Manchester United bezbramkowo remisuje z Chelsea w hicie 6. kolejki


W sobotni wieczór Manchester United podejmował u siebie Chelsea. Wyrównany mecz nie przyniósł jednak zwycięzcy

24 października 2020 Manchester United bezbramkowo remisuje z Chelsea w hicie 6. kolejki

Z pewnością wielu ostrzyło sobie zęby na sobotnie starcie między Manchesterem United a Chelsea. Samo spotkanie stało na przyzwoitym poziomie, ale nie obfitowało w bramki i skończyło się podziałem punktów. To, z czego mogą być zadowoleni obaj menedżerowie, to na pewno postawa ich zawodników w defensywie.


Udostępnij na Udostępnij na

Dla obu zespołów sobotnie starcie miało wielkie znaczenie. Po turbulencjach na początku sezonu chciały one ustabilizować swoją dyspozycję. Było to o tyle ważne, że w kontekście zarówno Franka Lamparda, jak i Ole Gunnara Solskjaera zaczęła pojawiać się negatywna narracja. Podawano w wątpliwość ich warsztaty trenerskie, bo ich zespoły nie potrafiły wyciągać wniosków z błędów. Obaj wiedzieli, że najlepszym lekarstwem na to będzie wygrana z bezpośrednim rywalem w walce o czołowe lokaty.

Mecz na zrobienie kroku w przód

Ostatnie tygodnie nie należały ani dla Manchesteru United, ani dla Chelsea do łatwych. Obie drużyny notowały wpadki, a przecież oczekiwania przed sezonem były duże. „Czerwone Diabły” narobiły sporych nadziei swoim fanom poprzez bardzo dobrą końcówkę poprzednich rozgrywek. W związku z tym na Old Trafford chciano, aby zespół się nie zatrzymywał i dalej wykonywał widoczny gołym okiem progres. Jednak wraz z nastaniem nowego sezonu drużyna Solskjaera szybko została zweryfikowana. Wykorzystano jej słabe strony i w czterech pierwszych ligowych starciach poskutkowało to już dwiema porażkami.

Podobnie sprawa miała się z Chelsea. Frank Lampard w letnim okienku dostał przecież wielu nowych, świetnych zawodników. Nie przełożyło się to jednak od razu na wyniki. To było do przewidzenia, ale mimo to nikt nie spodziewał się, że „The Blues” wygrają zaledwie dwa pierwsze spotkania. Nie tak to miało wyglądać, ale to tylko podgrzewało atmosferę przed sobotnim starciem. Obie drużyny miały wiele do udowodnienia i zwycięstwo w takim spotkaniu, z bezpośrednim rywalem, dałoby ogromny zastrzyk pewności siebie.

Dziurawe defensywy

Dla obu zespołów był to również ważny mecz pod kątem gry w obronie. Chelsea w pierwszych pięciu spotkaniach straciła przecież aż dziewięć bramek, co jak na drużynę mającą aspiracje do walki o mistrzostwo kraju wyglądało fatalnie. Druga kwestia to taka, że podopieczni Franka Lamparda nie wyciągali wniosków z popełnianych błędów. Wciąż piłkarzom zdarzały się te same wpadki i przeważnie dotyczyło to również tych samych zawodników. Tu angielski szkoleniowiec miał ogromny problem i z pewnością liczył na to, że potyczka z Manchesterem United podniesie poziom pewności siebie jego defensorów.

Również Manchester United wciąż boryka się z kłopotami w defensywie. Najlepszym tego przykładem było spotkanie z Tottenhamem, gdzie podopieczni Jose Mourinho strzelili na Old Trafford aż sześć bramek. W czterech pierwszych meczach nowego sezonu „Czerwone Diabły” straciły łącznie dwanaście goli, co trzeba było uznać za poważne kłopoty. W sobotę zarówno Solskjaer, jak i Lampard z pewnością chcieli pokazać, że ich zespoły potrafią wyciągać wnioski. Do tego ewentualne czyste konto uciszyłoby na moment negatywne wypowiedzi fanów i ekspertów, co pozwoliłoby na chwilę wytchnienia i oczyszczenie głowy z niepowodzeń.

Zmiany w wyjściowych jedenastkach obu drużyn

Ole Gunnar Solskjaer na bój z Chelsea dokonał kilku zmian względem wtorkowego spotkania z PSG. Do składu wróciło kilku zawodników, chociażby Maguire, który zastąpił Tuanzebe. Również w ofensywnej formacji doszło do dwóch roszad. Od pierwszej minuty ponownie na boisko wybiegł Mata, zastępując Martiala oraz James, zmieniając na lewym skrzydle Tellesa. Norweski szkoleniowiec nie mógł jednak skorzystać z usług Jonesa, Lingarda i Bailly’ego. Cała trójka wciąż bowiem leczy kontuzje. Ponadto za czerwoną kartkę z meczu z Tottenhamem pauzował Martial.

Frank Lampard również dokonał tylko jednej zmiany względem wtorkowego starcia z Sevillą. W miejsce Mounta zameldował się Azpilicueta. Angielski szkoleniowiec zdecydował się zagrać trójką z tyłu, stąd taka roszada w pierwszej jedenastce. Ponadto do dyspozycji trenera nie byli Arrizabalaga oraz Gilmour. Obaj wciąż leczą urazy.

Dobra, ale bezbramkowa pierwsza połowa

Pierwsze minuty spotkania były bardzo spokojne. Nie oglądaliśmy na placu gry niesamowitego tempa ani wielu ofensywnych akcji. Dało się odczuć, że oba zespoły darzą siebie ogromnym szacunkiem. Żaden z nich nie chciał się otworzyć od samego początku i narzucić swojego stylu gry. Manchester United i Chelsea nawzajem się badały i czekały, aż któraś z ekip wyśle pierwszy sygnał do ataku.

W dalszej części spotkania to Chelsea przejęła kontrolę nad meczem. Zdecydowanie częściej była przy piłce. Wysoko odbierała futbolówkę i nie pozwalała gospodarzom swobodnie rozgrywać piłkę. Manchester United głównie z tego powodu cofnął się na swoją połowę i tam czekał na ewentualne przechwyty. Podopieczni Franka Lamparda natomiast nie potrafili przekuć swojej przewagi na sytuacje podbramkowe. Tego brakowało i przez to wynik wciąż wynosił 0:0. Niewiele jednak brakowało, aby to gospodarze wyszli na prowadzenie po błędzie bramkarza gości, ale na szczęście dla przyjezdnych wszystko dobrze się skończyło.

Pierwsze dogodne sytuacje piłkarze obu drużyn zaczęli sobie stwarzać dopiero w ostatnim kwadransie. Najpierw dwukrotnie w stronę bramki gospodarzy uderzał Pulisic, natomiast bardzo dobre okazje mieli w 34. minucie Rashford i Mata w 41., ale dobrze przy obu strzałach zareagował Mendy. Do końca pierwszej połowy nie ujrzeliśmy już jednak żadnej ciekawej akcji. Mimo to cała pierwsza połowa stała na przyzwoitym poziomie. Nie brakowało intensywności ani walki. Jedyne, na co mogli narzekać obserwatorzy tego widowiska, to bezbramkowy remis.

Przebłyski geniuszu, ale bez efektów końcowych

Początek drugiej połowy nie przyniósł większych zmian. Obraz gry z pierwszych 45 minut nie uległ zmianie. Dalej mieliśmy wyrównane spotkanie, ale nie przekładało się to w żaden sposób na stwarzanie dogodnych sytuacji podbramkowych. Zarówno Manchester United, jak i Chelsea oddawali pojedyncze strzały, ale kończyły się one niepowodzeniem. Widząc, co się dzieje na placu gry, Solskjaer jako pierwszy zdecydował się na zmiany. Na murawę wpuścił Cavaniego i Pogbę, którzy zastąpili Jamesa i Matę. Urugwajski napastnik zadebiutował tym samym na boiskach Premier Leauge i już po kilku sekundach mógł zdobyć pierwszego gola, ale posłał piłkę minimalnie obok bramki.

Również swoich ofensywnych graczy zmienił Lampard. Za Wernera i Havertza weszli Abraham oraz Mount i to w zasadzie była najciekawsza rzecz w drugim kwadransie drugiej połowy. Oprócz tego nie działo się nic ciekawego. Dalej żadna z drużyn nie chciała popełnić niepotrzebnego błędu.

Najlepszą okazję w meczu miał Rashford w 91. minucie. Anglik dostał piłkę w okolicach szesnastki i bardzo mocno uderzył po długim słupku. Świetnie jednak strzał skrzydłowego Manchesteru United obronił Mendy, który potwierdził swoją dobrą dyspozycję w tym meczu. Mimo że gospodarze przycisnęli przyjezdnych w końcówce spotkania, nie udało im się zdobyć gola na wagę trzech punktów. Spotkanie zakończyło się bezbramkowych remisem.

***

Remis dla obu zespołów to bez wątpienia strata punktów. Przed meczem wydawało się, że zarówno Manchester United, jak i Chelsea potraktują sobotnie starcie jako szansę na odskoczenie od bezpośredniego rywala. Nic takiego się jednak nie stało. Z przebiegu meczu można było odnieść wrażenie, że gospodarzy i gości faktycznie satysfakcjonuje jeden punkt. Jedyne, z czego obaj menedżerowie mogą być faktycznie zadowoleni, to postawa ich formacji defensywnych. W tej kwestii nie można się było do niczego przyczepić. Obrońcy zrobili po prostu swoje.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze