Lucas prowadzi Tottenham do finału Ligi Mistrzów. Cud czy efekt pracy?


Tottenham pokonał rewelacyjny Ajax po kapitalnej końcówce spotkania. Futbol wraca do domu?

8 maja 2019 Lucas prowadzi Tottenham do finału Ligi Mistrzów. Cud czy efekt pracy?

Po wczorajszym wieczorze znamy już dwie drużyny, które powalczą o zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Bilety na Wanda Metropolitano zapewnił sobie Tottenham, który w dramatycznych okolicznościach pokonał największą niespodziankę tych rozgrywek, czyli Ajax Amsterdam. "Godenzonen" nas zachwycali, ale to "Koguty" były drużyną, która wykazała się większym wyrachowaniem.


Udostępnij na Udostępnij na

Wydawało się, że po spotkaniu w Londynie zespół Erika ten Haga nie ma prawa wypuścić skromnej przewagi w postaci jednej bramki. Nauczeni historią kończącej się kampanii śmiało mogliśmy twierdzić, że napędzani amsterdamską publicznością zawodnicy Ajaksu jeszcze powiększą swoją zdobycz bramkową.

I powiększyli, jednak strzelenie dwóch goli w pierwszych 35 minutach spotkania okazało się niewystarczające, gdyż przybysze z Londynu mieli sporo szczęścia, woli walki, a przede wszystkim bohatera, o którym przed godziną 21 nie mieliśmy prawa myśleć. Lucas Moura, szczęśliwy strzelec trzech bramek, sprawił, iż w Madrycie, w finale Ligi Mistrzów, zagramy po angielsku.

Lucas Moura, czyli jest życie bez Harry’ego Kane’a

W trwającym jeszcze sezonie 2018/2019 filigranowy Brazylijczyk dość często był pierwszym wyborem trenera Mauricio Pochettino. Na boisku pojawiał się 46 razy, z czego aż 35-krotnie od pierwszej minuty. W tym czasie zdołał zanotować 12 goli oraz dwie asysty, ale co najważniejsze dla całego zespołu „Kogutów” – stał się bardzo ważny dla gry londyńczyków i to w głównej mierze dzięki swoim występom stwarzał swojemu opiekunowi ból głowy przy ustalaniu składu.

Aczkolwiek z drugiej strony były piłkarz Paris Saint-Germain właśnie we Francji zdołał zaprezentować nam swój potencjał. Przy pomocy Zlatana Ibrahimovicia czy Edinsona Cavaniego potrafił zdobywać trofea, a nawet prezentować się lepiej pod względem indywidualnym. 19 goli w kampanii 2016/2017 pozwoliło postawić w paryskiej gablocie dwa trofea za Puchar Ligi oraz Puchar Francji.

Teraz Brazylijczyk zakłada koszulkę Harry’ego Kane’a i pozwala Tottenhamowi nadal marzyć. Marzeniem jest oczywiście zdobycie uszatego pucharu i jednoczesne zamknięcie ust tym, którzy podważają od kilku lat jakość ekipy „Kogutów”. Bo w końcu jest szansa na zdobycie czegoś, co zrekompensuje lata posuchy.

Futbol wraca do domu. Tottenham zrobił to dla Anglii

Przed meczami rewanżowymi raczej nikt się tego nie spodziewał, jednak historyczny przełom stał się faktem. Po jedenastu latach przerwy ujrzymy angielski finał, w którym zmierzą się różne drużyny, ale podobni trenerzy. Obaj genialni pod względem taktycznym, motywacyjnym czy po prostu charakterologicznym. Obaj swój temperament przenieśli do serc swoich podopiecznych, co w obu przypadkach zakończyło się piękną remontadą. Tottenham mimo różnych przeciwności losu dokonał cudu. One naprawdę istnieją.

I szczerze mówiąc, argentyński szkoleniowiec zapracował sobie na ten sukces. Rok w rok odpadał na wcześniejszym lub późniejszym etapie, bo jego piłkarzom brakowało dojrzałości w kluczowych momentach. Teraz, gdy jeszcze kilka miesięcy temu nic nie wskazywało na tak genialny sezon, „Koguty” okrywają się blaskiem chwały. Ciągle próbowały przebić się do najlepszej czołówki nawet w lepszych dla siebie warunkach, jednak okazało się, że ten największy wyczyn miał dopiero nadejść. W wielkich bólach!

Pamiętajmy: Tottenham nie mógł liczyć na posiłki z zewnątrz od półtora roku, ale mimo tego nie poddawał się w dążeniu do celu. Nim była oczywiście topowa czwórka w Premier League, a wszystko inne jedynie pozytywnym dodatkiem. I chyba żaden kibic londyńczyków nie spodziewał się, że miły akcent w postaci półfinału przerodzi się w realną szansę na najcenniejsze trofeum od WIELU lat. Pochettino objął stery w klubie pięć lat temu i do tej pory nie potrafił niczego zdobyć. Może warto było czekać?

W finale spotka się dwóch (z trzech) najlepszych szkoleniowców w Premier League. Dla każdego z nich zdobycie Ligi Mistrzów będzie najważniejszym osiągnięciem w karierze, dlatego patrząc czysto obiektywnie, kto by nie wygrał, i tak równowaga na świecie zostanie zachowana. Jednak gdybyśmy mieli porównać drogę Liverpoolu i Tottenhamu, nieco bardziej musielibyśmy docenić poczynania drugiej ekipy. „Koguty” od kilku miesięcy jeżdżą na w połowie pustym baku, dlatego ich przygoda rozbrzmiewa jeszcze piękniej.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze