- To był najlepszy mecz jaki kiedykolwiek zagrała ta reprezentacja- piał z radości, po spotkaniu z Brazylią, Michał Globisz. Idąc tym tropem, choć sam szkoleniowiec tego nie powiedział, potyczka z USA była bez wątpienia najgorszym w historii występem prowadzonej przez niego reprezentacji.
Porażka 1:6 z Jankesami nie jest zwykłą porażką. To klęska, tym boleśniejsza, że nie zrozumiała. Przecież to biało- czerwoni byli faworytami spotkania, a co niektórzy widzieli w nich nawet faworyta do końcowego triumfu. Co sprawiło więc, że Polacy, kilka dni po zwycięstwie z Brazylią, nie przypominali w niczym zespołu, który poskromił Pato i spółkę?
Bez indywidualności
– Teraz najważniejsza jest pokora – mówił Globisz, po sensacyjnym zwycięstwie nad 4- krotnym mistrzem świata i faworytem również podczas turnieju w Kandzie. Piłkarze muszą zapomnieć o meczu z Brazylią i skupić się na spotkaniu z USA. Można było mieć pewność, że trener nie mówi do ściany, bo jego podopieczni wtórowali mu na każdym kroku. – Zwycięstwo z Brazylią absolutnie nic nam nie daje – przyznał Tomasz Cywka. To w końcu tylko jedno spotkanie. – Do meczu z USA podejdziemy z ogromną mobilizacją – dodawał Jarosław Fojut. Mówi się, że Amerykanie są teoretycznie słabsi niż Brazylijczycy. Ale my teoretycznie mieliśmy z Canarinhos przegrać, więc nie przemawiają do mnie takie argumenty. Z pozoru więc wszystko wyglądało tak jak powinno. Pokora, szacunek dla rywala i nie ekscytowanie się już meczem z Brazylią. Ale tylko z pozoru, bo na murawie wszystko wyglądało inaczej. Zupełnie inaczej.
Tylko początek meczu w wykonaniu biało- czerwonych był udany. Polacy od pierwszego gwizdka ruszyli do ataku i już po chwili wykonywali rzut wolny. Ogromna przewaga od początku spotkania zakończyła się najlepiej jak mogła- golem już w 5. minucie. Tomasz Cywka zagrał prostopadłą piłkę do Patryka Małeckiego, ten błyskawicznie zagrał futbolówkę na wolne pole do Dawida Janczyka, który z zimną krwią wykorzystał sytuację „sam na sam” z Chrisem Seitzem. Wymarzony początek piłkarzy Globisza był jednak wszystkim, co było dobre w meczu z USA, bo od tego czasu aż do końcowego gwizdka dominowali już rywale. Ich przewaga była wprost przygniatająca, a niektóre ich akcje można z czystym sumieniem określić jako te „klasy światowej”.
Amerykanie wygrali, bo w swoim składzie mieli wspaniałe indywidualności. Freddy Adu i Danny Szetela zagrali wczoraj futbol kosmiczny. O dwie, a nawet trzy klasy przewyższali swoich pozostałych partnerów z reprezentacji, o różnicach w poziomie gry z Polakami już nie wspominając. Ten pierwszy, na co dzień grający w Realu Salt Lake City zaliczył hat-tricka, mający polskie korzenie Szetela dwa razy wpisał się na listę strzelców, ale ma tyle samo goli na MŚ U-20, co Adu, bo bramkę zdobył również w spotkaniu z Koreą Płd. – Naszą siłą jest zespół. U nas nie ma gwiazd, ale potrafimy wygrywać, bo tworzymy naprawdę zgrany kolektyw – mówił przed startem mundialu, Fojut. Bywają jednak sytuację, że drużynie nie idzie, a wtedy w zespole musi być ktoś, kto w trudnej sytuacji weźmie ciężar gry na własne barki. Szkoleniowiec Jankesów, Thomas Rongen miał takich liderów w osobach Adu i Szeteli. Globisz nie miał takiego komfortu, dlatego poległ z kretesem.
Bez ładu i składu
– Ten wynik jest konsekwencją gry w dziesiątkę przez prawie cały mecz z Brazylią – tłumaczył się ze słabej postawy zespołu, polski trener. Czy jednak gdybyśmy z Canarinhos grali „11” na „11” nie byłoby tego problemu? Spotkanie z USA w końcu zaczęliśmy z animuszem i wówczas nie było widać żadnego zmęczenia. Dlatego chyba przyczyny porażki są zgoła odmienne.
Przede wszystkim wyraźnie szwankowała komunikacja w polskiej ekipie. Fojut ten problem podkreślał na każdym kroku, ale nie został on odpowiednio rozwiązany, gdyż w trakcie meczu wielokrotnie dochodziło do sytuacji, że piłka leciała w zupełnie innym kierunku, aniżeli znajdował się jej adresat. U Polaków widoczny był również strach przed ostrą grą. Chyba Orliki świeżo w pamięci mieli sytuację z potyczki z Brazylią, w której Krzysztof Król w 27 minut zarobił dwie żółte kartki i wyleciał z boiska. Amerykanie mieli na boisku wiele swobody, wiele wolnego miejsce, wygrywali z łatwością pojedynki „jeden na jeden”. A dlaczego to robili? Bo nasi piłkarze pozwalali im na wiele i w ogóle nie grali agresywnie. Najlepszym tego dowodem był fakt, że rzutów wolnych w tym spotkaniu było jak na lekarstwo.
Poza tym Polacy grając z USA zastosowali taką samą taktykę jak z Brazylią. Taktykę, która jednak okazała się błędna. Zaraz po zdobyciu bramki- biało czerwoni głęboko cofnęli się do defensywy. Tyle, że broniąc się przez 85 minut na pewno mecz się przegra. Zawodnicy Globisza o tym jednak nie pomyśleli. Dużą rolę w porażce odegrała również psychika. Kiedy Amerykanie stracili bramkę nie załamali się, tylko od razu ruszyli do ataku, najpierw by starty odrobić, a później wyjść na prowadzenie. A Polacy? Nie dość, że szybko zdobyty gol ich uśpił, to jeszcze dwie stracone bramki podłamały tak, że nie byli w stanie nic już rywalom zrobić. Grali bez ładu i składu, co skończyło się niestety jak skończyło. Porażką aż 1:6…
Na krawędzi ryzyka
Krytykować oczywiście jest łatwo i robić każdy może. Ale nie czas i miejsce to teraz na wylewanie pomyj na graczach Michała Globisza. Teraz najważniejszą rzeczą jest by Polacy odbudowali się psychicznie po klęsce i jak najszybciej o meczu z Jankesami zapomnieli. Tym bardziej, że mecz z Koreą Płd. już w piątek, a porażka USA mocno skomplikowała naszą sytuację w grupie D.
Najważniejsza rzecz to poprawa komunikacji, bo w potyczce z Azjatami nikt nie robił tego co chciał, tylko to co nakazał trener. Z Koreą Płd. nie można również zagrać tak łagodnie, jak z USA. Ostra i agresywna gra jest może jazdą na krawędzi ryzyka, ale jak pokazał środowy mecz, innej opcji, żeby wygrać, a jeśli nie, to przynajmniej, zmniejszyć do minimum ryzyko porażki, po prostu nie ma. Ważne jest również jak najszybszy powrót do dobrej dyspozycji fizycznej, bo to jest właśnie mocna strona Koreańczyków.
– To była dobra lekcja pokory – powiedział po końcowym gwizdku, Fojut. Lekcja z której jak najszybciej trzeba wyciągnąć wnioski, jeśli nie chce się zakończyć się udziału w MŚ U-20 na fazie grupowej. Z drugiej strony może i dobrze się stało, że USA urządziło sobie z Polską rzeź niewiniątek. Lepiej, a przede wszystkim łatwiej, grać z przekonaniem, że do najlepszych zespołów jeszcze daleko, aniżeli być tym najlepszym.