls Royce Phantom Drophead Coupe – 250 tys. funtów), jakie robi zakupy w sklepie oraz z kim się spotyka. Oczywiście wiadome jest, że według tabloidów każda z tych rzeczy jest cząstką niepowodzenia młodego piłkarza.
https://twitter.com/DaysUnited/status/696404661654458368
Przejdźmy teraz do rzeczy leżącej u podstaw przemiany Holendra. Dlaczego magiczne nogi, które przyłożyły się do 22 bramek oraz sześć asyst w najlepszym dla piłkarza sezonie w Eredivisie, nie są w stanie powtórzyć nawet połowy swoich osiągnięć? Najłatwiej będzie przyrównać 21-latka do innej osobistości, takiej, która na własnej skórze przekonała się o różnicy klas pomiędzy obydwiema ligami.
Pierwszym kandydatem, jaki przychodzi do głowy, jest Luis Suarez, którego wyczyny (i ugryzienia) są nadal świetne pamiętane. Wtedy jeszcze 24-letni Urugwajczyk zamienił w 2011 roku Ajax na Liverpool. Miasto Beatlesów witało Urugwajczyka niczym bóstwo mające odmienić smutną niedolę klubu, przychodził bowiem zawodnik, który w jednym sezonie ligi holenderskiej strzelił kosmiczne 35 goli i wykonał 17 asyst.
Jak wyglądało pierwsze pół roku (przyszedł w zimowym okienku transferowym) napastnika na boiskach Premier League? W 13 meczach zanotował cztery bramki i pięć asyst. Kolejne lata stanowiły coraz śmielsze kroki, czego punktem kulminacyjnym było strzelenia 31 goli (z uwzględnieniem zawieszenia na pięć pierwszych kolejek). Trzeba pamiętać, że mówimy tu o napastniku. Widać wyraźnie, że udana aklimatyzacja, która nierzadko wymaga czasu, jest aspektem kluczowym, przesądzającym o jakości występów danego zawodnika.
Pocieszeniem dla Depaya może być również dyspozycja Edena Hazarda. Gwiazdor Chelsea, którego samo przytoczenie nazwiska powodowało zawrót w głowie każdego bocznego obrońcy, obecnie znajduje się pod formą. Belg nie strzelił w tym sezonie Premier League ani jednej bramki! Czy można zatem pokusić się o określenie wartości zawodnika w przekroju zaledwie jednego sezonu? Nie w Anglii.
Van Nistelrooy: Depay not ready to be brilliant…just yet! https://t.co/hTEuUe694g pic.twitter.com/cxgfXb9OAH
— Sky Sports Premier League (@SkySportsPL) November 25, 2015
Depay, określany mianem trudnego chłopaka, niewątpliwie musi cały czas ciężko pracować, żeby nadążyć za szaleńczym tempem angielskiej ligi. Jest to głównie walka ze swoją psychiką, która wydaje się, że czeka na impuls, mały bodziec mogący stać się trampoliną do wyskoku na właściwy poziom. Zaoferowana przez Ryana Giggsa pomoc w znalezieniu dobrej ścieżki może być tym, czego mu właśnie potrzeba. Czy drzemie w nim tak duży potencjał, o jakim zapewniają nas jego wcześniejsi trenerzy oraz koledzy po fachu? O tym przekona nas sam zainteresowany.