Mała Wielka Piłka: KSF Zielona Góra


22 maja 2013 Mała Wielka Piłka: KSF Zielona Góra

Doskonale znamy przypadki, kiedy kibice klubów piłkarskich zakładają swoje drużyny i grają w niższych ligach. W Zielonej Górze silnej ekipy piłkarskiej nie ma, ale jest za to potężny klub żużlowy, który ma rzesze kibiców. To właśnie na stadionie, z którego wydobywa się warkot silników, zrodził się pomysł stworzenia drużyny piłkarskiej.


Udostępnij na Udostępnij na

Początek

Każda historia ma swój początek. Ta jest krótka, bo zaczyna się w roku 2010. Wtedy to kibice żużlowego Falubazu chcieli stworzyć drużynę piłkarską. – Na początku narodził się pomysł, aby wystawić zespół w lidze szóstek. Ale zgłosiło się tyle osób, że postanowiliśmy stworzyć normalną drużynę, tak aby każdy mógł zagrać – mówi jeden z pomysłodawców, Dawid Janus. Na prezesa wybrano Michała Rzeczyckiego, czyli jednego z kibiców. – Na początku traktowano drużynę jak zlepek bandytów, którzy przyszli się pobawić, porobią zadymy w C, B klasach i skończą grać w piłkę po dwóch latach. To wygląda zupełnie inaczej. Tutaj są młodzi chłopcy, którzy posturą nie przypominają żadnych chuliganów. Wszyscy chodzą do szkoły lub pracy, a popołudniami grają w piłkę – mówi prezes KSF-u. – To jest drużyna chłopaków z Zielonej Góry, a wielu z nich miało do czynienia czy to z Lechią, czy UKP, bo to były jedyne kluby w mieście, w których można było grać w piłkę – powiedział nam kibic oraz ojciec prezesa, Robert Rzeczycki. Boisko do rozgrywania meczów od samego początku użycza drużynie Uniwersytet Zielonogórski. Na trybunach zasiąść może ponad tysiąc osób, a murawa jest równa i zadbana. Niestety KSF nie może trenować na niej na co dzień, ponieważ boisko jest zajmowane przez liczne drużyny uniwersyteckie.

Piłkarze na boisku treningowym nie mają szatni
Piłkarze na boisku treningowym nie mają szatni (fot. Marcin Paczkowski/iGol.pl )

Zawodnicy trenują dwa razy w tygodniu na boisku nieopodal jednej z zielonogórskich szkół. – Pisaliśmy do MOSiR-u, aby wpuszczano nas raz w tygodniu na treningi. Niestety, zawsze otrzymujemy odpowiedź, że mają tam takie przesilenie terminów, że nie dadzą rady nas wpuścić. Ewentualnie wpuszczali nas zimą na boisko piaszczyste, tzw. górkę – mówi Michał Rzeczycki. Spacerując po murawie treningowego boiska, trzeba bardzo uważać, aby nie zrobić sobie krzywdy. Obiekt nie wygląda najlepiej, ale zawodnicy starają się szukać plusów takiego stanu rzeczy. – Może to nawet lepiej, że trenujemy tutaj. Jak jeździmy po boiskach A-klasowych, to bardzo często gramy na takich nierównych murawach – dodaje prezes. – Na początku, kiedy szukaliśmy sobie miejsca do trenowania, było tutaj po kolana trawy. Udało nam się załatwić dwa traktorki do koszenia, jednak i one miały problem, żeby uporać się z tak wysoką trawą – mówi Dawid Janus. Klub nie płaci nic za treningi, chłopaki czasem skoszą trawę czy posprzątają, i tyle. Boisko treningowe znajduje się niedaleko szkoły oraz internatu i czasami zdarza się, że leżą na nim butelki po piwie czy inne śmieci. – Tutaj nie mamy typowej szatni. Bardzo często przebieramy się pod gołym niebem lub przyjeżdżamy na treningi już w strojach – mówi jeden z zawodników, Jacek Świdwa. O boisko dba KSF, a trenują na nim też futboliści amerykańscy, którzy w zadzie weszli na gotowe. Czy oni w jakiś sposób o nie zadbają? Czas pokaże.

Poniżej wypowiedź Dawida Janusa o początkach drużyny oraz sytuacji z boiskiem.

Krok po kroku, coraz wyżej

Drużyna na samym początku miała pecha, ponieważ do rozgrywek zgłosiło się tyle drużyn, że stworzono C klasę, w której grało wówczas sześć ekip. Sezon 2010/2011 KSF spędził właśnie tam. Wówczas zielonogórzanie na koniec rozgrywek zajęli drugie miejsce i wywalczyli awans do B klasy. Tam również po udanym sezonie drużyna awansowała o ligę wyżej i w kończącym się sezonie ma bardzo dużą przewagę nad pozostałymi zespołami. Trzy lata grania i co rok awans wyżej. To pokazuje, że w drużynie jest bardzo duży potencjał, a wszyscy do swoich obowiązków podchodzą profesjonalnie, ale też z uśmiechem. Już za chwilę zespół będzie grać w okręgówce.

Historia nie do opowiedzenia

Zawodnicy KSF-u podczas jednego z kwietniowych treningów
Zawodnicy KSF-u podczas jednego z kwietniowych treningów (fot. Marcin Paczkowski/iGol.pl )

KSF Zielona Góra rozgrywał kilka ciekawych meczów sparingowych. Pojedynek z Flotą Świnoujście przegrany 1:3, ale warto nadmienić, iż Flota grała w swoim najsilniejszym składzie. KSF dwukrotnie grał również z drużyną Młodej Ekstraklasy Zagłębiem Lubin. Pierwszy raz po awansie do B klasy zielonogórzanie przegrali u siebie aż 0:13, za to jakiś czas później podczas rewanżu w Lubinie zwyciężyli 2:1. Jednak jeden mecz na zawsze pozostanie w pamięci zawodników.

– 29 maja 2011 roku miał miejsce najbardziej niesamowity mecz, jaki do tej pory rozegrał KSF Zielona Góra. Tego samego dnia żużlowa drużyna miała wyjazd do dalekiego Rzeszowa. My, jako piłkarze i kibice, chcieliśmy przełożyć nasz mecz w C klasie, aby również móc lecieć do Rzeszowa. Dużo naszych zawodników wybrało się na żużel samolotem, rozważaliśmy nawet przez chwilę opcję walkoweru, jednak udało nam się ostatecznie zebrać osiem osób i mieliśmy jeszcze rezerwowego. Na ławce musiał zasiąść niegrający już w KSF-ie Mateusz Rudyk, ponieważ cały poprzedzający mecz tydzień spędził w szpitalu. Rozpoczęliśmy z myślą, aby jak najdłużej utrzymywać wynik 0:0. Ekipa Drzonkowianki II Racula wystąpiła w optymalnym składzie. Wyprowadzaliśmy nieliczne kontry, jednak około 25. minuty straciliśmy bramkę po strzale w okienko z ponad 20 metrów. Myśleliśmy, że zaraz worek z golami rozwiąże się dla gospodarzy… jednak nie! Po kilku minutach przeprowadziliśmy jedną z dziwniejszych zmian w składzie, nie zszedł nikt, a na boisku pojawił się nasz rezerwowy. Dalej piłka była częstym gościem w naszym polu karnym, ale około 40. minuty wyprowadziliśmy kontrę i Waldemar Brodalka strzelił bramkę wyrównującą. Szał radości, bo ten punkt mógł okazać się bezcenny w końcowym rozrachunku. Na początku drugiej połowy dokonaliśmy kolejnej zmiany i na boisku zjawił się jeden z pierwszych kapitanów naszej drużyny Damian Wajs. Liczebność naszej kadry wynosiła wtedy dziewięciu zawodników w polu plus bramkarz. W środku pola zagrał m.in. obecny kierownik naszej drużyny Dawid Janus, który niestety po godzinie gry musiał opuścić boisko z powodu kontuzji, i wtedy dalej graliśmy w ośmiu w polu. Niestety straciliśmy gola na 2:1. To, co wydarzyło się później, zostanie w naszej pamięci chyba do końca życia. Około 88. minuty wyprowadziliśmy kontrę, jak się okazało zabójczą. Po główce Wajsa wyrównaliśmy stan meczu. Pamiętam, że na kilka minut przed końcem liczyliśmy, że dowieziemy ten remis. Jednak remisu nie było. Nie było, bo wygraliśmy! Kończyliśmy mecz w dziewięciu, w składzie z szeregiem kontuzji, zawodnikami mało trenującymi, ale wygraliśmy. W 91. minucie wyprowadziliśmy ostatnią kontrę i strzelec pierwszej bramki Waldek Brodalka w sytuacji sam na sam ustalił wynik na 3:2 na naszą korzyść! Pokonaliśmy przeciwników, nie posiadając nigdy 11 zawodników na boisku! To było coś więcej niż radość, przypływ takiej euforii to coś niebywałego. W składzie wystąpili wtedy m.in.: Radosław Andrzejewski, Damian Wajs, Łukasz Zapotoczny, Łukasz Mowczan, Waldemar Brodalka, Dawid Janus, Mateusz Rudyk, grałem również ja. Trenerem podczas tego meczu był Rafał Deresz. Później wielu nieobecnych kolegów mówiło, że są w stanie wyłożyć duże pieniądze, aby móc obejrzeć relację z tego meczu, niestety nie zostało to uwiecznione. Warty odnotowania jest fakt, że nasi żużlowcy również wygrali, a cała Zielona Góra mogła świętować dwa sukcesy – wspomina Tytus Gołębiowski.

Poniżej skrót emocjonującego spotkania w Pucharze Polski, przegranego przez KSF po rzutach karnych.

Zielonogórzanie po meczu w Lubinie
Zielonogórzanie po meczu w Lubinie (fot. Michał Kociński/Falubaz.com)

Czasami zdarza się, że mecze piłkarskie kolidują z żużlem. Tak było również niedawno, kiedy żużlowcy z Zielonej Góry podejmowali Unię Leszno. Początkowo były pomysły, żeby przełożyć pojedynek przeciwko Odrze Klenica, jednak zawodnicy postanowili zebrać kadrę i pojechać na mecz w okolice Sulechowa. Jednak tym razem nie było takich emocji jak w przypadku meczu z 29 maja 2011 roku i KSF po słabej grze zremisował z rywalami 1:1. W przeszłości zdarzały się sytuacje, iż przeciwnicy chcieli przełożyć spotkanie specjalnie, aby kolidowało ono z zawodami żużlowymi.

Jedna wielka rodzina

Na początku zawodnikami byli praktycznie tylko kibice Falubazu. – Teraz to się trochę zmienia, ale nawet jeśli do drużyny przychodzi ktoś z zewnątrz, to i tak wkręca się w to wszystko i zaczyna chodzić na żużel. Przed takimi ekipami jak nasza zawsze staje pytanie, czy opieramy się tylko na kibicach, czy staramy się iść w kierunku profesjonalnej piłki. My wybraliśmy ten drugi kierunek, ale to nie oznacza, że w drużynie nie będą grać kibice – opowiada Gracjan Kozłowski. Zespół cały czas opiera się na kibicach żużlowego Falubazu, przecież gdyby nie oni, KSF w ogóle by nie powstał. Jednak raz po raz pojawiają się ludzie z zewnątrz, którzy są bardzo realnym wzmocnieniem składu. W kadrze obecnie jest prawie 20 zawodników. Ale ta liczba praktycznie cały czas się zmienia. Jeden gracz wyjechał na studia, dwóch pojechało do pracy za granicę, trzech piłkarzy obecnie leczy kontuzje, a ktoś musiał zrezygnować z gry z przyczyn osobistych.

KSF Zielona Góra po zwycięskim meczu Pucharu Polski w Łężycy
KSF Zielona Góra po zwycięskim meczu Pucharu Polski w Łężycy (fot. Archiwum Michała Rzeczyckiego )

– Z zewnątrz przede wszystkim jest trener. On z kibicowskim Falubazem nie ma wiele wspólnego, ale potrzebowaliśmy kogoś, kto po prostu zna się na rzeczy i pomoże nam to wszystko ogarnąć – mówił prezes KSF, Michał Rzeczycki. Trenerem KSF jest obecnie Przemysław Adamczak, który ma bardzo ciekawą kartę jako piłkarz. W Polsce grał w Arce Nowa Sól oraz Lechii Zielona Góra. Ma za sobą również występy w Niemczech. Grał w niższych ligach, w takich klubach jak Rot-Weiss Bad Muskau czy SV 1874 Vielau, a od wiosny 2012 roku jest grającym trenerem KSF-u. Jest jeszcze Mateusz Bień, który z drużyną jest od początku, a papiery trenerskie zrobił w tym roku. Pierwszym szkoleniowcem drużyny był Rafał Deresz, który zespół opuścił. Odszedł dlatego, że chciał jeszcze pograć w piłkę jako czynny zawodnik, a w KSF-ie po prostu nie łapał się do składu. Obecnie gra on w B klasie w Chynowiance Chynów.

Poniżej wypowiedź jednego z zawodników, Andrzeja Dorniaka, o jego początkach w drużynie, sytuacji z boiskiem, meczu przeciwko Odrze Nietków oraz planach na przyszłość.

W obecnym sezonie KSF tworzą: Michał Rzeczycki – grający prezes, Dawid Janus – kierownik drużyny i zawodnik, Przemysław Adamczak – grający trener, Mateusz Bień – drugi trener, Kasper Mihułka, Damian Gwoźdź, Gracjan Kozłowski, Tytus Gołębiowski, Wojciech Kacprzyk – grający wiceprezes, Maciej Marczak, Przemysław Chojnacki, Michał Kroczek, Andrzej Andrysewicz, Miłosz Sienkiewicz, Bartosz Klim, Krzysztof Marczak, Bartosz Michalak, Tomasz Kroczek, Jacek Hajdasz, Jacek Świdwa, Kamil Sajnóg, Maciej Błaszczyk i Andrzej Dorniak.

Poradnik niewłaściwego wydawania pieniędzy

Plakat promujący jeden z meczów drużyny, które rozwieszane są na ulicach miasta
Plakat promujący jeden z meczów drużyny, które rozwieszane są na ulicach miasta (fot. Facebook/KSFZielonaGora)

Kiedyś spytaliśmy się innego klubu, ile by kosztowało ściągnięcie do nas jednego z ich zawodników. W odpowiedzi usłyszeliśmy astronomiczną kwotę. Niestety myślenie wielu ludzi jest takie, że wy jesteście Falubaz i pieniądze macie, przyjdzie prezes Dowhan, kasą wam rzuci, a to nie jest tak. W zasadzie w C klasie utrzymywaliśmy się tylko i wyłącznie z własnych pieniędzy – mówi Michał Rzeczycki. Ludzie z miasta i okolic, jeśli słyszeli o KSF-ie, ale nie interesują się nim zbytnio, żyją w przeświadczeniu, że tu wiele rzeczy załatwia klub żużlowy, a rzeczywistość jest trochę inna. – Klub żużlowy ma swoje problemy, my swoje. Oczywiście otrzymaliśmy od nich dużo pomocy, ale my działamy sami – dodaje Rzeczycki. Miasto nie tak dawno rozpisało konkurs na rozpowszechnianie i rozwój kultury fizycznej. KSF Zielona Góra wystartował w nim, ponieważ potrzebował funduszy na niezbędne wydatki. Ile pieniędzy miasto Zielona Góra przyznało klubowi, który w trzy lata robi trzy awanse? Zero złotych. Taki kraj. Urzędnicy na sport wydali kilka milionów. – Tu jest również klub miejski, który jest bardzo wspierany, w konkursie dostali prawie 700 tysięcy złotych. My nie dostaliśmy ani złotówki – mówi prezes KSF-u.

Przeglądając wyniki tego konkursu, które są dostępne w internecie, trzeba dobrze się przykuć do krzesła, aby z niego nie spaść. Akademia piłkarska Falubazu, o której na łamach iGola już pisaliśmy, również od miasta nic nie dostała, natomiast zespół futbolu amerykańskiego otrzymał 42 tysiące złotych na „Wprowadzenie zajęć z futbolu amerykańskiego w szkołach oraz stworzenie grupy tanecznej w stylu amerykańskiego cheerleadingu”. Zresztą, powszechnie wiadomo, że występy taneczne na meczach futbolu amerykańskiego są ważniejsze od prawie 200 dzieciaków z miasta, które trenują pod okiem akademii. Nie mam nic do chłopaków grających w futbol amerykański, ale czy potrzebne im rzeczywiście tyle pieniędzy? Jeśli zastanawialiście się kiedyś, dlaczego piłka nożna w tym kraju nie idzie do przodu, to jest jeden z powodów. Futbol nie rodzi się na wielkich stadionach, futbol rodzi się w niższych ligach oraz na szkolnych boiskach, jeśli taki stan rzeczy nadal będzie się utrzymywał, to Europy nigdy nie dogonimy.

…skazani na nierówną walkę z systemem – będziemy waszym wiecznym utrapieniem…

Zawodnicy KSF-u w koszulkach reprezentacji
Zawodnicy KSF-u w koszulkach reprezentacji (fot. Archiwum Tytusa Gołębiowskiego )

Powyższy napis pochodzi z jednej z flag kibiców zielonogórskiej drużyny. – My jesteśmy Falubaz i wszyscy nam robią pod górkę – to słowa jednego z piłkarzy KSF-u, Gracjana Kozłowskiego. Jednak pod tymi słowami podpisaliby się wszyscy zawodnicy. – Poza resztą kibiców nie ma jakiegoś wielkiego zainteresowania nami. Jak dobrze mecz nagłośnimy, to przychodzi dużo fanów. Podczas pierwszego historycznego spotkania przyszło jakieś 500 osób, na jeden wyjazd jechało ich około 200. Natomiast jeśli chodzi o zainteresowanie mediów, to większość portali nie interesuje się nami w ogóle – dodaje Kozłowski. Niewielkie zainteresowanie lokalnych mediów może dziwić, zwłaszcza że klub radzi sobie świetnie i z roku na rok robi coraz większe postępy. Przeglądając i słuchając lokalnych portali czy radia, na jakąkolwiek wzmiankę o KSF-ie bardzo trudno natrafić. Poniżej wideo z jednego wyjazdu kibiców KSF-u na mecz do Kiji, miejscowości oddalonej od Zielonej Góry o około 35 kilometrów.

Mimo nieprzychylności miasta i lokalnych mediów oraz mimo braku pieniędzy przed klubem rysuje się i tak ciekawa przyszłość. Dlaczego? Ponieważ wszyscy związani z tym zespołem podchodzą do swoich obowiązków bardzo profesjonalnie. Mimo braku funduszy włodarze klubu robią wszystko, co w ich mocy. Pomimo braku normalnego boiska treningowego i jakiejkolwiek szatni nikt tu na swój los aż tak bardzo nie narzeka. Wszyscy robią swoje, poświęcają swój czas, aby pójść na trening czy pojechać na mecz. Piłkarze KSF-u to przede wszystkim kibice, a o tych mało kto w dzisiejszych czasach mówi prawdę. Może warto zaznaczyć, że przez trzy lata na meczach drużyny nikomu włos z głowy nie spadł, a podczas spotkań panuje świetna atmosfera. Bardzo często w internecie można natknąć się na nieprzychylne zdania pod adresem fanów z Zielonej Góry. Nikt święty nie jest, jednak te opinie nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. Jeśli będziecie kiedyś w Zielonej Górze lub okolicach, a drużyna będzie grała mecz, naprawdę warto poświęcić tę chwilkę i przejść się na stadion Uniwersytetu Zielonogórskiego. – Najlepszy futbol jest za darmo – mówi Tytus Gołębiowski.

Więcej informacji o KSF-ie można znaleźć na stronie kibiców Falubazu Zielona Góra oraz facebookowym profilu drużyny.

Komentarze
~no te no... (gość) - 12 lat temu

Ej na tym filmiku graja lepiej niz zespoly z T-Mobile
Ekstraklasy ...

Red Devil (gość) - 12 lat temu

Dobry artykul :)

Najnowsze