Dejan Lovren ratuje Liverpool w trudnym meczu. Napoli zyskuje cenny punkt


Na Anfield Liverpool remisuje 1:1 z Napoli

27 listopada 2019 Dejan Lovren ratuje Liverpool w trudnym meczu. Napoli zyskuje cenny punkt
plzsoccer.com

W przedostatniej kolejce Ligi Mistrzów obrońcy tytułu – Liverpool FC – podejmowali u siebie SSC Napoli. Włosi przyjechali na Anfield w momencie lekkiego wewnętrznego kryzysu. Zwycięzca tego spotkania mógł zapewnić sobie awans do następnej rudny. Ostatecznie wszystko zakończyło się remisem 1:1. Gospodarze ewidentnie nie mieli dnia, a ich liczne akcje nie mogły znaleźć szczęśliwego finału. Podział punktów jest bardzo dobrą informacją dla przyjezdnych, którzy mocniej nastawili się na bronienie.


Udostępnij na Udostępnij na

W ciągu ostatnich dwóch lat te obie ekipy spotykały się ze sobą w Lidze Mistrzów trzykrotnie. Napoli wygrało w dwóch starciach, w tym w 1. kolejce otwierającej tegoroczny sezon w fazie grupowej. Liverpool wygrał u siebie z „Azzurri” na zakończenie I rundy poprzedniej edycji Champions League. Teraz jako jasny faworyt wskazywani byli obrońcy tytułu. Mimo lepszej gry z ich strony skuteczniejsi z początku byli goście. Gospodarze musieli się męczyć, aby doprowadzić do remisu.

Setka Jürgena Kloppa

Poza walką o awans dzisiejszy mecz gospodarzy był jubileuszowy dla ich menedżera. Jürgen Klopp rozegrał swoje setne spotkanie w europejskich pucharach. Jego debiut miał miejsce jeszcze w 2005 roku, kiedy wraz z 1. FSV Mainz 05 występował w nieistniejącym już Pucharze UEFA. Następnie dopiero po trzech latach ponownie w tych rozgrywkach poprowadził Borussię Dortmund. Wtedy dopiero wpisywał tę ekipę mocniejszymi głoskami w europejskie rozgrywki. Kiedy już udało się zdominować krajowe podwórko, Europa jeszcze się nie uginała przed BVB. Pierwszy sezon w Lidze Mistrzów zakończył się na fazie grupowej, ale już w następnym podopieczni niemieckiego trenera byli rewelacją rozgrywek. Dortmundczycy doszli do samego finału, gdzie ulegli Bayernowi.

Po pierwszej porażce w finale w 2013 roku Klopp podchodził jeszcze do jednego finału Ligi Europy i do dwóch finałów Ligi Mistrzów. Dopiero w czerwcu tego roku udało mu się sięgnąć po upragnione trofeum. W obecnych rozgrywkach Niemiec chce podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej i zdobyć więcej niż tylko Puchar Mistrzów. W Premier League też idzie Liverpoolowi wybitnie.

Jak szczęście stało się regułą – mentalne potwory z Anfield Road

Wracając do trenera LFC, to od 2010 roku jego drużyny grały praktycznie w każdym sezonie europejskich pucharów. Tylko raz w kampanii 2016/2017 Liverpool miał przerwę od gry w Europie. Dzięki temu Klopp w meczu z Napoli mógł świętować swój setny mecz na arenie europejskiej.

Zaczęli na pełnym gazie, a potem trafili na ścianę

Spotkanie na Anfield było awizowane jako jeden ze środowych hitów w Lidze Mistrzów. Liverpool będąc już jedną nogą w następnej rundzie, potrzebował punktów do awansu. Napoli mające słaby sezon w lidze i niezbyt dobre wspomnienia po ostatnim zremisowanym meczu z Salzburgiem też potrzebowało punktów. Obaj trenerzy zestawili na to spotkanie najsilniejsze możliwe jedenastki. Już od dłuższego czasu wiedzieliśmy, że nie zagra Arkadiusz Milik, który nabawił się kontuzji kolana jeszcze przed zgrupowaniem reprezentacji Polski.

Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami. Gospodarze mocno podkręcili tempo, od 1. minuty „siadając” na przyjezdnych. Napoli miało przez pierwszy kwadrans problemy z dłuższym utrzymaniem się przy piłce, zwłaszcza środek pola przegrywał rywalizację. Liverpool próbował atakować z różnych sektorów boiska, ale miał problemy z przebiciem się przez zwarty blok obrony przyjezdnych. Przez napór Anglików Włosi bardziej nastawili się na kontry.

Przez to udało się im niespodziewanie wyjść na prowadzenie w 21. minucie. Gola zdobył Dries Mertens, choć trafienie piłkarza wicemistrza Serie A było lekko kontrowersyjne. Może nie samo zakończenie akcji, ale wydarzenia przed nim. Na środku boiska Belg starł się z Virgilem van Dijkiem. Holender przy wyskoku został uderzony przez napastnika gości, ale sędziowie VAR nie dopatrzyli się złamania przepisów. Nie został wychwycony także spalony, więc zobaczyliśmy na tablicy wynik 0:1.

Nie można powiedzieć, że gospodarze nic nie grali. Stworzyli kilka okazji, w których zabrakło dobrego ostatniego podania lub lepszego wykończenia strzału. Najgroźniejszy w ofensywie w pierwszych 45 minutach był James Milner, który dwukrotnie wchodził groźnie w pole karne Alexa Mereta. Na szczęście dla gości udawało się blokować strzały pomocnika Liverpoolu.

Brak szczęścia gospodarzy

W drugiej połowie wygląd meczu zbytnio się nie zmienił. Dalej Napoli było nastawione na defensywę i przyjęcie rywala. Na kontry czekali Dries Mertens i Hirving Lozano, którzy mniej się udzielali przy bronieniu. Liverpool mocno napierał na rywala, ale setki akcji nie mogły mieć szczęśliwego finału. Brakowało szczęścia do pozytywnego zakończenia akcji. Ze słynnego tercetu ofensywnego Mohamed Salah miał dwie okazje strzeleckie, ale w obu przypadkach bramkarz rywali łapał piłkę po jego uderzeniu. Roberto Firmino znalazł nawet drogę, by ominąć Alexa Mereta, ale światła bramki pilnował Kalidou Koulibaly. Sadio Mane wyglądał słabo środowego wieczora na Anfield. Radość kibicom sprawił dopiero Dejan Lovren w 65. minucie.

Chorwat wykorzystał krycie przez znacznie niższego rywala, przez co w pojedynku powietrznym mógł skierować piłkę do siatki Napoli. Piłkarze wicemistrza Serie A domagali się jeszcze sprawdzenia VAR, bo obrońca LFC oparł się na przeciwniku przy strzale. Sędziowie nie stwierdzili złamania przepisów. Po bramce na 1:1 „The Reds” wyraźnie nabrali większej ochoty do ataków. Był to słabszy okres dla przyjezdnych, którzy niczym bokser po knockdownie starali się wytrzymać kolejne ciosy rozochoconego przeciwnika. Około dziesięć minut wystarczyło przyjezdnym na wrócenie na odpowiednie obroty. Włosi próbowali dalej odpowiedzieć przy kontratakach, ale nie mieli już takiej celności jak w pierwszej połowie. Liverpool do końca próbował za wszelką cenę doprowadzić do wygranej, ale ewidentnie to nie był dzień Anglików.

Co czeka Liverpool i Napoli?

Remis na Anfield nie dał jeszcze nikomu awansu. W przypadku wygranej jednych lub drugich poznalibyśmy pierwszego uczestnika 1/8 finału z grupy E. A tak zapowiada nam się ciekawa ostatnia kolejka. Napoli zagra u siebie z Genk, a Liverpool pojedzie do Salzburga. Austriacy rozbili Belgów aż 4:1 i zagrają na swoim stadionie o awans z obrońcami tytułu. Anglicy nie mogą przegrać, aby nie oglądać się na innych w tabeli. Za to Włosi potrzebują tylko pokonać na Sao Paolo grające już o nic Genk.

Zieliński miał przypomnieć się Kloppowi

Na to spotkanie musieliśmy jeszcze spojrzeć pod kątem reprezentacji Polski. Arkadiusz Milik przez kontuzję nie mógł zagrać w tym meczu, ale na boisku od 1. minuty przebywał Piotr Zieliński. Przed rozpoczęciem potyczki na Anfield niektórzy sugerowali dobrą okazję dla polskiego pomocnika na przypomnienie się Jürgenowi Kloppowi. Niemiec chciał mieć go u siebie, jeszcze kiedy Polak grał w Empoli. Ostatecznie wylądował on w Napoli, a Liverpool poszukał innych opcji. Teraz, kiedy Zielińskiemu powoli kończy się kontrakt, można było dobrze pokazać się na tle obrońcy tytułu Ligi Mistrzów. Ale niestety nie tym razem.

Zieliński przez większość pierwszej połowy był kompletnie nieobecny w ataku. Środek pola był głównie zdominowany przez gospodarzy, a jedynym, który podjął rękawice i powalczył, był Allan. Niestety reprezentant Polski, w porównaniu do zeszłego sezonu, nie mógł cieszyć się z dobrej gry w ofensywie na tle „The Reds”. Trochę lepiej wyglądało to w obronie, gdzie wspierał obrońców w okolicach linii pola karnego. Ale raczej nie tego oczekiwaliśmy po nim na boisku. W drugiej połowie wyglądał już nieco lepiej w ataku, gdzie kilkukrotnie wyprowadzał kontry lewym skrzydłem. Niestety jego kolegom brakowało ochoty do podłączania się do akcji ofensywnych w większej liczbie, co też nie pomagało Polakowi znajdować więcej wariantów. Zszedł z boiska w 85. minucie. Nie mógł być zadowolony ze swojego występu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze