LM: Żarty się skończyły


Liga Mistrzów wkracza w decydującą fazę. Przed ośmioma drużynami wizja zdobycia najcenniejszego europejskiego pucharu wydaje się być coraz bardziej realna. Pierwsze mecze ćwierćfinałowe być może uchylą nam rąbka tajemnicy, który z zespołów znajdzie się w czołowej czwórce na Starym Kontynencie. Teraz żadna z drużyn nie może sobie pozwolić nawet na najdrobniejszy błąd, ponieważ może to kosztować utratą miejsca w ścisłej czołówce Ligi Mistrzów. Żarty się już skończyły.


Udostępnij na Udostępnij na

Villarreal – Arsenal Londyn

Obaj szkoleniowcy mają jeszcze świeżo w pamięci ostatnią rywalizację między obiema drużynami. Miało to miejsce w sezonie 05/06, gdzie ówczesną stawką był awans do wielkiego finału. Lepsi okazali się „Kanonierzy”, ale to „Żółte łodzie podwodne” okazały się być największą rewelacją rozgrywek. Dzisiaj obecność podopiecznych Manuela Pellegriniego w ćwierćfinale nikogo już nie dziwi. Villarreal w obecnych rozgrywkach przegrał tylko raz, lecz był to mecz o „pietruszkę”. Chilijskiemu trenerowi przybył nowy problem. Podczas ostatniej ligowej kolejki, groźnej kontuzji nabawił się Santi Cazorla. Uraz ten eliminuje go z walki o półfinał Ligi Mistrzów. Wstępne prognozy przewidują, że Hiszpan nie wybiegnie już na boisko do końca sezonu. Arsenal ostatnio znajduje się w naprawdę dobrej dyspozycji. W ostatnich czterech meczach Premiership zaaplikowali swoim rywalom łącznie dwanaście bramek. Forma strzelecka „Kanonierów” jest naprawdę imponująca. Dla podopiecznych Arsene Wengera Liga Mistrzów jest priorytetową sprawą. Mistrzostwo Anglii jest już celem nierealnym i dlatego Arsenalowi pozostała tylko walka na europejskiej arenie. Czy skuteczna? Część odpowiedzi na to pytanie poznamy we wtorkowy wieczór.

Manchester United – FC Porto

Wspomnienie o „Smokach z Dragao” do dziś budzi w sir Aleksie Fergusonie niemiłe uczucia. Szkot doskonale pamięta sezon 03/04, kiedy to drużyna z Porto, prowadzona przez Jose Mourinho, odprawiła z kwitkiem „Czerwone Diabły”. Obecnie wiele wskazuje na to, że scenariusz sprzed pięciu lat nie może mieć prawa bytu. Manchester United jest uznawany za najlepszą drużynę świata i za najpoważniejszego kandydata do zdobycia Ligi Mistrzów. Sir Alex Ferguson marzy, aby jako pierwszy trener w historii sięgnąć drugi raz z rzędu po puchar w tych rozgrywkach. Porto to zespół, który właściwie prześlizgnął się do ćwierćfinału. W dwumeczu przeciwko Atletico Madryt „Smoki” nie odniosły ani jednego zwycięstwa. Jednakże podopieczni Jesualdo Ferreiry w fazie grupowej pokazali, że potrafią grać w piłkę na bardzo wysokim poziomie. Smaczku rywalizacji nadaje wypowiedź Jose Mourinho, który twierdzi, że i tym razem możliwe jest wyeliminowanie Manchesteru United przez FC Porto. Uważa też, że Portugalczycy są silni psychicznie i nikogo się nie boją. W zasadzie to prawda, bo w lidze portugalskiej nie mają sobie równych, co nikogo nie powinno dziwić. Mistrzostwo kraju ląduje do Porto już od trzech sezonów. W lidze angielskiej „Czerwone Diabły” również radzą sobie bardzo dobrze. Jednakże porównywanie Ligi Sagres do Premiership ma się tak jak zestawienie ze sobą wysłużonego Fiata 126p z najnowszym modelem Audi. Niemniej futbol bywa irracjonalny i niewykluczone, że tym razem udowodni, jakim bywa przewrotnym sportem.

FC Liverpool – Chelsea Londyn

Rywalizacja między obiema drużynami to już niemal legenda rozgrywek Ligi Mistrzów. „The Reds” i „The Blues” trafiali najczęściej na siebie, bo aż trzykrotnie, w półfinale. Dwa razy górą byli podopieczni Rafy Beniteza, a tylko raz piłkarze dowodzeni wówczas przez Avrama Granta. Obecnie obu zespołom przyszło się mierzyć na ćwierćfinałowym etapie Ligi Mistrzów. Mimo to, pojedynek zapowiada się naprawdę pasjonująco. Chelsea i Liverpool nadal mają szansę na zdetronizowanie Manchesteru w Premiership, choć z kolejki na kolejkę ta perspektywa znacznie oddala się od londyńczyków. Co ciekawe, obie drużyny dzieli hierarchia tytułów. O ile dla „The Blues” celem nadrzędnym jest zdobycie Pucharu Mistrzów, to dla „The Reds” ważniejsze wydaje się być trofeum za zdobycie mistrzostwa Anglii, na które kibice z Liverpoolu czekają już od dziewiętnastu lat. Jednakże we środowym boju drużyna z Merseyside z pewnością nie będzie grała na pół gwizdka. To, że zawodnicy hiszpańskiego szkoleniowca potrafią połączyć rywalizację na krajowym podwórku z Ligą Mistrzów, widać było w spotkaniach 1/8 finału przeciwko Realowi. Podopieczni Guusa Hiddinka w poprzedniej fazie nie mieli łatwej przeprawy z zespołem Juventusu. Jednak pod wodzą Holendra londyńczycy udowodnili, że potrafią grać futbol miły dla oka i, co najważniejsze, zabójczo skuteczny. Jest to chyba jedyna para ćwierćfinałowa, w której trudno jest jednoznacznie wskazać zwycięzcę. Zapowiada nam się naprawdę ciekawy i zaciekły dwumecz. Pierwszy akt już w najbliższą środę na Anfield Road.

FC Barcelona – Bayern Monachium

To pojedynek, który budzi największe medialne emocje. Na temat tej rywalizacji głosy zabierają największe osobowości w dziejach futbolu, jak choćby Johan Cruyff, który twierdzi, że jedynym zagrożeniem dla Barcelony jest ona sama. Z kolei sir Alex Ferguson uważa, że Katalończycy są murowanym kandydatem do miejsca w finale. Tłem dla zmagań obu drużyn jest sprawa transferu Francka Ribery’ego, którego usługami zainteresowany jest Jose Guardiola. Sam zainteresowany mówi, że Barca jest najlepszym klubem świata, przez co delikatnie przekazuje sygnały zarządowi z Monachium, że chciałby latem zmienić otoczenie. Prezydent Barcelony, Joan Laporta, musi liczyć się z wydatkiem z rzędu około pięćdziesięciu milionów euro. Wróćmy jednak do samej rywalizacji. Katalończycy przeszli przez Ligę Mistrzów jak burza, która demoluje wszystko, co znajduje się na jej drodze. Eksperci uważają, że dla „Blaugrany” prawdziwa rywalizacja w Lidze Mistrzów rozpocznie się w ćwierćfinale. Niemcy również nie mieli najmniejszych problemów z dotarciem do tego szczebla rozgrywek. Swoją grupę wygrali w cuglach, lecz to, co pokazali w 1/8 finału, musi zasługiwać na szacunek. Bayern rozniósł w pył drużynę Sportingu Lizbona, wygrywając w dwumeczu aż 12:1. Monachijczycy ostatnio złapali lekką zadyszkę. W sobotę zostali zdemolowani przez Wolfsburg aż 1:5 i wiele wskazuje na to, że z mistrzostwem kraju muszą się pożegnać. Jednak Bayern to drużyna nieobliczalna i jej kibice wierzą, że Puchar Mistrzów jest w zasięgu ich pupili. Barca wydaje się być rywalem nie do pokonania, ale i podopiecznym Pepa Guardioli zdarzają się potknięcia, i to nawet na Camp Nou. Dlatego Niemcy nie stają na straconej pozycji i we środowym meczu mogą pokusić się o sprawienie nie lada niespodzianki.

Komentarze
~katalonczyk (gość) - 15 lat temu

mam wielką nadzieje ze Barcelona wygra juz po
kryzysie i teraz tylko rozniosą Bayern a potem
Liverpool albo Chelsea i bedzie wielki finała Barca-
Arsenal

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze