Maroko


Reprezentacja Maroka od lat jest zaliczana przez kibiców do czołówki afrykańskiego futbolu, choć do dzisiejszego dnia posiada w sobie niespełniony potencjał. W wieloletniej historii marokańskiej drużyny narodowej można znajdujemy wielu znakomitych szkoleniowców i wybitnych piłkarzy, jednak spektakularne sukcesy można policzyć na palcach jednej ręki.


Udostępnij na Udostępnij na

Marokański Związek Piłki Nożnej został założony w 1955 roku. Pierwsze oficjalne spotkanie reprezentacja Maroka rozegrała dwa lata później. Dokładnie 19 października 1957 roku w Libanie, „Lwy Atlasu” zremisowały 3:3 z Iranem. Początkowo marokański futbol nie dawał kibicom żadnych przesłanek, zapowiadających wielkie sukcesy. Zespół z północnej części Afryki nie potrafił poradzić sobie w eliminacjach zarówno do piłkarskich mistrzostw świata, jak i Pucharu Narodów Afryki. W 1961 roku „Lwy Atlasu” dały swoim rodakom wiele powodów do radości, wygrywając na własnym boisku z Arabią Saudyjską aż 13:1, co do dzisiejszego dnia jest najwyższym zwycięstwem w historii reprezentacji Maroka. Trzy lata później, 11 października 1964 roku na boisku w Tokio, Marokańczycy ponieśli najdotkliwszą porażkę, przegrywając z ówczesną potęgą – Węgrami 0:6. Futbol marokański znajdował się wówczas na marginesie zarówno światowej, jak i afrykańskiej piłki nożnej.

Przełom nastąpił dopiero w 1970 roku, kiedy Marokańczycy wywalczyli paszporty na mundial w Meksyku. Debiut na światowej arenie wypadł jednak blado, ponieważ zawodnicy z Afryki przegrali spotkania z RFN i Peru, a w meczu „o pietruszkę” zdołali zremisować z Bułgarią. Wprawdzie na meksykańskich boiskach „Lwy Atlasy” furory nie zrobiły, to mimo wszystko był to duży sukces dla marokańskiej piłki nożnej, która wówczas zaczęła rozwijać się w błyskawicznym tempie. Dwa lata później piłkarze Maroka zadebiutowali na PNA, lecz podobnie jak w przypadku MŚ, również na afrykańskim championacie wypadli kiepsko. Po krótkim kryzysie, który trwał w latach 1973-1975 i był spowodowany słabą postawą zespołu w eliminacjach PNA i MŚ, nastąpiła pozytywna metamorfoza marokańskiej ekipy.

W 1976 roku Marokańczycy odnieśli największy sukces w dotychczasowej historii, triumfując w Pucharze Narodów Afryki. Była to ogromna sensacja, która wprawiła w osłupienie wielu kibiców na całym świecie. Zespół zaliczany do afrykańskich średniaków stanął na najwyższym stopniu podium PNA i pozostawił w pokonanym polu bardziej uznane reprezentacje. W latach 80. z marokańskim futbolem był bardzo różnie – raz na wozie, raz pod wozem. Przeplatanie dobrych (m.in. III miejsce i dwukrotnie półfinał) i słabych (brak kwalifikacji w 1982 i 1984 roku) występów w mistrzostwach Afryki sprawiło, że Marokańczycy stali się jedną z najbardziej nieprzewidywalnych drużyn afrykańskich. W 1986 roku „Lwy Atlasu” po raz drugi wystąpiły na Mistrzostwach Świata, i to ponownie na boiskach w Meksyku. Tym razem marokański zespół wyciągnął wnioski ze swojego debiutu i spisał się nadspodziewanie dobrze, zostając pierwszą afrykańską reprezentacją, która zdołała przebrnąć fazę grupową na mundialu. Szczęście opuściło Marokańczyków już w drugiej rundzie meksykańskiego turnieju, w której przegrali z wielkim faworytem – RFN 0:1.

W latach 90., po udanym występie na meksykańskim mundialu, piłkarze z Maroka zaciekle próbowali dobijać się do światowej czołówki, lecz brakowało im szczęścia, ale również dobrego zorganizowania zespołu, w którym występowało wielu cenionych zawodników. To oni wówczas byli na przysłowiowym celowniku uznanych klubów europejskich. Przykładem może być choćby Mustapha Hadji, który był siłą napędową m.in. Coventry City, Deportivo La Coruna i Espanyolu Barcelona. Okazało się jednak, że wiele gwiazd w składzie stwarza więcej problemów niż korzyści. Sytuacja poprawiła się dopiero w 1994 roku, kiedy to marokański futbol osiągnął pewien poziom stabilizacji. Zespół z północnej części Afryki dwa razy z rzędu awansował do Mistrzostw Świata (1994 w USA i 1998 we Francji) i dobrze spisał się w PNA w 1998 roku, docierając do ćwierćfinału. Po udanym okresie, który zaowocował awansem na 10. miejsce w rankingu FIFA, ponownie nadeszły „chude czasy”. Od 2000 roku do annałów piłkarskiej historii można dopisać zaledwie jeden znaczący sukces Marokańczyków, którym jest dojście do wielkiego finału Pucharu Narodów Afryki w 2004 roku.

Historia reprezentacji Maroka jest bardzo burzliwa, a także pełna wzlotów i upadków, które zazwyczaj pojawiały się bardzo niespodziewanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że zawsze był to zespół z potencjałem, który często był bezpowrotnie zaprzepaszczany. Być może w tym roku piłkarska fortuna uśmiechnie się do „Lwów Atlasu” i to oni zdobędą najcenniejszy laur afrykańskiej piłki nożnej.

Trener

Z pewnością „ze świecą” należy szukać kibica, który w swoim życiu nie słyszał o Henri Michelu. „Żywa legenda” francuskiego futbolu, jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii reprezentacji „Trójkolorowych”, a także symbol myśli szkoleniowej, która do dzisiejszego dnia wprawia w zachwyt wielu fanów piłki nożnej. Nie ulega wątpliwości, że 60-letni selekcjoner pierwszej kadry Maroka to postać wyjątkowa, ciesząca się ogromnym autorytetem i najwyższym szacunkiem w światowym środowisku piłkarskim.

Henri Michel urodził się 29 października 1947 roku we francuskim mieście Aix-en-Provence. Od dzieciństwa pasjonował się futbolem i uczęszczał na treningi miejscowego klubu – AS Aix, w którym zadebiutował mając jedynie siedemnaście lat. Młody Michel od razu został ulubieńcem mieszkańców ponad stutysięcznego Aix-en-Provence. Ogromny talent Henri’ego został bardzo szybko zauważony przez włodarzy pierwszoligowego FC Nantes. Ogromne perspektywy, gra w uznanym francuskim klubie i występy w Ligue 1 sprawiły, że Michel w 1966 roku, zaledwie w wieku dziewiętnastu lat podpisał kontrakt z klubem, który posiadał wielkie aspiracje. Okazało się później, że był to przysłowiowy „strzał w dziesiątkę”, a drzwi do kariery zostały szeroko otwarte.

Henri Michel przez ponad szesnaście lat, od 1966 do 1982 roku, występował w zespole FC Nantes. Francuz od początku swojego pobytu na Stade de la Beaujoire był wyróżniającą się postacią zespołu. W każdym spotkaniu prezentował się z bardzo dobrej strony, co spowodowało, że był jednym z liderów klubu z zachodniej części Francji. Michel w barwach „Kanarków” trzykrotnie zdobył mistrzostwo Francji, pięciokrotnie wywalczył tytuł wicemistrza, a także triumfował w rozgrywkach o puchar kraju.

Sukcesy w klubie spowodowały, że Henri Michel znalazł się w kręgu zainteresowania selekcjonerów reprezentacji Francji. Do pierwszej kadry powoływany był od 1967 roku, jednak oficjalnie po raz pierwszy w narodowych barwach wystąpił dopiero w 1969 roku. Przygoda Michela z reprezentacją Francji trwała do 1980 roku. W tym czasie uznany obrońca rozegrał w narodowej koszulce pięćdziesiąt osiem spotkań, w tym na Mistrzostwach Świata i Mistrzostwa Europy, strzelając w nich cztery bramki.

W 1982 roku, w wieku trzydziestu pięciu lat Henri Michel postanowił „zawiesić piłkarskie buty na kołku” i spróbować swoich sił jako szkoleniowiec. Jeszcze pod koniec swojej przygody z FC Nantes został mianowany przez Francuski Związek Piłki Nożnej asystentem selekcjonera reprezentacji „Trójkolorowych” – Michela Hidalgo. Ogrom pracy, jaką wykonali wówczas obaj panowie zaprocentował już dwa lata później na Mistrzostwach Europy. Francuzi, jako gospodarze turnieju sprawili dużą niespodziankę i wywalczyli pierwszy w swojej historii tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Był to triumf sztabu szkoleniowego reprezentacji „Trójkolorowych” z Michlem Hidalgo i Henri Michelem na czele. Obaj szkoleniowcy stworzyli znakomity duet trenerski, który zdaniem ówczesnych kibiców był głównym źródłem wielkiego i przede wszystkim historycznego zwycięstwa Francuzów.

W tym samym roku Henri Michel osiągnął jeszcze dwa znakomite sukcesy. Najpierw wraz z młodzieżową reprezentacją Francji wywalczył złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles, a następnie został pierwszym selekcjonerem pierwszej drużyny narodowej po tym, jak Hidalgo zrezygnował z posady. Zaledwie 41-letni Michel podjął się bardzo trudnego zadania i od razu został „rzucony na głęboką wodę”, ponieważ jego pierwszym sprawdzianem miały być Mistrzostwa Świata w 1986 roku, które odbyły się w Meksyku. Mimo wszystko, uznana postać francuskiego futbolu poradziła sobie doskonale. Mając do dyspozycji takie gwiazdy, jak Michel Platini czy Jean Amadou Tigana, a także innych, znakomitych piłkarzy, Michel poprowadził reprezentację Francji do wywalczenia brązowego medalu, przegrywając wcześniej w półfinale z RFN 0:2. Rezultat osiągnięty przez „Trójkolorowych” na meksykańskich boiskach uznano za ogromny sukces Henri Michela, który doskonale poradził sobie z ciążącą na jego barkach presją.

Niestety, po latach sukcesów nadeszły „chude czasy”. W 1988 roku na Mistrzostwach Europy w RFN, Francuzi ponieśli olbrzymią klęskę. Zawodnicy zachodniej części kontynentu europejskiego nie zdołali nawet wyjść z grupy i tym samym stali się pierwszym w historii obrońcą tytułu, który swój udział w kolejnym championacie zakończył już na fazie grupowej. Był to ogromny cios dla francuskiego futbolu, który po latach bycia na szczycie, spadł w przepaść i znalazł się w potężnym kryzysie. Po blamażu na mistrzostwach Starego Kontynentu Henri Michel podał się do dymisji, przekazując stanowisko najwybitniejszemu piłkarzowi w historii reprezentacji Francji – Michelowi Platiniemu, który miał wnieść do zespołu nową, młodą siłę.

Mimo wszystko, Henri Michel nie rozstał się całkowicie z drużyną narodową, bowiem w latach 1988-1990 pełnił funkcję działacza Francuskiego Związku Piłki Nożnej. Sam zainteresowany na każdym kroku powtarzał, że praca za biurkiem nie jest spełnieniem jego marzeń. Twierdził wówczas, że chciałby tym razem spróbować swoich sił w silnym klubie. Na jego apel, tudzież aluzję bardzo szybko zareagowały władze Paris Saint-German, lecz okazało się, że jego powrót do trenerki był kompletnie nieudany. Michel nie spełniał oczekiwań zarządu i kibiców, dlatego po zaledwie kilku miesiącach ustąpił ze stanowiska pierwszego trenera Paryżan.

Klęska z reprezentacją na ME i fatalny epizod w PSG sprawiły, że Henri Michel na ponad trzy lata zrezygnował z pracy szkoleniowej. Otrzymywał w tym czasie wiele ofert, lecz za każdym razem je odrzucał. Dopiero w 1994 roku postanowił wrócić do zawodu i rozpocząć swoiste tournee po Afryce. Na kilka miesięcy przed mundialem w Stanach Zjednoczonych Michel objął posadę selekcjonera reprezentacji Kamerunu. Rezultaty osiągnięte przez „Nieposkromione Lwy” na światowym championacie były fatalne. Reprezentacja Kamerunu w trzech meczach grupowych wywalczyła zaledwie jeden punkt i bardzo szybko musiała pakować walizki. Rok później obecny szkoleniowiec reprezentacji Maroka przez krótki czas opiekował się zawodnikami arabskiego Al-Nassr Rijad. Wydawało się wówczas, że dalsza kariera trenerska Michela stoi pod olbrzymim znakiem zapytania. Wprawdzie francuski trener nadal cieszył się uznaniem, to rezultaty osiągane przez jego zespoły były wręcz katastrofalne i nie napawały dużą dawką optymizmu na najbliższą przyszłość.

Pod koniec 1995 roku szansę Michelowi postanowili dać władze Marokańskiego Związku Piłki Nożnej, którzy zatrudnili Francuza na stanowisko selekcjonera reprezentacji. Pięcioletnia przygoda „żywej legendy” francuskiego futbolu z marokańskimi zawodnikami była pełna wzlotów i zaskakujących upadków. Henri Michel zupełnie nie radził sobie w mistrzostwach kontynentu, lecz znakomicie spisywał się na arenie międzynarodowe, wprowadzając swój zespół do Mistrzostw Świata 1998 roku.

W 2000 roku Michel na niespełna dwanaście miesięcy objął posadę selekcjonera reprezentacji Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a następnie został pierwszym trenerem Arisu Saloniki. Przygoda z greckim zespołem skończyła się bardzo szybko, bowiem zaledwie po kilku ligowych spotkaniach. Tym samym Michel ponownie mógł zapisać w swoim dorobku nieudany epizod z drużyną klubową. Nic więc dziwnego, że francuski trener postanowił powrócić do pracy z reprezentacją, tym razem zasiadając na ławce trenerskiej narodowej drużyny Tunezji. Z zawodnikami „Orłów Kartaginy” Michel po raz trzeci z rzędu w swojej karierze szkoleniowej wywalczył mundialowe paszporty z afrykańską reprezentacją. Wprawdzie prowadzony przez niego zespół wypadł na turnieju w Azji dość blado, to z pewnością sam awans był dużym osiągnięciem.

Po mundialu w Azji Michel zrezygnował z pracy z marokańską reprezentacją, jednak pozostał w państwie z północnej części Czarnego Lądu. Francuz został trenerem zespołu Reja de Casablanca, z którym w 2003 roku wywalczył najcenniejsze trofeum klubowe w Afryce, odpowiednik europejskiej Ligi Mistrzów – Puchar Mistrzów Afryki.

Rok później na osiemnaście miesięcy związał się z reprezentacją Wybrzeża Kości Słoniowej, którą poprowadził do historycznego, pierwszego awansu do Mistrzostw Świata. Podopieczni Michela zachwycali stylem swojej gry nawet najbardziej wybrednych sympatyków futbolu. Niestety, podczas niemieckiego mundialu potwierdziło się popularne powiedzenie, że w piłce nożnej styl schodzi na drugi plan i najważniejsze są rezultaty. Tych zabrakło zespołowi z WKS, który w grupie C postawił bardzo ciężkie warunki Argentynie i Holandii, oraz wygrał ostatni pojedynek z Serbią i Czarnogórą. Mimo, że przedstawiciele Afryki pakowali walizki już po fazie grupowej, to przez dziennikarzy i kibiców zostali uznani za jedną z największych rewelacji turnieju.

W 2007 roku Michal, który tuż po niemieckim Fussball Weltmeisterschaft pracował w katarskim Al-Arabi Sports Club i egipskim Zamalek Sporting Club, po raz drugi w swojej karierze został selekcjonerem reprezentacji Maroka. Wielu uważa, że ten znakomity francuski szkoleniowiec jest w stanie osiągnąć z tą drużyną wiele, jednak walka o najwyższe laury piłkarskiej Afryki jest raczej niemożliwa. Nie należy przekreślać szans Marokańczyków na korzystny rezultat w 26. edycji Pucharu Narodów Afryki. Może okazać się, że to właśnie piłkarze z północnej Afryki zostaną „czarnym koniem” tegorocznych rozgrywek, a Henri Michel po raz kolejny potwierdzi swoją ogromną wartość.

Gwiazda

Trzeba przyznać, że szkoleniowiec reprezentacji Maroka – Henri Michel nie posiada w swoim zespole wielkich indywidualności, które w opinii kibiców funkcjonowałyby jako gwiazdy światowego formatu. W kadrze „Lwów Atlasu” znajdują się jednak dwaj zawodnicy, którzy w poprawny sposób dbają o wizerunek marokańskiego futbolu w Europie.

Tarik Sektioui i Marouane Chamakh to piłkarze, których paradoksalnie różni więcej niż łączy. Pierwszy jest rodowitym Marokańczykiem, reprezentuje nieco starsze pokolenie i jest typem piłkarskiego tułacza, który najlepsze lata ma już raczej za sobą. Z kolei drugi to młody i perspektywiczny zawodnik, będący wierny jednemu klubowi i mający wszelkie predyspozycje do osiągnięcia w najbliższej przyszłości wielkich sukcesów. Obaj są jednak bardzo dobrymi napastnikami, którzy stanowią o sile ofensywnej pierwszej reprezentacji Maroka i obaj posiadają wspólne, reprezentacyjne cele. To właśnie na nich będzie ciążyła największa odpowiedzialność za rezultaty osiągane przez „Lwy Atlasu” podczas tegorocznego Pucharu Narodów Afryki w Ghanie.

Marouane Chamakh urodził się 10 stycznia 1984 roku we francuskim Tonneins. Jest dzieckiem emigrantów z Maroka, którzy na początku lat 80. XX wieku byli zmuszeni do wyjazdu z ojczyzny z powodów politycznych i ekonomicznych. Mimo, że Chamakh przyszedł na świat we Francji, to od zawsze podkreślał, że czuje się Marokańczykiem. Nic więc dziwnego, że już jako młody zawodnik odrzucił propozycję Francuskiego Związku Piłki Nożnej i wybrał grę w narodowej reprezentacji Maroka.

Przygodę z futbolem Chamakh rozpoczął we francuskim Girondins de Bordeaux, z którym związany jest zresztą do dzisiejszego dnia. Od najmłodszych lat wykazywał duże umiejętności indywidualne, dzięki którym wykreował się na napastnika. W 2002 roku, po bardzo dobrych występach w młodzieżowych zespołach, Chamakh został włączony do kadry pierwszej drużyny Girondins de Bordeaux, w której zadebiutował dopiero rok później w spotkaniu ligowym przeciwko SC Bastii. Zaledwie kilkanaście tygodni później w wieku 19 lat Chamakh rozegrał pierwsze spotkanie w narodowej reprezentacji. W 2004 roku marokański napastnik odniósł największy sukces w swojej piłkarskiej karierze, wygrywając wraz z kadrą Maroka 24. edycję Pucharu Narodów Afryki. Dwa lata później Chamakh mógł także cieszyć się z klubowymi kolegami z wywalczenia wicemistrzostwa Francji.

Z każdym sezonem Marokańczyk nabiera bezcennego doświadczenia i staje się coraz lepszym, a przede wszystkim skuteczniejszym napastnikiem, który swoją dobrą dyspozycję potwierdza w rozgrywkach europejskich, w których zaliczył dwanaście trafień w piętnastu spotkaniach. Dotychczas Marouane w stu czterdziestu trzech meczach w zespole Girondins de Bordeaux strzelił trzydzieści jeden bramek. Imponująco wygląda bilans Chamakha w narodowej drużynie, w której zdobył aż osiemnaście goli w trzydziestu występach. Z pewnością statystyki 24-letniego zawodnika, który kilka dni temu obchodził urodziny, mogą robić olbrzymie wrażenie nawet na najbardziej wybrednych kibicach. Nie ulega wątpliwości, że Chamakh jest obecnie wyróżniającą się postacią i być może już w najbliższej przyszłości dołączy do takich piłkarzy jak Cristiano Ronaldo, Sergio Aguero, Wayne Rooney czy Lionel Messi i będzie uznawany przez fanów futbolu za wielką gwiazdę młodego pokolenia. Jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ w kolejce po Marokańczyka ustawiły się już władze Benfiki Lizbona, FC Porto, Paris Saint-German i Galatasaray Stambuł.

Takiej szansy nie będzie miał już urodzony 13 maja 1977 roku w marokańskim Fez, Tarik Sektioui, który swoją karierę sportową rozpoczynał w 1996 roku w klubie z rodzinnego miasta – CF Maghreb. Podobnie jak w przypadku większości afrykańskich zawodników, pierwszym europejskim przystankiem Marokańczyka była francuska Ligue 1, a konkretnie AJ Auxerre, z którym Sektioui podpisał kontrakt w 1997 roku. Marokański napastnik nie potrafił ustabilizować swojej formy i bardzo rzadko występował w wyjściowym ustawieniu francuskiego zespołu. Słaba skuteczności i brak regularnej gry sprawiły, że 22-letni wówczas piłkarz przeniósł się na Półwysep Iberyjski do portugalskiego Maritimo. Przygoda z tym zespołem trwała jednak zaledwie kilka tygodni i Sektioui zdecydował się przyjąć ofertę transferową Neuchâtel Xamax. W szwajcarskim zespole Marokańczykowi nie wiodło się najlepiej. Zaledwie dziewięć spotkań w sezonie i zerowy dorobek bramkowy nie satysfakcjonował nie tylko kibiców i działaczy, ale również samego zawodnika, który znalazł się „nad przepaścią”. Sportowa kariera piłkarza z Maroka wisiała na włosku, a jego ostatnią szansą na odbudowanie formy miała być gra w barwach holenderskiego Willem II. Tarik Sektioui nie tylko grał na wysokim poziomie, ale również stał się kluczową postacią klubu, który nieoczekiwanie potrafił nawiązać walkę z największymi gigantami Eredivisie. Marokańczyk był pewnym punktem holenderskiego zespołu, który z powodzeniem prezentował się także na arenie międzynarodowej. Przez cztery lata gry na Willem II Stadion Tilburg marokański napastnik rozegrał siedemdziesiąt trzy mecze i zdobył dziewiętnaście bramek.

Dobra gra w drużynie Willem II sprawiła, że Tarik Sektioui znalazł się na celowniku kilku uznanych klubów z Holandii. Ostatecznie Marokańczyk zdecydował się skorzystać z propozycji AZ Alkmaar, które mierzyło w najwyższe cele. Również w drużynie AZ marokański napastnik był wyróżniającym się piłkarzem, choć szkoleniowiec zespołu – Co Adriaanse widział go częściej w roli przysłowiowego jokera, który po wejściu z ławki rezerwowych potrafi rozstrzygnąć losy spotkania. Holenderski trener tak bardzo cenił Marokańczyka, że przechodząc w 2006 roku na ławkę trenerską FC Porto postanowił zabrać go ze sobą. Sektioui nie zastanawiał się długo i bez wahania przyjął propozycję Co Adriaanse i włodarzy jednego z najbardziej utytułowanych klubów w Portugalii. Było to bardzo ryzykowne posunięcie Marokańczyka, który w zespole „Smoków” od początku posiadał ogromną konkurencję do gry w pierwszej jedenastce. Problemy nie odstępowały marokańskiego napastnika nawet na krok. Bardzo rzadko występował w spotkaniach ligowych, nie mówiąc już o meczach pucharowych. Tym samym już w grudniu 2006 roku Marokańczyk został na sześć miesięcy wypożyczony do RKC Waalwijk, w którym również nie zrobił furory, występując w zaledwie czterech pojedynkach i zdobywając jednego gola. Od początku sezonu 2007/2008 Marokańczyk znajduje się w kadrze FC Porto, jednak jak na razie sporadycznie pojawia się na boisku. Tym samym sportowa kariera 30-letniego piłkarza zbliża się powoli ku końcowi.

Tarik Sektioui to zawodnik, którego śmiało można nazwać niespełnionym talentem, który przez wiele lat nie mógł i nadal nie może znaleźć dla siebie spokojnego miejsca dla dobra swojej kariery. „Pociąg Sektiouiego” niedługo ponownie ruszy i będzie błąkał się po Europie w celu znalezienia odpowiedniej stacji. Jeśli jej nie znajdzie, to najprawdopodobniej już nigdy nie będzie jeździł na torach dobrej klasy, bo cierpliwość zawsze się kończy.

Chamakh i Sektioui to różne postacie, posiadające jeden cel. Obaj mają stworzyć znakomity duet ofensywny i poprowadzić reprezentację Maroka do wywalczenia Pucharu Narodów Afryki. Wcale nie jest to niemożliwe, ponieważ Marokańczycy posiadają silny kolektyw, dobrą linię ofensywną, a przede wszystkim znakomitego szkoleniowca, którego myśl trenerska potrafi zdziałać cuda.

Najnowsze