Liga, z której nikt nie spada


Nie, to nie jest żart. Polska nie jest już anonimowym krajem europejskim, a jednym wielkim pośmiewiskiem na całym świecie udowadniającym, że w piłce nożnej nie ma rzeczy niemożliwych. Szkoda tylko, że kolejny raz nie powalamy na kolana czynami i zdarzeniami chwałę nam przynoszącymi, a jednym wielkim bagnem, którego końca nie widać i... jeszcze pewnie długo nie będzie go widać.


Udostępnij na Udostępnij na

Już wcześniejsza decyzja o zawieszeniu Arki Gdynia i Górnika Łęczna przeciętnego nawet znawcę futbolowych realiów mogła przynajmniej zdziwić. Jaki sens miała taka decyzja? Wprowadzała tylko wielkie zamieszanie, które samemu rozwikłaniu sprawy związanej z korupcją w naszym piłkarskim światku nie pomagała. Kolejne decyzje podejmowane przez odpowiednich ludzi w Polskim Związku Piłki Nożnej są już jednak porażające w swoim braku sensu i wyobraźni. Konia z rzędem temu, który znajdzie nie tylko w Europie, ale na całym świecie piłkarską ekstraklasę, najwyższą ligę rozgrywkową w danym państwie, z której na zakończenie rozgrywek… nie spada ani jedna drużyna? No właśnie, ciężko o znalezienie podobnej sytuacji.

Kto stoi za takimi, a nie innymi, lepszymi dla czysto sportowej rywalizacji decyzjami trudno z całą pewnością stwierdzić, jednak jednymi z prawdopodobnych działaczy i związkowców, którym najbardziej na tym zależało, są prezes Wisły Płock – Krzysztof Dmoszyński – oraz Zbigniew Boniek. Dzięki decyzji o bezwzględnej degradacji Arki i Górnika jasne jest, że do tej pory zagrożone spadkiem Widzew i Wisła utrzymają się w lidze, a dodatkowo przyznano im walkowery za nierozegrane mecze z oskarżonymi zespołami. Panowie załatwili swoim klubom spokojną przyszłość, ale „załatwili” również sportowego ducha rywalizacji, wiarę i nadzieję kibiców. Panowie – tak nie można! Nie kopcie leżącego, nie zabijajcie polskiej piłki!

Miało być słów kilka minionym weekendzie na boiskach Orange Ekstraklasy, ale przy informacjach dopływających z PZPN rozgrywki zeszły na drugi plan. O ile jasne jest, że kary klubom się należały, to sposób w jaki zostaną one wprowadzone w życie jest doprawdy… „niesamowity”. Arka przeniesiona do drugiej ligi, Łęczna do trzeciej, pokaźne kary finansowe – do tego miejsca można tylko przyklasnąć takim decyzjom. Problemy zaczynają się później – jeśli obie drużyny zajmą miejsca „premiowane” spadkiem, wtedy odpowiednią trafią do trzeciej bądź czwartej ligi, wyniki spotkań, które nie zostały rozegrane podczas zawieszenia obu klubów, traktowane jako walkowery na korzyść przeciwników, z ligi w związku z pozbyciem się Arki i Łęcznej nie spadają inne drużyny, kary i wyroki prawomocne są dopiero po zakończeniu tego sezonu – istny bałagan.

Złośliwi zacierali ręce i mogli pozwolić sobie na pokaźną salwę śmiechu, gdy mecz pomiędzy Widzewem i Wisła Płock zakończył się bezbramkowym remisem. Ten mecz pokazał również, że oba zespoły z taką grą nie zasługują na pozostanie w pierwszej lidze i było to możliwe tylko dzięki odpowiedniemu nałożeniu kar na wspominane już kilkakrotnie kluby z Gdynii i Łęcznej. Również i one nie miały powodów do radości po ostatnim gwizdku sędziego w spotkaniach 21 kolejki. Piłkarze Wojciecha Stawowego przegrali z Legią 3:0, a Górnik nie dał rady Koronie.

W Warszawie kibice pierwszy raz od dłuższego czasu kibice oglądali trochę lepszą postawę swojej drużyny. Miała na to wpływ sytuacja z minionego tygodnia, gdy został zwolniony Dariusz Wdowczyk, a jego miejsce na ławce trenerskiej do końca sezonu zajął Jacek Zieliński. Piłkarze chcieli pokazać się nowemu trenerowi z jak najlepszej strony, a po kontuzji do zespołu powrócił Bartłomiej Grzelak, który na spółkę z Radoviciem poprowadził zespół do zwycięstwa. Wszystkiemu przyglądał się z wysokości trybun selekcjoner reprezentacji naszego kraju, który z pewnością musiał zanotować sobie nazwisko byłego piłkarza Widzewa Łódź w swoim notesiku.

Na własnym stadionie z Kolporterem nie poradził sobie Górnik Łęczna, który jednak dzielnie walczył do ostatnich minut meczu i za sprawą Chi Fona mógł schodzić z boiska z podniesioną głową. Warto zauważyć, że Górnicy nie byli drużyną znacznie słabszą od gości z Kielc, wręcz przeciwnie, kilkakrotnie poważnie zagrozili bramce Mielcarza, jednak brakowało skuteczności.

Co dolega krakowskiej Wiśle, tego nie wie nikt. I to właśnie jest największy problem „Białej Gwiazdy”, bo nie wiadomo, jak się leczyć. Pewne jest, że brakuje skuteczności, ale z pewnością nie jest to jedyna bolączka wicemistrzów kraju, którzy dopiero w 90 minucie meczu z Pogonią Szczecin uratowali jeden punkt, oraz przerwali serię trzech meczów bez zdobycia bramki. Prawdopodnie Jan Urban przeniesie się do krakowskiego zespołu nie na posadę dyrektora sportowego, a na ławkę trenerską. Metody Adama Nawałki nie przynosiły wymiernych efektów, a Wisła powoli pogrążała się w ligowej szarzyźnie, dlatego podjęto decyzję o jego natychmiastowym zwolnieniu. Kolejny raz piłkarzom Pogonii po ostatnim gwizdku sędziego puściły nerwy i doszło do szamotaniny najpierw na murawie, a następnie w tunelu doprowadzającym piłkarzy do szatni. To nie pierwszy taki wybryk na stadionie w Szczecinie i tą sprawą powinien zająć się Wydział Dyscypliny.

Dalej nie potrafią wygrać piłkarze Franciszka Smudy, którzy tym razem zremisowali na własnym stadionie z Groclinem Grodzisk Wielkopolski. Katem gospodarzy był Adrian Sikora, który zdobył dwie bramki, w tym jedną już w doliczonym czasie gry. Po meczu trener Maciej Skorża powiedział, że nie jest zadowolony z czternastego remisu w tym sezonie, jednak z okoliczności tego remisu może się radować. Nie można się z nim nie zgodzić, natomiast gospodarze tłumaczą się brakiem Piotra Reissa, który leczy kontuzje.

Mało ciekawie było na boisku w Wodzisławiu, gdzie doszło do pojedynku Odry z Górnikiem. Derby Śląska zakończyły się bezbramkowym remisem i z pewnością nie pozostaną kibicom na długo w pamięci.

Okiem statystyka

W Orange Ekstraklasie rozegrano do tej pory 168 spotkań (71 zwycięstw gospodarzy, 38 zwycięstw gości i 59 remisów), strzelono w nich 417 goli (242 gospodarze, 175 goście) co daje średnią 2,48 bramki na mecz. Wykonywano również 31 rzutów karnych, z czego sześć nie zostało wykorzystanych (Jacek Dembiński, Maciej Iwański, Łukasz Garguła, Andrzej Szczypkowski, Michał Chałbiński oraz Marcin Bojarski – dwa). Sędziowie zdecydowali się pokazać 715 żółtych kartek (najwięcej Grzegorz Gilewski i Mariusz Podgórski – 52) oraz 35 czerwonych (najwięcej Hubert Siejewicz – 5).

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze