LM: Emocjonujący wtorek


Po dwóch tygodniach przerwy wraca Liga Mistrzów. Przed nami rewanżowe spotkania 1/8 tych rozgrywek. Już we wtorek oczy wszystkich kibiców zwrócone będą w stronę Aten, Liverpoolu, Monachium i Turynu. Emocji z pewnością nie zabraknie.


Udostępnij na Udostępnij na

Liverpool FC – Real Madryt

Pierwsze spotkanie pomiędzy tymi dwoma „firmami” zdecydowanie rozczarowało. Kibice zobaczyli tylko jedną bramkę autorstwa Yossi Benayouna, który z powodu naderwania mięśnia uda we wtorek nie zagra. W barwach gospodarzy niepewny jest też występ Fernando Torresa. Dla Liverpoolu to duża strata, gdyż były gracz Atletico Madryt do spotkań z Realem podchodzi niezwykle emocjonalnie. Nie lepiej przedstawia się sytuacja kadrowa „Królewskich”. Na pewno nie zagrają Ruud van Nistelrooy, Mahamadou Diarra, Royston Drenthe. W meczu trudno wskazać końcowe rozstrzygnięcie, bo choć za Liverpoolem przemawia bramka przewagi i atut w postaci własnego boiska, to Raul i spółka z pewnością nie odpuszczą. Angielscy bukmacherzy nie mają jednak złudzeń, kto jest faworytem. W przypadku awansu Realu za jednego postawionego funta możemy zarobić aż trzy. Podobne pesymistyczne prognozy przedstawia hiszpańska prasa. Madrycki dziennik „AS” pisze o potrzebie cudu na Anfield.
Pierwszy mecz: 1:0 dla Liverpoolu
Kto będzie sędziował? Frank De Bleeckere

Krzysztof Niedzielan (iGol.fm) komentuje: – We wtorek o 20:45 na Anfield Road na boisko wybiegną jedenastki Liverpoolu i Realu Madryt. Stawką rewanżowego meczu będzie awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. W lepszej pozycji wyjściowej znajdują się podopieczni Rafaela Beniteza, którzy po bramce Benayouna w końcówce meczu na Estadio Santiago Bernabeu wygrali 1:0. W ostatnich meczach ligowych lepiej wypadli „The Reds”, który pokonali Sunderland 2:0. Real Madryt zaś „tylko” zremisował z Atletico Madryt 1:1. Mimo wszystko, ciężko porównywać te wyniki, bo przynajmniej moim zdaniem Atletico to bardziej wymagający rywal. Bohater pierwszej potyczki, Yossi Benayoun, nie zagra w rewanżu z powodu kontuzji ścięgna udowego i to będzie spora strata dla podopiecznych Rafaela Beniteza. Hiszpanie natomiast będą podwójnie zmotywowani, ponieważ już dawno nie udało im się przejść 1/8 finału Champions League. Jutrzejszy mecz może być niezapomnianym widowiskiem na najwyższym poziomie i mam nadzieję, że to spotkanie nie zawiedzie kibiców obu drużyn. Jeśli Real awansuje, zadowolona będzie małżonka Fabio Cannavaro, który w wywiadzie z dziennikiem „AS” zapewnił, że znów zapuści włosy, jeśli Real nie odpadnie z LM. Ciężko wytypować wynik w takim meczu. Wydaje mi się, że rozstrzygnięcie może przynieść dogrywka lub rzuty karne.

Bayern Monachium – Sporting Lizbona

Na papierze wygląda to tak, jakby awans do ćwierćfinału miał być dla nas tylko formalnością. Ale tak nie jest. Musimy bardzo poważnie podejść do tego meczu – mówił na przedmeczowej konferencji Jurgen Klinsmann. Słowa Niemca trzeba potraktować jednak z przymrużeniem oka. Sprawa awansu jest już bowiem rozstrzygnięta. Tylko jakiś kataklizm mógłby zagrozić monachijczykom w awansie do 1/4 finału. Bayern wystąpi bez swoich asów; z powodów zdrowotnych nie wystąpią bowiem Luca Toni i Franck Ribery. Bardzo prawdopodobne, że Klinsmann wystawi do gry całkiem rezerwowy skład. Cel Sportingu na wtorkowy mecz? Zapomnieć o klęsce sprzed dwóch tygodni i pozostawić po sobie dobre wrażenie w Europie.
Pierwszy mecz: 5:0 dla Bayernu
Kto będzie sędziował? Martin Hansson

Tomasz Bejnarowicz (iGol.pl) komentuje: – Wynik pierwszego spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów pomiędzy Sportingiem Lizbona a Bayernem Monachium pokazał nam zdecydowanego faworyta tej konfrontacji. Podopieczni Jurgena Klinsmanna, wygrywając na stadionie Jose Alvalade 5:0, mogą przystępować do spotkania rewanżowego ze spokojem. Szkoleniowiec „Bawarczyków” zapowiada, że rotacja w składzie na środowe spotkanie nie będzie liczna, jednak kilku podstawowych zawodników jest kontuzjowanych (Franck Ribery, Luca Toni, Tim Borowski, Hamit Altintop) i prawdopodobnie nie zobaczymy ich w najbliższym meczu. W pierwszym składzie Bayernu mają szansę wystąpić Lukas Podolski, Breno, Jose Sosa oraz Andreas Ottl. Warto dodać, że w ostatni weekend Bayern Monachium po efektownej grze pokonał Hannover 96 5:1 i zawodnicy przystąpią do meczu ze Sportingiem w świetnych nastrojach. Portugalska drużyna po kompromitującej porażce przed tygodniem przyjedzie na Allianz Arena z chęcią rewanżu. Szkoleniowiec Sportingu – Paulo Bento – nieoczekiwanie nie zabierze jednak do Monachium swojego najlepszego strzelca, Brazylijczyka Liedsona, ale za to do składu po kontuzji wraca Miguel Veloso. Sprawa awansu jest już praktycznie przesądzona, tak więc we wtorkowym spotkaniu to Bayern będzie zdecydowanym faworytem.

Juventus Turyn – Chelsea Londyn

Sympatycy Juventusu wierzą, że jedna bramka do odrobienia to wynik jak najbardziej możliwy do osiągnięcia. Zdają sobie oni sprawę, że szkoleniowiec „Białej Damy”, Claudio Ranieri, zrobi wszystko, aby pokonać swój dawny zespół. Pomóc ma w tym Pavel Nedved, gdyż dla zapowiadającego zakończenie kariery Czecha każdy mecz może być tym ostatnim w elitarnej Lidze Mistrzów. Na Stadio Olimpico najbardziej obawiają się Didiera Drogby, który pod okiem Gussa Hiddinka powrócił do wysokiej dyspozycji. Chelsea bardzo zależy na końcowym triumfie w rozgrywkach, ponieważ może to być teoretycznie łatwiejsze zadanie niż dogonienie Manchesteru United w Premiership.
Pierwszy mecz: 1:0 dla Chelsea
Kto będzie sędziował? Alberto Undiano Mallenco

Krzysztof Borek (iGol.fm) komentuje: – W pierwszym spotkaniu na Stamford Bridge lepsi okazali się zawodnicy Chelsea, którzy pokonali Juventus 1:0 po trafieniu niezawodnego Didiera Drogby. Mecz w Anglii pokazał, że obie ekipy są właściwie równorzędnymi rywalami, bowiem pierwsza połowa należała do drużyny z Londynu, a w drugiej dużo lepiej zagrali zawodnicy „Starej Damy”. We wtorkowym pojedynku to podopieczni Claudio Ranieriego muszą rządzić na boisku przez pełne 90 minut i przede wszystkim muszą strzelać bramki, co zapowiada sam Ranieri. Trener Juve nie będzie mógł skorzystać w rewanżowym spotkaniu z usług Mauro Camoranesiego, który doznał urazu pęknięcia żebra. Zawodnicy z Turynu na pewno mają podobne szanse na awans jak podopieczni Guusa Hiddinka, ale jeśli zagrają całe spotkanie niezwykle skoncentrowani, uważni i zdeterminowani, to przy dodatkowym atucie własnego boiska właśnie oni mogą być stawiani w roli faworyta do awansu do ćwierćfinału. W każdym bądź razie wtorkowa rywalizacja zapowiada się niezwykle pasjonująco.

Panathinaikos Ateny – Villarreal

– Wystarczy, żebyśmy w Atenach nie stracili gola. Nie będzie to łatwe, ale o ćwierćfinale Ligi Mistrzów myślimy serio – mówił w wywiadzie dla jednego z rodzimych dzienników Jakub Wawrzyniak. Polak w pierwszym meczu sfaulował Roberta Piresa, za co sędzia podyktował jedenastkę dla Villarreal. W Grecji wszyscy wierzą w awans „Koniczynek”, uważanych natomiast w Europie za outsidera wśród zespołów grających w 1/8 Ligi Mistrzów. Za Hiszpanami przemawiają nazwiska: Senna, Cazorla, Capdevila – to przecież aktualni Mistrzowie Europy. Jedno jest pewne, atmosfera w Atenach będzie gorąca.
Pierwszy mecz: Remis 1:1
Kto będzie sędziował? Massimo Busacca

Maciej Kanczak (iGol.pl) komentuje: – Pierwszy mecz tych drużyn zakończył się niespodziewanym remisem 1:1. Villarreal atakował niemal przez całe spotkanie, Panathinaikos stworzył sobie zaledwie jedną dogodną sytuację, ale… wykorzystał ją i to „Koniczynki” są przed rewanżem bliżej awansu do 1/4 finału.
Grecy zagrali bez żadnej ambicji! – zaatakował rywali tuż po meczu szkoleniowiec „Żółtej Łodzi Podwodnej”, Manuelle Pellegrini, który jednak nie może spodziewać się, że w Atenach PAO zagra inaczej. Bramkowy remis wywalczony na El Madrigal w pełni satysfakcjonuje zespół Jakuba Wawrzyniaka i we wtorek Henk Ten Cate do defensywy znów zaangażuje możliwie jak największą liczbę piłkarzy. Villarreal jest w potrzasku, bo na wyjeździe w tym sezonie Ligi Mistrzów jeszcze nie wygrał (remisy z MU i Aalborgiem, porażka z Celtikiem).
Mam jednak przeczucie, że to my awansujemy dalej – stwierdził również na konferencji prasowej Pellegrini. To, co skłania go do tych wniosków, to fakt, że w zespole ma takich piłkarzy jak Marcos Senna, Robert Pires, Nihat czy Santa Cazorla, którzy sami mogą rozstrzygnąć losy meczu. Henk Ten Cate graczy takiego kalibru na swoje nieszczęście nie posiada.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze