Filip Marchwiński i Kristoffer Velde to pod nieobecność Mikaela Ishaka zawodnicy, którzy wraz z Michałem Skórasiem najmocniej ciągną wózek trenera Johna van den Broma. Być może era po przyszłym piłkarzu Club Brugge i bez wielkich do niedawna Bartosza Salamona oraz Joao Amarala w ekipie ustępującego mistrza Polski wykreuje postacie nowych liderów, będących oparciem na kolejne miesiące, a nawet lata.
Lech Poznań w niedzielny wieczór pokonał w Częstochowie miejscowy Raków 2:0, a niebagatelną rolę w tym zwycięstwie odegrali właśnie Polak i Norweg – strzelcy obu bramek. Wspólnie mogli oni sfinalizować jeszcze jedną ładną akcję. Drużyna ze stolicy Wielkopolski dzięki świetnej formie swoich ofensywnych graczy i sześciu punktom zdobytym w dwóch meczach zapewniła sobie udział w europejskich pucharach, nie ustępuje na krok równie rozpędzonej Pogoni Szczecin i wciąż liczy się w walce o brązowy medal.
Najgłośniej krytykowani
Kristoffer Velde z Filipem Marchwińskim tydzień po tygodniu wygrali Lechowi Poznań ligowe starcie niemal w pojedynkę. Świeżo po majówce to 23-latek z Haugesund odnotował jeden z najlepszych indywidualnych występów piłkarza w tym sezonie PKO Ekstraklasy. Lewy skrzydłowy najpierw sam otworzył wynik, doskonale wyprzedzając obrońcę, bramkarza i umieszczając piłkę w pustej bramce, a następnie zapisał dwie przepiękne bliźniacze asysty zewnętrzną częścią buta.
𝘒𝘳𝘻𝘺𝘴𝘪𝘦𝘬 Velde był dzisiaj 𝗺𝗮𝗴𝗶𝗰𝘇𝗻𝘆, nie sądzicie? 😏🪄#LPOCRA 3:0 pic.twitter.com/HCFA6oNcfI
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) May 6, 2023
Jednym z adresatów ostatniego zagrania przy golu był nikt inny jak 21-letni wychowanek „Lokomotywy”, mający już blisko 130 występów w niebiesko-białych barwach, który wzniósł się i nadal pozostaje na podobnie wielkiej fali. Popularny „Marchewa” idzie za ciosem i przeżywa zdecydowanie najlepszą rundę w karierze, w której zgromadził już sześć trafień (w tym dwa w dwumeczu z Djugardens w Lidze Konferencji Europy) oraz dwie asysty, co stanowi ponad 1/3 jego dorobku z pozostałych czterech lat.
Te dni i tygodnie są szokujące nawet dla nieco mniej sceptycznych sympatyków poznanian, a co dopiero dla tych większych niedowiarków. Gdybyśmy na początku roku zapytali o zdanie losowych przechodniów przy ulicy Bułgarskiej lub utworzyli internetową sondę, to niewątpliwie z najbardziej irytujących zawodników obok Adriela Ba Louy najczęściej wymieniani byliby Marchwiński i Velde. Ten duet po niektórych jesiennych niepowodzeniach stawał się wręcz kozłem ofiarnym. A konkretniej burzono się na zaufanie, jakim zostawali obdarzani przez holenderskiego szkoleniowca.
„Mr. Conference League” i zmiana priorytetów
Jeśli w przypadku wiecznego talentu szkółki Lecha Poznań chodziło o frustrację spowodowaną ciągłą niemożnością wzięcia na barki gry zespołu i uwolnienia niezwykle często głoszonego, ale mniej uwidocznionego ogromnych rozmiarów potencjału, tak na przykładzie zagranicznego zawodnika mieliśmy do czynienia z typem, który brylował w Europie, ale dołował w Polsce. Velde swoimi konkretami najpierw zaprowadził lechitów na plecach do fazy grupowej, a następnie pucharowej. Swoje lepsze ja pokazał w dwóch potyczkach z Fiorentiną.
1⃣9⃣- tyle bramek zdobył Lech Poznań w Lidze Konferencji w tym sezonie.
Mamy nadzieje, że trafienie Velde nie będzie ostatnim.⚽️ Fiorentina – Lech Poznań
🎙️ @rwolski75, Łukasz Trałka
🎥 @SzRatajczak
📅 czwartek, 18:45 (studio 17:45)
📺 Tylko w https://t.co/hjaoYgyzYY pic.twitter.com/1wIs5X78aW— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) April 19, 2023
Podczas gdy przez całą jesień na boiskach ekstraklasy zebrał… jedną bramkę. Większość kibiców żartowała wręcz, że Norweg jest niczym maszyna losująca, bo bywają fragmenty, że jest na boisku najlepszy, a zdarza się, że wygląda najgorzej. Jedno jest pewne – albo się wybija swoją jakością i pewnością, albo swoją fajtłapowatością. Zyskał pseudonim Mr. Conference League, który zaczyna być nieaktualny. Podobnie jak partner z linii za napastnikiem, Kristoffer zaczyna przekładać to, co widzieliśmy na arenach międzynarodowych na nasze murawy, ponieważ od początku marca strzelił dla swojej drużyny cztery ligowe gole, a więc dwukrotnie więcej niż przez cały zeszły rok.
Tym, czego nie da się ukryć, są wielkie umiejętności techniczne, przy których sztabowcy z Poznania muszą głowić się, jak je wykorzystać w pełni. Choć statystyki z naszego podwórka jeszcze tego nie potwierdzają, w dzisiejszej dyspozycji Velde możemy śmiało stawiać w jednym szeregu z Josue i Gualem, uwzględniając najbardziej błyskotliwe twarze polskiej ligi. Jeśli dawny gwiazdor Eliteserien w nauce z tego sezonu zacznie być bardziej regularny, z pewnością będzie należeć do ścisłej czołówki klasyfikacji kanadyjskiej. Sympatycy „Kolejorza” wierzą, że klątwa skrzydłowych obcokrajowców będzie znów przełamana, a sam Skandynaw przejmie pałeczkę po Skórasiu.
„Marchewa” – on jeszcze żyje!
Wyjście na prostą Filipa Marchwińskiego cieszy chyba jednak zdecydowanie bardziej, bo odkąd w wieku 17 lat adept akademii Lecha pokazał się jako kolejna niemała nadzieja polskiej piłka, odtąd nie potrafił utrzymać pewnego poziomu i rozwijać się zgodnie z oczekiwaniami. Przez wielu systematycznie, co pół roku skreślany. Sam postanowił nie poddawać się do samego końca i wydaje się, że po śródsezonowym okresie pod skrzydłami van den Broma odblokował się na dobre. Pomocnik reaguje i czyta grę skuteczniej, cechuje się nie tylko większym wyrachowaniem, lecz także subtelnością. Umie zrealziować w akcji swojego zespołu kluczowe zadania.
Tak Filip Marchwiński strzelił swojego siódmego gola w sezonie 🎯 Asysta Kvekve 🔝 #RCZLPO #AkcjaMeczu pic.twitter.com/r6H3vhgzbt
— Lech Poznań (@LechPoznan) May 15, 2023
Co więcej, swoją uniwersalnością przynosi nadmierne korzyści drużynie. Pozostaje opcją na „ósemkę”, jeśli szkoleniowiec decyduje się zrezygnować z dwóch typowych aktywnych „szóstek”, na „dziesiątkę”, na obydwa skrzydła, lecz co pokazał także wczoraj – na napastnika! Wielokrotny młodzieżowy reprezentant Polski to w talii pomiędzy Afonso Sousą, Filipem Szymczakiem, solidnymi, nowoczesnymi obrońcami a przyszłymi wzmocnieniami poznańskiego Lecha, potencjalny znakomity as, pozwalający udanie toczyć grę na trzech frontach. I wcale nie zdziwi nas, jeżeli kolejne dobre spotkania pozwolą mu nabrać rozpędu.