LM: Niesamowity Liverpool!


Liverpool rozgromił po znakomitej grze Real Madryt 4:0! Angielski klub pokazał bajeczny futbol. Przygotowanie fizyczne połączył z świetną taktyką i nie dał żadnych szans "Królewskim".


Udostępnij na Udostępnij na

Po przegranej 1:0 na Santiago Bernabeu, Real Madryt musiał w meczu z Liverpoolem rzucić się na rywala i odrobić stratę. O ofensywnym nastawieniu „Królewskich” przed tym meczem można było przeczytać w zapowiedziach pojedynku na całym świecie. Choć Rafael Benitez zapowiadał, że jego podopieczni nie będą bronić wyniku, to tak naprawdę wszyscy oglądali się na linię ataku Realu i defensywę Liverpoolu.

Zabójczy początek gospodarzy

Po pierwszym gwizdku sędziego nie miały już znaczenia żadne przedmeczowe spekulacje, a liczyło się już tylko to, co przygotowali na ten mecz zawodnicy i menadżerowie obu ekip. To właśnie szkoleniowiec Liverpoolu wykonał znakomitą pracę ze swoimi podopiecznymi przed spotkaniem i bez wątpienia można go okrzyknąć jednym z bohaterów pojedynku z Realem.

Nastawienie i ustawienie, w jakim wyszli przeciwko Realowi gospodarze, okazało się zabójcze dla „Królewskich”. Podczas gdy przyjezdni pomału starali się narzucić Liverpoolowi swój styl gry, podopieczni Beniteza ruszyli do forsowania linii obrony graczy z Madrytu. Już po kilku minutach od pierwszego gwizdka sędziego, Fernando Torres znakomitą sztuczką techniczną ograł Pepego i stanął oko w oko z Cassilasem, który znakomicie obronił jednak strzał hiszpańskiego napastnika. Kilkadziesiąt sekund później, po raz kolejny fantastyczną interwencją popisał się bramkarz Realu, broniąc atomowy strzał Marscherana sprzed pola karnego.

W 15. minucie świetnym, blisko 60-metrowym podaniem popisał się Gerrard, a dwójka zawodników Realu: Cannavaro i Pepe pokazali, jak nie należy grać w obronie. Najpierw naciskany przez napastników Włoch minął się z odbitą od ziemi piłką, a Brazylijczyk chcąc wybić futbolówkę za linię boczną, nie w trafił nią! Ten pokaz błędów wykorzystali napastnicy gospodarzy – Kuyt i Torres. Ten pierwszy zagrał wzdłuż bramki strzeżonej przez Cassilasa do niekrytego „El Nino”, który posłał piłkę do bramki, wywołując wielką radość na Anfield Road. 

Wydawać by się mogło, że Liverpool będzie bronił wyniku, tymczasem… Real na boisku nie istniał. Gospodarze prowadzili grę i co chwilę sprawdzali formę bramkarza Realu, która okazała się bardzo wysoka. Gdyby nie Casillas to „Królewscy” zostaliby pogrążeni już po pierwszych kilkunastu minutach. Hiszpański golkiper nie miał jednak nic do powiedzenia w 28. minucie, kiedy to rzut karny, podyktowany po zagraniu ręką Heinzego, pewnie na bramkę zamienił Gerrard. Liverpool nadal prowadził grę, a goście nie mieli żadnych szans na zdobycie kontaktowego gola.

Real na deskach…

Dwie minuty po rozpoczęciu drugiej odsłony było już po meczu. Znakomitą akcją lewą stroną boiska popisał się Babel, dośrodkował w pole karne, a tam znakomicie odnalazł się Steven Gerrard i podwyższył wynik spotkania na 3:0! Od tego momentu nie było już żadnych wątpliwości, kto awansuje do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Po tej bramce zmienił się także obraz gry. To Real nie mając już nic do stracenia, zaczął atakować, ale tak naprawdę nie miał żadnych klarownych okazji do pokonania Reiny.

Liverpool nieco się cofnął, ale wyprowadzane kontry były bardzo groźne i raz za razem swoimi wysokimi umiejętnościami popisywał się Casillas. Sam bramkarz o sile defensywnej jednak nie stanowi i na dwie minuty przed końcowym gwizdkiem sędziego było już 4:0! Bohaterami bramkowej akcji byli… obrońca oraz defensywny pomocnik – Dossena, który niczym rasowy snajper wykorzystał podanie Skrtela.

Przed spotkaniem chyba nikt nie odważyłby się postawić dużych pieniędzy na taki wynik. Wielki Real Madryt został po prostu upokorzony, rozgromiony, nie istniał w tym meczu. Rafael Benitez przygotował taktykę godną wielkiego, piłkarskiego stratega. Jeśli Liverpoolowi uda się utrzymać taką formę, jaką zaprezentowali w dzisiejszym meczu, to mamy już murowanego faworyta do gry w finale Ligi Mistrzów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze