Lucas Paqueta – nowy generał środka pola


Brylant rodem z Brazylii

16 lutego 2019 Lucas Paqueta – nowy generał środka pola

W rodzinnym Rio de Janeiro długo był bezimienny. Większość znajomych, kumpli z boiska czy podwórka zwracała się do niego po prostu nazwą wyspy, z której od najmłodszych lat przypływał na treningi. Paqueta to jedna z 84 wysp w zatoce Guanabara, a administracyjnie dzielnica Rio połączona z nim jedynie transportem wodnym.


Udostępnij na Udostępnij na

Całą karierę juniorską nasz bohater spędził w jednym z największych klubów w Brazylii, Flamengo. Jak znaczące to miejsce, niech świadczy fakt, kto był częścią zespołu w przeszłości – mianowicie Djalminha (niesamowity pomocnik, który tworzył potęgę Deportivo La Coruna) oraz niezapomniany maestro brazylijskiej piłki Garrincha. Ciężar gatunkowy ogromny.

Najnowszy brylant środka pola zaczął rywalizację w swoim ukochanym klubie w seniorach. Już nie był tylko tym „chłopakiem z wyspy”, lecz konieczne okazało się poprzedzenie pseudonimu imieniem. Tak narodził się Lucas Paqueta. Początek kariery idealnie wyważony, najpierw debiut w pierwszym zespole „Mengao”, następnie w dorosłej reprezentacji Brazylii, wreszcie przejście do europejskiego klubu.

Plan godny wielu Brazylijczyków. Jest wyjątek, ten klub to niegdyś wielki AC Milan, a cena transferu to 35 milionów euro. Ryzyko? Być może. Jednak aktualnie po dwóch asystach w sześciu występach stał się dla kibiców „Rossonerich” światełkiem w tunelu, nadzieją na powrót na właściwe tory.

Równocześnie kształtowany talent i charakter

Lucas Tolentino Coelho de Lima, właśnie tak brzmi pełne imię i nazwisko pomocnika 18-krotnego mistrza Włoch. Już od samego początku borykał się z problemami, na które nie miał wpływu. Od całego swojego otoczenia często słyszał, że jest za mały. Biorąc pod uwagę fakt, że w celu dotarcia na trening musiał przebyć drogę statkiem, można to zrozumieć ze względu na troskę rodziców.

Choć akurat w tym jednym przypadku nie był osamotniony, ponieważ jego starszy o dwa lata brat Matheus (obecnie zawodnik Monzy) również nie był gotowy ani na samotny dojazd na obiekty Flamengo, ani tym bardziej na opiekę nad młodszym braciszkiem. Matka Cristiane pracowała jako fryzjerka, ojciec Marcelo służył w armii, więc nie byli w stanie wygospodarować w ciągu dnia ani minuty, by zapewnić swoim pociechom odpowiedni transport.

Jednak ku uciesze wszystkich fanów Milanu znalazła się osoba, która nie pozwoliła, by taki talent nie miał okazji udowodnić swoich umiejętności. Tym zbawicielem był dziadek Mirao. Senior rodu z pełną odpowiedzialnością i znamienną systematyką kilka razy w tygodniu o 10 rano wychodził z dwoma brzdącami z domu na Ilha de Paqueta.

Cała trójka wsiadała na prom do dawnej stolicy kraju. O godzinie 14 dziadek meldował się na zajęciach Matheusa, o 17 na ćwiczeniach Lucasa. Po długim i wyczerpującym dniu, pełnym wrażeń i wysiłku fizycznego, około północy łapali ostatni statek powrotny. Mirao około godziny 1 w nocy ostatecznie zamykał drzwi posesji. W taki sposób, według takiego samego grafiku funkcjonowali kilka razy w tygodniu. Imponujące.

Paqueta w rozmowie z „Globo Esporte” tak wspomina ten okres swojego życia: – Najpierw ja siedziałem obok dziadka na treningu Matheusa, potem moje miejsce zajmował brat. To było bardzo wyczerpujące, ale dzisiaj wiem, że było warto.

Na samej wyspie aktualnie jest jedno pełnowymiarowe boisko. Swego czasu Mirao był głównym trenerem miejscowego klubu o nazwie Municipal Futebol Clube. Sam senior rodu wierzył w potencjał Lucasa, pod jego okiem zaczynał kopać obecny zawodnik Milanu.

Niestety Mirao nie doczekał wielkiego transferu Paquety, zmarł krótko po dołączeniu wnuka do seniorów Flamengo. Teraz z góry w lepszym świecie bacznie obserwuje karierę młokosa i przekonuje się, że nie mylił się co do jego talentu. Sam Lucas nie zapomniał o dziadku. Głęboką więź, która niewątpliwie ich łączyła, upamiętnił tatuażem, konkretnie literą „M” wpisaną w gwiazdę.

Za niski na futbol?

Wróćmy na moment do przewlekłych problemów Lucasa z dzieciństwa. A konkretnie jednego, wzrostu. W wieku 15 lat usłyszał od trenerów, że jest za mały, mierzył 153 cm. Kolejny raz jego potencjalna kariera zawisła na włosku. Zrozpaczony pytał Cristiane: „Mamo, czy ja urosnę?”

Nie rozwijał się prawidłowo, mimo wielu prób farmakologicznych kuracje początkowo nie pomagały. Szkoleniowcy „Rubro-Negro” byli jeden mały kroczek od podjęcia decyzji o wyrzuceniu chłopaka z klubu. Pod względem technicznym rzecz jasna królował, przewyższał rówieśników, ale co z tego, skoro ich podrażniona duma dawała o sobie znać w pojedynkach fizycznych. Koledzy z drużyny dosłownie mogli patrzeć na niego z góry.

To był główny powód opuszczenia kilku spotkań przez Lucasa. Często również niestety wracał z treningu zapłakany i załamany obecną sytuacją. Gdy Paqueta wspomina te smutne chwile, przyznaje jedno: – To dla mnie najtrudniejszy czas do tej pory. Gdyby nie wsparcie rodziców, nie poradziłbym sobie. Gilmar Popoca, czyli ówczesny szkoleniowiec grup młodzieżowych Flamengo, śmiało wspomina: – Prawda jest taka, że niewiele brakowało, by go pożegnać.

Na szczęście los uśmiechnął się do przyszłego wirtuoza środka pola. Po części medycyna i natura zaczęły współpracować, co zaowocowało wypełnieniem obowiązku. W przeciągu trzech lat Lucas urósł o bagatela 27 centymetrów. Od tej chwili mierzył 180 cm, co ostatecznie rozwiązało wszelkie problemy fizyczne.

Ze spokojem mógł się w pełni skoncentrować na rywalizacji nie tylko w zespołach młodzieżowych, lecz także seniorach. Sześć miesięcy przed 19. urodzinami zadebiutował we Flamengo. Kilka tygodni później miał zaszczyt wystąpić w kadrze Brazylii U-20 i od razu okrasił mecz golem w starciu z Anglią (2:1). Bajka właśnie się zaczęła.

Zafascynowany rozwojem kariery Lucasa jest selekcjoner dorosłej reprezentacji Brazylii, Tite, który do tej pory dwukrotnie wystawił go w kadrze. O debiucie Paquety wypowiadał się w taki oto sposób: – Kiedy graliśmy przeciwko Salwadorowi, miał serię wymian z Neymarem, praktycznie nie widząc go wcześniej i nie grając razem. Połączyli się z zamkniętymi oczami.

Idol z dzieciństwa

Idolem z dzieciństwa, zawodnikiem, na którym wzorował się Lucas, jest ikona Milanu, Ricardo Kaka. Sam zainteresowany również bacznie obserwuje rozwój nowego nabytku „Rossonerich”. Zapytany o swoją opinię na temat młokosa odpowiada: – Jest zawodnikiem, który ma przed sobą świetlaną przyszłość. Został już powołany do kadry narodowej Brazylii, ale lepiej dla niego, żebyśmy nie porównywali go z innymi gwiazdami. Widziałem tak wiele porównań w ostatnich latach, ze mną, z (Alexandre) Pato, z Ronaldinho, Cafu, Rivaldo, ze wszystkimi Brazylijczykami, którzy byli częścią historii Milanu. Musimy unikać tych porównań, aby mógł tu przyjechać i spokojnie grać oraz się rozwijać.

W idealnym świecie Paqueta miałby czas na spokojną aklimatyzację na San Siro. Niestety takiego luksusu mieć nie będzie. Wszystko przez ostatnie słabe lata, w których próżno szukać sukcesów i pucharów w gablotach Milanu. Dzięki niemu poznaliśmy słowo Paqueta, cieszymy się kolejną historią biednego dzieciaka, który rozpoczyna swoją bajkę w Europie. Dla Lukasa następny cel jest jasny – doścignąć swojego wielkiego idola. Lecz do tego musi jeszcze urosnąć, choć na szczęście tym razem czysto metaforycznie, a wszystko ma w swoich rękach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze