Magiczny numer 7 w wielkich klubach. Dlaczego jest on zarezerwowany dla najlepszych?


Legendy grające z „siódemką” na plecach.

28 stycznia 2018 Magiczny numer 7 w wielkich klubach. Dlaczego jest on zarezerwowany dla najlepszych?

Mówi się, że numer na koszulce zawodnika nie ma większego znaczenia. Czy aby na pewno? Okazuje się, że niektóre numery są wyjątkowe. Można powiedzieć, że mają swoją własną historię, ale żeby takową miały, to zawsze na początku musi pojawić się ten, który stworzy jej podwaliny.


Udostępnij na Udostępnij na

Każdy klub, mniejszy czy większy, ma swoją piłkarską legendę, czyli zawodnika, który jest postacią zasłużoną dla drużyny. Bardzo często dochodzi do sytuacji, w której numery wybitnych piłkarzy przechodzą do historii. Można wyróżnić dwa rodzaje działań podejmowanych przez działaczy klubów, aby podkreślić ważność danego numeru dla historii klubu.

Pierwszy to zastrzeżenie cyfry. Oznacza to, że żaden przyszły zawodnik danej drużyny nie zagra w z numerem na koszulce, który kiedyś należał do legendy. W dzisiejszym piłkarskim świecie takich działań nie brakuje i za przykład może nam posłużyć Javier Zanetti, który przez 19 lat grał w Mediolanie. Po zakończeniu kariery w sezonie 2013/2014 działacze Interu podjęli decyzję o zastrzeżeniu jego numeru – 4.

Drugi sposób złożenia swoistego hołdu dla wybitnego piłkarza to zrobienie z numeru, w którym grał, prawdziwej świętości. Jak działacze to robią? Po zakończeniu kariery przez legendę danego zespołu czeka się na jego spadkobiercę, który zdoła udźwignąć na swoich barkach wielką odpowiedzialność, jaką bez wątpienia jest gra z takim numerem na koszulce, z jakim występował człowiek legenda zespołu.

Dobrymi przykładami stosujących tę drugą metodę są takie drużyny jak Real Madryt czy Manchester United. Oba zespoły związane są z magiczną liczbą 7 na klubowej koszulce. Jest to cyfra uważana za boską i patrząc na to, jacy piłkarze grali w tych drużynach z tym numerem na plecach, to trudno jest się z tym nie zgodzić.

Znaczenie białej „siódemki”

Numer siedem noszony był przez największe postacie w historii Realu Madryt, które swoją wspaniałą grą sprawiły, że ten numer stał się prawdziwym symbolem „Królewskich”. Można powiedzieć, że stał się wartością samą w sobie. W przeszłości grali z nim tacy piłkarze, jak: Raymond Kopa, Amancio Amaro, „Juanito”, Emilio Butragueno czy też Raul.

Magiczny numer 7 jako pierwszy rozsławił Francuz polskiego pochodzenia Raymond Kopa, który trafił do stolicy Hiszpanii w sezonie 1956/1957. Z zespołem Realu Madryt zdobył dwa mistrzostwa Hiszpanii oraz dwa Puchary Europy. Jego fenomenalne występy w białych barwach sprawiły, że w 1958 roku zdobył Złotą Piłkę.

Następnym piłkarzem grającym z tym numerem na plecach był Amaro, którego uważa się za istne ucieleśnienie madryckiej 7. Chociaż występował również z „ósemką”. W ciągu swojej czternastoletniej przygody z „Los Blancos” wystąpił w 344 meczach i strzelił w nich 119 bramek.

„Juanito” to kolejny spadkobierca tej boskiej cyfry, który jest utożsamiany nie tylko z tym numerem, lecz także z „duchem madridismo”. Do Realu Madryt trafił w 1977 roku i grał w nim przez dziesięć lat. Charakteryzowały go ciągła gotowość do walki, nieprzeciętna intuicja oraz wybuchowy temperament. W barwach „Królewskich” zdobył 85 goli w 284 występach.

Prawdziwego znaczenia „siódemce” na białej koszulce Realu nadał Butragueno, który jest wychowankiem zespołu z Madrytu. Hiszpan był liderem „Los Blancos” i przez wielu jest uznawany za najlepszego piłkarza nie tylko Realu, lecz także całej Hiszpanii. Butragueno jest dziesiątym strzelcem w historii „Królewskich”. W ciągu 12 lat gry zdobył 171 bramek we wszystkich rozgrywkach.

Po odejściu Hiszpana przyszedł czas na innego młodego zawodnika również z Hiszpanii, czyli Raula – legendy Realu Madryt. Tego zawodnika chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Raul Gonzalez to wybitny zawodnik, wspaniały goleador i prawdziwy lider z krwi i kości. W ciągu swojej długiej, bo aż 16-letniej, przygody z Estadio Santiago Bernabeu Hiszpan strzelał bramkę za bramką. Sprawiło to, że po opuszczeniu stolicy Hiszpanii Raul mógł się nazywać królem Madrytu, był bowiem najlepszym strzelcem w całej ponadstuletniej historii „Los Blanocs”. Wydawało się, że przez wiele lat będzie prowadził w tym rankingu. Nikt jednak nie przypuszczał, że jego przejmujący po nim numer okaże się jeszcze wybitniejszym zawodnikiem.

W 2010 roku spadkobiercą madryckiej „siódemki” został Cristiano Ronaldo. Słynny Portugalczyk przeszedł do Realu Madryt w sezonie 2009/2010 i zdobył w nim 33 bramki we wszystkich rozgrywkach. Grał wtedy z numerem 9, który w Madrycie również ma szczególne znaczenie, ale dopiero magiczny numer 7 sprawił, że CR7 stał się prawdziwą legendą „Królewskich”. W pierwszym sezonie z „siódemką” na plecach zdobył 20 goli więcej niż rok wcześniej. Do tej pory Ronaldo rozegrał 384 spotkania z cyfrą siedem na koszulce i zdobył w nich 391 bramek, co i tak dawałoby mu pierwsze miejsce wśród najlepszych strzelców „Los Blancos” w historii.

Warto też wspomnieć, że numer 7 jest jego ulubioną cyfrą. Dlaczego? Po pierwsze, siódemka wchodzi w skład jego pseudonimu, co najlepiej już świadczy, że to właśnie z tym numerem chce on być kojarzony. Po drugie, występuje z nią także w reprezentacji Portugalii (odziedziczył ją po Luisie Figo) oraz w przeszłości grał z takim numerem w barwach Manchesteru United. W ekipie „Czerwonych Diabłów” magiczny numer 7 również ma ogromne znaczenie, ponieważ noszą bądź nosili go zawodnicy, którzy zapisali się w historii tego klubu.

Magiczny numer 7 rodem z piekła

Występujących z „siódemką” w czerwonych barwach było wielu, a wśród nich trafiło się kilka gwiazd. Byli to m.in. Eric Cantona, David Beckham czy Cristiano Ronaldo. Tak jak i w Realu magiczny numer 7 rozsławił Francuz. Cantona występował w Manchesterze United od sezonu 1992/1993 do sezonu 1997/1998. W tym czasie wystąpił w 170 spotkaniach i strzelił w nich 77 goli. Francuz jest bardzo kontrowersyjną postacią. Z jednej strony był kreatywnym piłkarzem, miał swoją oryginalną wizję gry, a jego strzały z dystansu były wręcz niesamowite. Z drugiej strony jednak Cantona miał jedyny w swoim rodzaju charakter buntownika. Często miewał napady złości, co utrudniało mu dobry kontakt z kolegami w szatni, trenerami czy kibicami.

Bezpośrednio po nim „siódemkę” otrzymał David Beckham. Anglika chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Przez wielu uznawany jest za najlepszego piłkarza na świecie. Dla „Czerwonych Diabłów” zagrał w 382 meczach, w których zdobył 85 bramek. Gra dla Manchesteru United była jego najlepszym okresem w karierze. Old Trafford był jego miejscem na ziemi i nigdzie nie czuł się tak dobrze jak tam.

Po odejściu Beckhama sir Alex Ferguson postanowił ściągnąć zawodnika, który otrzyma magiczny numer 7 w spadku po Angliku. Trener „Czerwonych Diabłów” postawił na Cristiano Ronaldo, który stał się najdroższym nastolatkiem na świecie. Działacze musieli widzieć w Portugalczyku ogromny potencjał, skoro od razu dali mu tak ważny numer w historii klubu. Nie pomylili się. CR7 szybko stał się nie tylko gwiazdą Manchesteru, lecz także całej Premier League. Za czasów gry w czerwonych barwach zdobył swoją pierwszą Złotą Piłkę (obecnie ma już pięć na swoim koncie).

Po transferze Cristiano Ronaldo do Realu Madryt w 2009 roku w Teatrze Marzeń, jak nazywany jest stadion „Czerwonych Diabłów”, nie pojawił się godny następca tego numeru. Wielu próbowało wziąć na barki odpowiedzialność, jaką jest gra z „siódemką” na plecach, ale jak dotąd nie pojawił się godny spadkobierca. Swoich sił próbowali tacy piłkarze, jak: Michael Owen, Angel di Maria czy Memphis Depay, ale żaden z nich jednak nie dał sobie rady z presją związaną z noszeniem tej koszulki.

Być może działacze klubu z Manchesteru po wielu latach w końcu znaleźli godnego następcę. W tym okienku transferowym ściągnęli oni do swojej ekipy Alexisa Sancheza, który z marszu otrzymał magiczny numer 7. Z pewnością wszyscy są ciekawi, czy Chilijczyk poradzi sobie z tym niełatwym zadaniem, jakim jest gra dla Manchesteru United z tym właśnie numerem na plecach.

Komentarze
Marta Marzec (gość) - 2 lata temu

Marta Marzec

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze