Nie udał się piłkarzom Alexa Fergusona rewanż za dwie ligowe porażki z „The Reds” z zeszłego sezonu. Liverpool pokonał na Anfield Road Manchester United, jednak samo spotkanie było bardzo słabe i mocno rozczarowało.
Fatalna forma podopiecznych Rafy Beniteza sprawiła, że gospodarze grali pod olbrzymią presją. Gdyby Hiszpan przegrał dziś z „Czerwonymi Diabłami” raczej straciłby szanse na skuteczną rywalizację o mistrzowskie laury. W ligowym klasyku piłkarze Liverpoolu nie zagrali lepiej niż w poprzednich meczach, jednak taka postawa wystarczyła na pokonanie gości, bardzo słabo dysponowanych tego dnia w ofensywie.
W pierwszej odsłonie Manchester United miał olbrzymią przewagę w posiadaniu piłki, jednak paradoksalnie tylko Wayne Rooney oddał celny strzał na bramkę Pepe Reiny. Szczególnie bezproduktywni byli najbardziej kreatywni piłkarze gości, Dimitar Berbatow i Ryan Giggs. Kolejny raz okazało się również, że Paul Scholes raczej nie powinien już występować w wyjściowej jedenastce drużyny z Old Trafford. Równie niemrawo grali gospodarze, jednak po pierwszej połowie mogli prowadzić po świetnym strzale Aurelio z rzutu wolnego. Kapitalną interwencją popisał się jednak Van der Sar, który nie tylko obronił strzał Brazylijczyka, ale i dobitkę Kuyta.
Znając Alexa Fergusona, Szkot po spotkaniu będzie miał dużo pretensji do prowadzącego zawody Andrego Marrinera. Sędzia nie podyktował w 30. minucie rzutu karnego za faul Aggera na Giggsie w polu karnym. Drugą kontrowersyjną decyzję Anglik podjął w drugiej połowie, kiedy to Carragher powalił wychodzącego na czystą pozycję Michaela Owena. Arbiter za ten faul pokazał obrońcy Liverpoolu zaledwie żółtą kartkę. Zdarzenie to było na tyle istotne, że United przegrywali w tym momencie 0:1 i byli w ciągłym natarciu.
Mimo wszystko wydaje się, że porażka Manchesteru jest jak najbardziej zasłużona. Piłkarze Fergusona tak naprawdę zaczęli grać po utracie bramki i pomimo przewagi stworzyli sobie zaledwie jedną stuprocentową okazję do zdobycia gola. Nie wykorzystał jej Antonio Valencia, który z ostrego konta trafił piłką tylko w poprzeczkę.
Przełomową akcję dla losów spotkania rozegrali Yossi Benayoun i Fernando Torres. Izraelczyk wypuścił kapitalną piłkę na dobieg do hiszpańskiego napastnika „The Reds”, a ten drugi, pomimo asysty Rio Ferdinanda, posłał futbolówkę w krótki róg bramki bezradnego Van der Sara. W doliczonym czasie gry padł drugi gol dla Liverpoolu. Trafienie N’Goga było efektem kompletnego odkrycia się zawodników gości, którzy za wszelką cenę starali się wyrównać. Francuz nie miał żadnych problemów z podwyższeniem wyniku, po tym jak kompletnie sam stanął oko w oko z holenderskim bramkarzem United.
Obie jedenastki kończyły zawody w osłabieniu. Za dwie żółte kartki boisko opuścić musieli Vidić i Mascherano.
brawo Liverpool za pokonanie klubu szatana 2:0