Kurz już opadł, szampany pootwierane, pierwsze łzy smutku wylane. Za nami zakończone w niedzielę mistrzostwa Europy U-19, z których w glorii zwycięzców wyjechali zgodnie z przewidywaniami Hiszpanie. W ramach dziennikarskiego obowiązku przygotowałem dla Was listę nazwisk, na które warto zwrócić uwagę po tym turnieju. Po części są Wam znane i będzie to dla Was wyłącznie przypomnienie. Znajdą się jednak perełki, które wypłynęły na szerokie wody dopiero teraz.
Marco Asensio
Raczej nie trzeba przedstawiać. Absolutny MVP całego turnieju. Swoboda, z jaką drybluje i prowadzi piłkę, do złudzenia przypomina styl gry Isco – jego przyszłego (?) kolegi z Realu Madryt. Jednak wydaje się, że wychowanek Valencii aż tak dobry w wieku Asensio nie był. Oprócz tego wizja gry, która pozwala mu na dogrywanie takich zagrań jak chociażby te otwierające drogę do bramki Borji Mayoralowi w finale z Rosją, na ten wiek wręcz niespotykana.
https://www.youtube.com/watch?v=a69gXHAj_g8
Przyznacie, istne cudo. Jakby tego było mało, wypracował też pierwszą bramkę, a półfinał przeciwko Francji był chyba najlepszym indywidualnym występem zawodnika na tym turnieju.
https://www.youtube.com/watch?v=tHvnsYT-FmQ
Wraz z innym złotym dzieckiem hiszpańskiego futbolu, Danim Ceballosem, a także Pedrazą stworzył wspaniałe tridente ofensywnych pomocników, których wymienność pozycji, umiejętność kombinacyjnej gry na małej przestrzeni i utrzymania piłki pozwalały zdominować każdą drużyną turnieju. Oprócz wszystkich wymienionych wyżej atutów uznaje się go również za dobrą duszę zespołu, co zresztą potwierdzał kapitan zespołu, Jesus Vallejo, określając go, jako „pierwszego do zabawy”.
Mimo to jego przyszłość nadal jest niepewna. Obecnie otrzymał on od szefostwa Realu dwa tygodnie wolnego i dołączy do zespołu dopiero na początku sierpnia. Do tego czasu trudno cokolwiek wyrokować, aczkolwiek podkreślić należy ogromne zainteresowanie zawodnikiem. Wystarczy wspomnieć, że w kontekście jego wypożyczenia mówi się o 20 klubach (sic!). Nawet Odeegard nie wzbudza takiego zainteresowania.
Jesus Vallejo
Wiem. Pewnie wielu z Was spodziewało się Ceballosa, Pedrazy albo Merino, który też przecież rządził i dzielił w środku pola. W mojej opinii na uwagę zasługuje jednak przede wszystkim Jesus Vallejo. Kapitan „La Rojity” praktycznie przez cały turniej był ostoją nie do przejścia, rozgrywając świetne zawody w spotkaniach fazy pucharowej. Odpowiedzialnością i stopniem ogłady bliżej mu do trzydziestolatka niż osiemnastolatka, a opaska kapitańska noszona przez niego nie tylko w reprezentacji, ale także w Saragossie jest tylko potwierdzeniem tych słów. Już dzisiaj jego klubowy trener, Ranko Popovic, określa go mianem nowego Baresiego i Lucio, a Valencia upatruje w nim następcę Otamendiego i Mustafiego. Osobiście sam chętnie widziałbym go w Madrycie.
Ramil Szejdajew
Osiem bramek w eliminacjach, dwie bramki w turnieju. Być może stwierdzenie, że ciągnął rosyjski wózek, będzie wyolbrzymieniem, ale nie ulega wątpliwości, że tym turniejem potwierdził ponadprzeciętny talent i możliwości. Młody napastnik Zenitu stylem gry przypomina napastników starszej daty, chociaż najbliżej mu chyba do Alvaro Moraty. Podobnie jak Hiszpan technicznie nie porywa, jednak instynkt strzelecki, umiejętność znalezienia się w polu karnym i duży ciąg na bramkę to niewątpliwe atuty tego rosłego napastnika. W dodatku na plus należy zaliczyć, że czuje się lepiej w grze w powietrzu. Doświadczenie na poziomie międzynarodowym również ma już zebrane. Dwa lata temu świętował mistrzostwo kontynentu siedemnastolatków, a w Zenicie zalicza już pierwsze szlify. Kibice Legii po trochę dłuższym namyśle mogą go pamiętać z zimowego sparingu z ekipą z St. Petersburga – zaliczył wtedy występ w drugie połowie spotkania.
Anton Mitriuszkin
Podobnie jak Szejdajew mistrz Europy do lat 17 z 2013 roku. Kapitan „Sbornej” i człowiek, dzięki któremu Rosja przegrała tak nisko w finale. W kategoriach cudu należy rozpatrywać fakt, że w drugiej połowie spotkania z Hiszpanią Rosjanie stracili tylko jedną bramkę i tak długo utrzymywali się w grze o końcowe zwycięstwo. Jako jedyny zagrał na swoim wysokim poziomie w najsłabszym spotkaniu naszych wschodnich sąsiadów w turnieju, kilkukrotnie ratując młodych Rosjan przed utratą bramki. Sytuacja ta zresztą nie zdarzyła się po raz pierwszy. Dwa lata temu to właśnie dzięki jego trzem obronionym rzutom karnym w finale z Włochami „Sborna” osiągnęła końcowy tryumf w całej imprezie.
A teraz? Przez cały turniej pewny zarówno na przedpolu, jak i na linii. Trudno znaleźć jakiekolwiek mankamenty w jego grze, chociaż nie ulega wątpliwości, że druga bramka strzelona mu przez Timo Wernera w spotkaniu z Niemcami może obciążać jego konto. Tak czy inaczej mamy do czynienia z potencjalnym następcą Igora Akinfieejewa.
Timo Werner
W kategoriach juniorskich wyjadacz. Jego, podobnie jak Asensio, szerszej publiczności przedstawiać nie trzeba. Ten sam kaliber piłkarza, ten sam potencjał i te same oczekiwania. Dynamika, przyspieszenie, wykończenie i fantastyczny drybling to tylko kilka z tych atrybutów, które cechują uniwersalnego napastnika Stuttgartu. Wydawać się mogło, że jego rozwój w poprzednim sezonie lekko wyhamował, jednak w Grecji pokazał się dobrej strony, zwłaszcza w spotkaniu z Rosją, w którym praktycznie w pojedynkę doprowadził do remisu, mając udział przy pierwszej bramce i samemu strzelając drugą. Niemcy awans jednak zaprzepaścili i Werner nie miał okazji powiększyć swojego dorobku bramkowego.
https://www.youtube.com/watch?v=X05asnr54hM
Swoją drogą ciekawe, iż taka paka z Sane, wspomnianym Wernerem i Cristiansenem odpadła tak szybko. W Niemczech coraz głośniej słyszy się donośne „Achtung!”. Młodzieżówki zawodzą na całej linii i… No właśnie, to już chyba temat na osobny artykuł.
Wróćmy do meritum. Fani Bundesligi od dawna mają tego młodzieńca na oku i pewnie pamiętają jego „szaleństwa” z Freiburgiem. Takich fajerwerków należy się po nim spodziewać w najbliższym czasie. Możliwe, że po chwilowym wyhamowaniu młody Niemiec ponowni wrzuci piąty bieg i raz po raz będziemy widzieć jego nazwisko widniejące w pomeczowym protokole w rubryce „strzelcy bramek”.
Olivier Kemen i Semed Kilić
Obaj kierowali drugą linią reprezentacji Francji na mistrzostwach i robili to znakomicie. Asysta pierwszego przy bramce na 1:0 z Ukrainą – majstersztyk. Kilić zresztą nie był gorszy, świetnie bijąc stałe fragmenty gry, które okazały się tak bardzo ważne w spotkaniu z Grecją. Na uznanie zasługuje również fakt, iż musieli wziąć grę swojego zespołu na swoje barki w wyniku słabszej formy tego, kto Francuzów do triumfu miał prowadzić – Kingsleya Comana. Ostatecznie, w obliczu tak znakomicie dysponowanej i naszpikowanej młodymi gwiazdami reprezentacji Hiszpanii, nie podołali zadaniu, ale nie ulega wątpliwości – przyszłość będzie należeć do nich. Zwłaszcza do Kilicia, który ma za sobą grubo ponad 20 występów w Ligue 2 w zeszłym sezonie, stając się powoli coraz ważniejszą postacią w Auxerre. A to dopiero początek.
Wielce prawdopodobne, że za kilka lat to właśnie koszulki z nazwiskami tych piłkarzy będą najlepiej sprzedającymi się w klubowych sklepach z pamiątkami. Zwłaszcza nowa hiszpańska generacja robi duże wrażenie, będąc jednym z lepszych roczników w ostatnich latach. Warto zapamiętać nazwiska tych chłopaków. O nich będzie głośno.