Maciej Stolarczyk – przede wszystkim psycholog


Choć wielu wątpiło w jego warsztat, Maciej Stolarczyk okazał się właściwym człowiekiem dla Wisły Kraków

31 marca 2019 Maciej Stolarczyk – przede wszystkim psycholog
Krzysztof Porębski / PressFocus

Wielu pukało się w czoło, kiedy Wisła Kraków ogłosiła przed sezonem 2018/2019, że nowym trenerem drużyny zostanie Maciej Stolarczyk – człowiek, który od 2015 roku pracował za biurkiem w roli dyrektora sportowego Pogoni Szczecin. Wieszczono, że niedoświadczony szkoleniowiec nie poradzi sobie w anormalnych warunkach panujących w „Białej Gwieździe” i szybko ucieknie spod Wawelu. 47-latek wytrzymał jednak presję i udowodnił, że zna się na swoim fachu. Teraz cieszy się ogromnym szacunkiem wśród kibiców Wisły.


Udostępnij na Udostępnij na

Udowadnianie wszystkim, że się mylili, to nie pierwszyzna dla Stolarczyka. W wieku 21 lat zerwał więzadła krzyżowe i od doktora usłyszał diagnozę, która mroziła krew w żyłach: „Nie ma pan szans wrócić do piłki nożnej”. Dramat. Bezsilność. Płacz. A chwilę później ogromna sportowa złość, która pozwoliła Maciejowi dokonać niemożliwego – wrócić do profesjonalnego uprawiania sportu. Tak poważny uraz w młodym wieku zahartował urodzonego w Słupsku zawodnika, który następnie stał się kluczowym graczem Pogoni Szczecin.

Szczecin – Kraków po raz pierwszy

W 2002 roku Stolarczyk po raz pierwszy zetknął się z Wisłą Kraków, która w rzeczonym czasie była absolutnym hegemonem na krajowym podwórku. Boczny defensor zdobył wraz ze swoim zespołem trzy tytuły mistrza Polski z rzędu, a także grywał w Pucharze UEFA. Jego dyspozycja była na tyle dobra, że zainteresował swoją osobą selekcjonera reprezentacji Polski. Będąc graczem Wisły, wystąpił w narodowej kadrze pięciokrotnie. Łącznie zanotował natomiast osiem gier z orzełkiem na piersi.

Po pięciu owocnych latach Stolarczyk opuścił gród Kraka i przeniósł się do Bełchatowa, aby tam w 2009 roku zakończyć karierę zawodniczą. Nie rozstał się jednak z piłką – gdy tylko zawiesił korki na kołku, przewiesił na szyi gwizdek i został asystentem trenera Mandrysza w Pogoni Szczecin. Po 13 miesiącach podpatrywania legendy „Dumy Pomorza” sam zajął jej miejsce, zostając szkoleniowcem klubu, który go wychował.

Pierwsze podejście do trenerki nie było jednak zbyt udane. Mała różnica wieku pomiędzy nim a zawodnikami okazała się nie tylko niepomocna, ale wręcz szkodliwa. Stolarczyk nie potrafił wyrobić sobie niezbędnego w tej branży autorytetu. Wydaje się, że nie był wówczas jeszcze gotowy na takie wyzwanie od strony merytorycznej. Po trzech miesiącach przestał więc pełnić dotychczasową funkcję.

W 2015 roku zarząd szczecińskiego klubu znalazł dla swojego byłego zawodnika nowe stanowisko: dyrektora sportowego. Stolarczyk objął tę funkcję 27 stycznia 2015 roku i piastował ją aż do czerwca 2018. Wśród kibiców Pogoni opinie o jego pracy są skrajnie różne. Na Stadionie Miejskim im. Floriana Krygiera niejednokrotnie dało usłyszeć się obelgi kierowane w stronę dyrektora sportowego, który faktycznie kilkukrotnie pomylił się przy ocenie zawodnika (Mate Tsintsadze, Tomasz Hołota), ale z drugiej strony to przecież właśnie on stał za zatrudnieniem w stolicy województwa zachodniopomorskiego Kosty Runjaicia. W każdym razie nikt w czerwcu ubiegłego roku nie płakał, kiedy klub poinformował o zakończeniu współpracy z Maciejem Stolarczykiem.

Szczecin – Kraków po raz drugi

Eksdyrektor sportowy Pogoni pozostawał na bezrobociu przez cztery dni. 18 czerwca związał się bowiem umową z Wisłą Kraków. Obserwatorzy Lotto Ekstraklasy decyzję o zatrudnieniu tego człowieka w roli trenera „Białej Gwiazdy” przyjęli z dość dużym zaskoczeniem, a także niemałą dozą sceptycyzmu. Bo niedoświadczony, bo zasiedział się za biurkiem, bo trudna sytuacja, bo potrzeba dobrego psychologa. Tymczasem Stolarczyk nie zważał na słowa krytyki, tylko zabrał się do pracy.

No właśnie, praca. Od samego początku Stolarczyk powtarzał to słowo niczym mantrę. Odmieniał je przez wszystkie przypadki i bombardował nim swoich podopiecznych. A oni mu uwierzyli i dawali z siebie wszystko podczas treningów. 47-letni szkoleniowiec zdawał sobie sprawę z tego, że od strony organizacyjnej w klubie nie dzieje się najlepiej. Okazał się jednak na tyle dobrym psychologiem (a przecież nikt nie wierzył w jego umiejętności interpersonalne!), że odciągnął uwagę swojej drużyny od spraw niezwiązanych z futbolem i sprawił, iż piłkarze byli w pełni skupieni na zadaniach boiskowych.

Bez wątpienia trenerowi bardzo pomogły jego własne doświadczenia z czasów zawodniczych. Gdy był zawodnikiem Pogoni, w szczecińskim klubie również się nie przelewało, o czym sam zainteresowany opowiadał w książce „70 niezwykłych historii na 70-lecie Pogoni Szczecin”. Oddajmy mu zatem głos: – Tradycją tych czasów było życie na pożyczce. Zawsze w szatni znalazł się ktoś, kto miał swoje zaskórniaki, które pożyczał kumplom z drużyny. Pamiętam takie okresy, że przez kilka miesięcy nie otrzymywaliśmy wypłat. Co ciekawe, jak już je dostawaliśmy, to… w dość obszernych transzach. I nie mówię tu o kwotach, ale o fizycznej objętości gotówki. Pieniądze, które otrzymywaliśmy, pochodziły albo z wpływów z biletów, albo z giełdy. A więc, jak łatwo się domyślić, nie były to duże nominały, powiedziałbym wręcz, że drobniaki.

Czucie szatni jest zatem jednym z największych atutów Stolarczyka. Odpowiednią pracę w sferze mentalnej dostrzega zresztą Jakub Błaszczykowski, który o swoim byłym koledze z boiska, a dziś trenerze, mówił w samych superlatywach podczas powitalnej konferencji prasowej: – Cieszę się, że razem pracujemy. Nie dość, że trener Stolarczyk ma dobry warsztat trenerski, to w aspekcie psychologicznym jest bardzo mocny. To w dużej mierze jego zasługa, że w poprzedniej rundzie Wisła, mimo problemów w klubie, grała tak dobrze. Należą mu się za to duże gratulacje. Potrafił utrzymać morale zespołu i wydobyć z chłopaków to, co najlepsze.

Stolarczyk już zasłużył na swoje zdjęcie w galerii sław. Czy jego dalsza przygoda w Krakowie będzie na tyle udana, że zapracuje także na pomnik? To melodia przyszłości. Obecnie najważniejsze jest dla niego to, aby zapewnić Wiśle grę w górnej ósemce. Komfort utrzymania się w lidze już w kwietniu pozwoliłby zarządowi na opracowanie z dużym spokojem strategii na nadchodzący sezon, być może zapewniłby również większą stabilność finansową, bo choć wiele już dobrego zostało zrobione, to wciąż pracy jest co niemiara.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze