Pierwsza runda fazy pucharowej Ligi Europy często pokazuje starcia Dawida z Goliatem, jednak można też ujrzeć w niej niezwykle ciekawe widowiska, zwłaszcza gdy przychodzi pora na rewanże. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów dzisiaj była zdecydowanie konfrontacja Leicester ze Slavią Praga. W pierwszym pojedynku między tymi ekipami, jaki miał miejsce tydzień temu w Czechach, padł bezbramkowy remis. Kibice obu drużyn liczyli więc na to, że dzisiejsze wydarzenie będzie o wiele bardziej usposobione w futbolowe doznania.
Leicester City znajdowało się w nieco bardziej komfortowej sytuacji, ponieważ rewanż był rozgrywany na jego stadionie. Dodatkowo prezentowało świetną formę w Premier League, o czym świadczyła dobra gra oraz trzecie miejsce w ligowej tabeli. „Lisy” były rewelacją tego sezonu i potrafiły pokonywać angielskich potentatów w tamtejszych rozgrywkach. Dlatego też były faworytem dzisiejszego meczu.
Slavia mimo świetnej postawy Leicester też miała swoje argumenty do wygrania tego spotkania. Podopieczni Jindricha Trpisovsky’ego zajmowali pierwsze miejsce w czeskiej ekstraklasie, a na dodatek nie przegrali oni w niej żadnego meczu w tym sezonie. Ich bilans po 20 spotkaniach wynosi 16 zwycięstw oraz cztery remisy. W spotkaniu na własnym terenie też wydawali się drużyną lepszą, jednak dzisiaj przyszło im grać na wyjeździe, co mogło mieć spore znaczenie. Czesi nie byli typowani przez bukmacherów jako faworyci tego spotkania, jednak wiadomo było, że mogą oni sprawić niespodziankę.
Kontuzja Maddisona
Leicester musiało radzić sobie dzisiaj bez swojego asa. James Maddison wypadł z gry z powodu kontuzji. Anglik nabawił się urazu biodra w meczu z Aston Villą i w 64. minucie musiał opuścić murawę. Była to niezwykle przykra informacja nie tylko dla kibiców „The Foxes”, ale i całego angielskiego futbolu. W tym sezonie naprawdę z przyjemnością oglądało się grę ofensywnego pomocnika Leicester City.
https://twitter.com/LCFC_Canada/status/1364584726703595523
W jak dobrej dyspozycji w tegorocznej edycji Premier League jest Maddison, pokazują też statystyki. Jego dorobek ośmiu bramek i pięciu asyst jest zdecydowanie bardzo imponujący. Możemy równie dobrze spojrzeć na liczby we wszystkich rozgrywkach i z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że to właśnie on jest jednym z głównych czynników odpowiadających za formę ekipy Brendana Rodgersa.
Brak Maddisona w dzisiejszym spotkaniu mógł okazać się kluczowy. Każdy, kto oglądał mecze Leicester w tym sezonie, dobrze wie, ile ten piłkarz znaczy dla klubu. Nie bez powodu praktycznie co kolejkę jest chwalony w mediach, a o jego zakontraktowanie latem biły się najbardziej rozpoznawalne marki w świecie futbolu. Wielu ekspertom wydaje się, że kwestią czasu jest, aż James Maddison wypłynie na szerokie wody.
Pierwsza połowa nie dała żadnej odpowiedzi
Brendan Rodgers poczynił sporo zmian względem ostatniego meczu ligowego. Kontuzjowanego Maddisona zastąpił Hamzą Choudhurym. Szansę na wykazanie się mieli też Cengiz Under oraz Marc Albrighton. Zastąpili oni nieobecnych dziś od pierwszej minuty Ricardo Pereirę oraz Harvy’ego Barnesa. Odpocząć też mógł Timothy Castagne, a jego obowiązki przejął Daniel Amartey.
Team news! 🦊
Here's how the Foxes will line up this evening 🔵#UEL #LeiSvp
— Leicester City (@LCFC) February 25, 2021
Większość zawodników Slavii z wyjściowego składu z pierwszego spotkania z Leicester City odpoczęła w miniony weekend. Jindrich Trpisovsky mógł więc pozwolić sobie na wystawienie praktycznie tego samego składu co tydzień temu. Jedyną zmianą było zastąpienie kontuzjowanego Tomasa Holesa innym defensywnym pomocnikiem – Jakubem Hromadą. Holes jednakże mimo urazu usiadł dziś na ławce rezerwowych.
👥 This is our line-up for @LCFC away game! Jakub Hromada replaces Tomáš Holeš in the starting XI. #leisla pic.twitter.com/xzbrMPrtKi
— SK Slavia Prague EN (@slavia_eng) February 25, 2021
Pierwsza groźna sytuacja miała miejsce już w 2. minucie. Skonstruowana była przez dwóch Turków – Caglara Soyuncu oraz Cengiza Undera. Środkowy defensor Leicester nieoczekiwanie starał się zdobyć bramkę po dobitce strzału wykonanego przez swojego rodaka, Undera, lecz ich próba skończyła się tylko na staraniach.
***
Dalsza część pierwszej odsłony spotkania to dominacja „Lisów”, jednak nieskuteczna. Co prawda miały kilka dość klarownych sytuacji, lecz nie zdołały z nich skorzystać. Slavia nie prezentowała się źle, ale to „The Foxes” byli ekipą przeważającą we wczesnej fazie gry. Niezwykle trudnym zadaniem dla Czechów było przeciwstawienie się Anglikom.
Mimo to Slavia zdołała zaskoczyć Leicester City w 29. minucie. Skrzydłowy gości – Abdallah Sima – po dobrym podaniu od kolegi z zespołu znalazł się w pozornie dobrej, lecz w rzeczywistości trudnej do wykończenia sytuacji. Senegalczyk uderzył jednak obok bramki i Kasper Schmeichel nie musiał interweniować.
W trzecim kwadransie tego spotkania „Cervenobili” próbowali przycisnąć gospodarzy i zaskoczyć ich zdecydowanym pressingiem. Właśnie od tych minut wydawali się ekipą lepszą niż „Lisy”, co mieli okazje potwierdzić w 39. minucie meczu. Jan Kuchta wyskoczył ponad obronę do dość wysokiego dośrodkowania. 24-letni napastnik jednak nie zdołał wykorzystać tej szansy.
Pierwsza połowa więc skończyła się bezbramkowym remisem. W tej części meczu były fragmenty przewagi jednej, jak i drugiej drużyny, jednak żadna nie zdołała wykorzystać swoich sytuacji. Brak goli do przerwy zapowiadał możliwą dogrywkę, ponieważ takim właśnie wynikiem skończył się zeszłotygodniowy mecz między tymi ekipami. Mimo to w drugiej odsłonie liczyliśmy na to, żeby któryś z zespołów pokusił się o strzelenie gola.
Zaskoczenie na King Power Stadium
Z przytupem w drugą połowę mogła wejść rozpędzona Slavia Praga. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Jakub Hromada próbował zagrozić bramce rywala, jednak strzał został zablokowany przez defensorów Leicester City. Niemniej goście strzelili gola chwilę później. Świetne dośrodkowanie Nicolae Stanciu na bramkę zamienił Lukas Provad i to Czesi w 49. minucie wyszli na prowadzenie. Po tym zdarzeniu wiadome było, że w tym meczu nie obejrzymy dogrywki.
Slavia, przejmując inicjatywę w tym spotkaniu, zaskoczyła większość oglądających. Ekipa czeskiego szkoleniowca stwierdziła na początku spotkania, że odda kontrolę nad meczem gospodarzom, aby później zaatakować. Kilka minut po zdobyciu prowadzenia „Sesivani” zdecydowali się na ponowne cofnięcie i zespolenie szyków defensywnych.
Leicester próbowało, Leicester przycisnęło i Leicester przeważało po tym, jak Slavia strzeliła pierwszą bramkę. Jednak nie potrafiło odpowiedzieć na trafienie Czechów. 15 minut przed końcem regulaminowego czasu wynik dalej pozostawał bez zmian. Powodowało to coraz większy stres w szeregach Leicester City, ponieważ żeby awansować, potrzebne mu były dwie bramki.
Slavia jednak ponownie zaskoczyła. Mimo przewagi „Lisów” to podopieczni Jindricha Trpisovsky’ego trafili drugiego gola. Na listę strzelców wpisał się Abdallah Sima, który uderzył niezwykle precyzyjnie z okolic 25. metra. W 79. minucie więc prawdopodobne było, że poznaliśmy już zwycięzcę tego dwumeczu, jakim nieoczekiwanie byli mistrzowie Czech.
Desperackie próby Leicester na nic się nie zdały. Mecz zakończył się wynikiem 2:0 na korzyść zespołu gości. Było to nie lada zaskoczenie, ponieważ większość kibiców i ekspertów sądziła, że to „The Foxes” przejdą do następnej fazy rozgrywek. Zespół Brendana Rodgersa jednakże zawiódł i musiał pożegnać się z rozgrywkami Ligi Europy.
Slavia Praga natomiast zasłużyła wyłącznie na pochwały. Była bowiem pierwszą drużyną w tym sezonie Europa League, która zachowała czyste konto na stadionie Leicester. Ba, była pierwszym zespołem, który wygrał na terenie zwycięzców Premier League z 2016 roku. W dodatku popisała się niezwykle przemyślaną i skuteczną grą. Zawodnicy lidera czeskiej ekstraklasy pokazali, że mogą sporo zdziałać w następnych etapach tego turnieju.