Legia wypuszcza w świat młodych trenerów. Przypadek czy filozofia?


Magiera, Vuković, Saganowski, Kobierecki, Dębek. Co łączy tę piątkę? Stosunkowo młody wiek, duży potencjał szkoleniowy i Legia w CV

10 kwietnia 2021 Legia wypuszcza w świat młodych trenerów. Przypadek czy filozofia?
Motor Lublin

Legia Warszawa uchodzi za miejsce, z którego młody zawodnik może w miarę skutecznie wybić się do zagranicznego klubu. Dowodem takiej tezy mogą być choćby Sebastian Szymański i Michał Karbownik. Ostatnio na rynku pojawia się również coraz więcej trenerów, którzy doświadczenie zbierali w budynkach klubowej akademii. Czy mają potencjał, żeby w przyszłości wyruszyć za granicę? Sprawdzamy.


Udostępnij na Udostępnij na

Za trenera wychowanego przez Legię uznajemy osoby, które przez pewien czas znajdowały się w sztabie szkoleniowym Legii lub piastowały jakąś funkcję w akademii legionistów.

Odmienić Śląsk. Żeby grał jak Legia w Lidze Mistrzów

Jacek Magiera uchodzi za zdolnego trenera młodzieży. Nie bez powodu prezes PZPN Zbigniew Boniek w 2018 r. podarował mu stanowisko selekcjonera reprezentacji U-20. Sama kadra na docelowej imprezie (mistrzostwa świata U-20 w Polsce) wypadła dość przeciętnie, ale popularny „Magic” na pewno wpłynął na charakter dowodzonych przed siebie chłopaków.

– Złam to. Ale odwróć się – mówił na jednej z odpraw przedmeczowych Magiera, wręczając młodemu zawodnikowi ołówek. Oczywiście poradził on sobie z wyzwaniem bez większych problemów. Potem selekcjoner wręczył mu cały stos ołówków, z którym „chętny” do wykonania zadania miał problem. – Każdego z was, indywidualnie, można złamać (…). Ale jak będziemy drużyną, to nie ma szans, żeby ktokolwiek was złamał. Jednostka nie osiągnie nic. Drużyna będzie zawsze trwała i osiągnie sukces. I taką drużyną macie być.

Ta sytuacja najlepiej wykazuje cechę, która u trenera trwa od samego początku jego kariery trenerskiej. Jacek Magiera stawia na inteligencję, ciężką pracę, powtarzalność oraz dydaktykę. Nie jest trenerem, który chce golić frajerów, lecz pedagogiem, który potrafi wskazać odpowiednią ścieżkę zawodnikowi. Jego drużyny z reguły są odpowiednio przygotowane mentalnie. Stanowią monolit.

Adam Starszyński / PressFocus

– Na pewno potrafi rozmawiać. Nie jest zamkniętym człowiekiem ani trenerem. Nie prawi wciąż tych samych frazesów jak Lavicka (były trener Śląska – przyp.red.). Komunikacja odgrywa istotną rolę, szczególnie przy młodych, często niestabilnych emocjonalnie zawodnikach, dla których nierzadko trzeba być niczym przybrany ojciec. Uważam, że trener Magiera będzie w stanie pochwalić zawodnika, głaszcząc go po głowie, ale również w konstruktywny sposób zganić, gdy jego podopieczny popełni błąd, tylko po to, żeby bardziej go zmotywować – tłumaczy Mateusz Stefanik, redaktor iGol i były dziennikarz Slasknet.com.

Z kolei w kwestiach taktycznych znany w Polsce szkoleniowiec potrafi być bardziej elastyczny. Raczej nie dowodzi tego jego epizod na ławce trenerskiej Legii Warszawy, kiedy mając w składzie Hamalainena, Pasquato i Sadiku, chciał stosować podobną taktykę jak wtedy, gdy posiadał Nikolicia, Prijovicia, Radovicia i genialnego Odidję-Ofoe. Skłonniejszy do zmian był wówczas dopiero wtedy, gdy palił mu się grunt pod nogami. W meczu ze Śląskiem, któr y później okazał się jego ostatnim, postawił na formację 4-4-2 w rombie, co nadal jest w Polsce czymś niespotykanym.

Ówczesny Jacek Magiera był trenerem inteligentem, ale niezdolnym do wyjścia z uwielbianego w Polsce wariantu 4-2-3-1 i pewnych schematów taktycznych na boisku. Dzisiaj jest już inny. Pokazał to pierwszy mecz jako szkoleniowiec Śląska. Obserwatorów zaskoczyło niespotykane we Wrocławiu ustawienie z wahadłowymi. Kibiców młodzieżowych reprezentacji zdziwiło to trochę mniej, ponieważ od początku 2019 r. „Magic” szedł za światowym trendem i już wtedy kombinował z tym ustawieniem.

– Trener ma mentalność człowieka, który wie, czego chce. Mecz z Jagiellonią. Zespół miał zagrać wysokim pressingiem, to zagrał. Nie zawsze działało to za czasów Lavicki. Zawodnicy nie mieli takiej motywacji. Akcja bramkowa? Zupełnie jak nie Śląsk. Szybkie trzy, dokładnie skierowane piłki i wynik otwarty. Magiera też nie boi się grać zupełnie nową dla zawodników formacją. To wszystko czyni go wyjątkowym. W Śląsku będą mieli z niego jeszcze dużo radości – chwali obecnego szkoleniowca Śląska Mateusz Stefanik.

W połączeniu z odpowiednią mentalnością elastyczna taktyka zwykle przynosi oczekiwane efekty. Jednak jest pewne „ale”. Drużyny Magiery często wyglądają przeciętnie pod kątem fizycznym. Reprezentacja młodzieżowa pod tym względem nie zachwycała. Z kolei jego Legia prezentowała się najefektowniej, kiedy było jeszcze widać efekty pracy Besnika Hasiego (sztab Albańczyka wiele rzeczy zrobił źle, ale drużyna była gotowa do wytężonego wysiłku jak nigdy). Jednak obecnego trenera Śląska można uznać za kogoś, kto ewidentnie prezentuje pewną filozofię i odciska piętno na zespole.

„To jest Legia. Tu trzeba zapier***”

Aleksandar Vuković jest człowiekiem totalnie odmiennym niż Magiera. Również ma charyzmę, ale nie w tym samym sensie. Obecny trener Śląska Wrocław stosuje chwyty psychologiczne, stara się prezentować jako autorytet. Z kolei „Vuko” to ktoś, kto z prędkością światła stanie na środku szatni i zarzuci kibicowską przyśpiewkę. Zupełnie inny sposób motywacji i myślenia.

W środowisku piłkarskim krąży wiele plotek, że Serb nie jest orłem taktycznym. Zresztą na boisku też było to widać. Jego taktykę dało się odczytać równie łatwo co budowę cepa: piłka na skrzydło, stamtąd wrzutka na wysokiego napastnika (Kulenovicia lub Pekharta) i później radość z bramki. A to wszystko połączone z pracą na treningach, żeby w razie potrzeby dało się szybko podejść bliżej przeciwnika wysokim pressingiem.

Michał Kołodko

– Chcę trenować tych, którzy liczą na sukces. Chcemy zwiększyć szanse na triumf, co nie jest wielką filozofią. Trzeba trochę odwagi i szczerego spojrzenia. Nie będę się łudził jak kilku innych trenerów. Inaczej nic się nie zmieni. Jeśli ktoś raz nie pobiegnie po stracie za piłką, drugi też, to trzeci i czwarty też nie pobiegnie – tłumaczył pewnego razu swoje podejście do zawodników trener z Bałkanów.

Niby prosta logika, ale koniec końców okazywała się skuteczna. Vuković miał odpowiednich wykonawców do swojego pomysłu, dzięki czemu jego drużyna była w stanie toczyć wyrównane boje z „Rangersami”, a później dość pewnie sięgnęła po mistrzostwo Polski. Serb czerpał garściami z metod treningowych, których nauczył się pod okiem bardziej doświadczonych trenerów. Bo o ile jako zawodnik „Vuko” nie ma doświadczenia spoza Polski, o tyle jako asystent widział w akcji wcześniej wspomnianego Magierę, charyzmatycznego Czerczesowa, skrupulatnego Berga, furiata Sa Pinto oraz cudacznych Jozaka i Klafuricia. Nawet największy nieudacznik wyciągnąłby wnioski z ich poczynań i wykorzystał to w swojej dalszej pracy. Serb poradził sobie z tym zadaniem bezproblemowo. I nawet po zwolnieniu z Legii na pewno utrzyma się na karuzeli trenerskiej. Bo co prawda dostosuje się do pewnych rzeczy wolnej niż Magiera, ale pewne nawyki pozostaną u niego takie same.

– Tacy piłkarze jak Wszołek, Luquinhas, Gwilia, Karbownik przez rok pracowali, żeby grać ten najważniejszy mecz. A jak już ten decydujący mecz o Ligę Europy przyszedł, to musieli patrzeć z ławki i obserwować na boisku kolegów takich jak Valencia czy Juranović, którzy są w Warszawie tak krótko, że nawet Pałacu Kultury jeszcze nie widzieli – mówił Vuković po przegranym meczu Legii z Karabachem, już po swoim zwolnieniu. Mentalność, grupa, przywiązanie do drużyny. To najważniejsze atuty dla tego człowieka. Jeśli ktoś ma kiedyś odtworzyć „Bandę Świrów” z Korony Kielce, to on.

Krok po kroku do przodu

Vuković był asystentem wielu charakterystycznych postaci. Z kolei jego najwierniejszy współpracownik to Marek Saganowski. „Sagan” jest mocną postacią jak na lokalne warunki. Jako zawodnik odwiedził pół Europy. Widział, jak wygląda piłka we Francji, Anglii czy Grecji. Poza tym jest jednym z najbardziej uznanych piłkarzy ŁKS-u. W Legii dał się zapamiętać jako fantastyczny zmiennik, który w razie potrzeby dawał z siebie wszystko, gdy Orlando Sa musiał opuścić któreś spotkanie.

Starsi kibice na pewno pamiętają Marka Saganowskiego jako charakternego, bramkostrzelnego piłkarza. Ze względu na jego charyzmę naturalna wydawała się stopniowa droga ku trenerce. Początkiem tej przygody było szkolenie juniorów w Legii Warszawa. Następnie jego drogi złączyły się ze wcześniej wspomnianym Vukoviciem. Z kolei od grudnia Saganowski piastuje stanowiska szkoleniowca Motoru Lublin. Zastąpił tam Mirosława Hajdę, za którego kadencji drużyna grała momentami dość niemrawo. Na awans „Sagana” na pewno wpłynęła obecność w klubie Michała Żewłakowa oraz Bogusława Leśnodorskiego.

– Na pewno to jest trener, który ma swoje zasady i mocno się ich trzyma. Ponadto skupia się na niuansach. Od początku sztab szkoleniowy zwraca dużą uwagę na techniczne zagadnienia: rozegranie, przyjęcieopisywał dla iGola początki współpracy z Saganowskim Michał Król.

Na razie proces trwa. Drużyna personalnie oraz stylowo aż tak bardzo nie różni się od tej za kadencji Mirosława Hajdy. Gra w kratkę. W pierwszych sześciu meczach Saganowskiego Motor zanotował dwa zwycięstwa, dwa remisy oraz dwie porażki. Najbardziej obiecująco wyglądało spotkanie ze Skrą Częstochowa, ostatecznie zremisowane 0:0. Graczom z Lublina do zwycięstwa zabrakło jedynie skuteczności. Sam szkoleniowiec przyznał na pomeczowej konferencji, że mecz był pod kontrolą Motoru i zabrakło jedynie ostatniego podania.

– Pierwsze mecze Motoru pod wodzą Marka Saganowskiego przypadły z rywalami, którzy nie byli zbytnio chętni do gry w piłkę. Dlatego też Motor mocno spychał rywali do głębokiej defensywy, ale miał ogromne kłopoty z tworzeniem sytuacji podbramkowych. Z Olimpią Grudziądz miał ponad 70% posiadania i zero celnych strzałów na bramkę. W Pruszkowie pierwszy celny strzał oddał pod koniec pierwszej połowy, a wygrał dzięki rykoszetowi przy centrostrzale Piotra Ceglarza – tłumaczy dla iGola Rafał Szyszka, redaktor Futbolnews oraz założyciel Motor Stats. – Motor nadal chce dominować i rozgrywać akcje od bramki, a także wykorzystuje wprowadzanie piłki od Rafała Grodzickiego, który często zagrywa do napastnika na ścianę, czy też krzyżowe piłki do lewego skrzydłowego. Na razie jednak trudno znaleźć pozytywy po sześciu rozegranych meczach – przyznaje szczerze Szyszka.

Niedoceniany trener juniorów

Wśród byłych pracowników Legii warto wyróżnić jeszcze jednego pana, który miał duży wpływ na budowę stołecznego zespołu i teraz próbuje sił poza klubem. Jest to Piotr Kobierecki. 35-letni szkoleniowiec zasłynął w środowisku faktem, iż jako jedyny w historii polskiego futbolu młodzieżowego zdobył trzy mistrzostwa juniorów starszych. Trenował m.in. Sebastiana Szymańskiego. Zdążył też wpłynąć na rozwój najnowszej generacji młodych zawodników Legii, czyli Radosława Cielemęckiego, Ariela Mosóra czy Nikodema Niskiego.

Do niedawna trener współpracował również z Aleksander Vukoviciem. Drużyna rezerw Kobiereckiego i pierwszy zespół były naczyniami połączonymi. – Szacunek dla chłopaków za pracę (…), ale bez pomocy trenera Aleksandara Vukovicia wyglądałoby to zupełnie inaczej. Zawodnicy z jedynki schodzili na mecze rezerw nie po to, by je odbębnić, ale by naprawdę w nich zagrać na odpowiednim poziomie. (…) Zawodnicy będący na co dzień w szatni rezerw czuli, że są obserwowani, że jest zainteresowanie. To jest bardzo istotne w tej długofalowej wizji klubu, trener Vuković idealnie się w to wpisuje. Rozumie potrzeby każdej z drużyn, bo sam pracował w akademii, drugim zespole oraz z wieloma trenerami w pierwszym. Teraz sam udowodnił, że jest dobrym trenerem. Bo to, że jest dobrym człowiekiem, wszyscy w klubie wiedzieli już dawno – chwalił sobie współpracę z serbskim szkoleniowcem Piotr Kobierecki.

Z Legią rozstał się po 2020 r. Rozwód przebiegł w przyjaznej atmosferze. Kobierecki, podobnie jak swego czasu trener Magiera, poszukiwał okazji do trenowania jakiegoś seniorskiego zespołu. Po utalentowanego trenera zwrócił się Znicz Pruszków z eWinner 2. Ligi. Szkoleniowiec miał za zadanie uratować sezon drużynie, która obecnie dość rozpaczliwie walczy o utrzymanie.

Obecnie Znicz gra dość przeciętnie, pierwsze mecze Kobiereckiego to były porażki. Dopiero niedawno udało się odnieść premierowe dwa zwycięstwa (nad Hutnikiem Kraków i GKS-em Katowice). Jednakże podobnie jak w przypadku Saganowskiego należy poczekać na efekty pracy z pierwszym zespołem. Bo podobnie jak reszta trenerów Legii zwraca dużą uwagę na budowę odpowiedniej mentalności w zespole.

– Mentalność to podstawa. Zawodnik, który zachłysnął się tym, co osiągnął, może mieć problemy. Z tym wiąże się myślenie w kategoriach „kiedyś to było”. A jedyne właściwe podejście to „praca tu i teraz”. Najgorzej jeśli zawodnicy, zamiast skupiać się na pracy, oceniają. Nie zapominajmy, że gdy młody zawodnik wchodzi do ekstraklasy, grono jego przyjaciół rośnie. Staje się pożądanym produktem na rynku sportowym i towarzyskim. Zaczyna się mnóstwo podpowiedzi. Widziałem pełno historii upadku zawodników i one wszystkie są podobnezwracał uwagę Kobierecki, kiedy był jeszcze trenerem rezerw Legii.

Szlakiem Magiery

Jeśli ktoś grał w starsze Football Managery Legią Warszawą, to na pewno uparcie trzymał w sztabie Krzysztofa Dębka. Młody szkoleniowiec miał dobre statystyki, jeśli chodzi o szkolenie młodzieży. Nie bez powodu, bo również miał swój udział w rozwoju Sebastiana Szymańskiego. Trenował też tak charakterystyczne postaci jak Jakub Szumski czy Michał Kopczyński.

Z Legii odszedł w 2017 r. Później trafił do Victorii Sulejówek. Nie osiągnął tam sukcesów, wręcz przeciwnie, spadł z lokalnym zespołem do niższej ligi. Potem czekał go… awans, bo na młodego szkoleniowca parol zagięło Zagłębie Sosnowiec, zapewne pamiętające dobry okres pod wodzą Jacka Magiery. Tam jednak Dębek też nie osiągnął sukcesu, bo został zwolniony już w listopadzie 2020 r. po serii kiepskich wyników. Jednak jak widać, swoją markę ma i może jeszcze trochę potrenować na szczeblu centralnym.

Krzysztof Porebski / PressFocus

– Pracowałem z fantastycznymi chłopakami, niektórych spotykam chociażby teraz w Sosnowcu, jak Tomasz Nawotka czy Filip Karbowy. Tworzyliśmy supergrupę, każdy z nich ma swój czas, zawodnicy ci już wcześniej byli w przedsionku piłki seniorskiej, w wieku 18-20 lat doczekali się angażu. Trener też musi poczekać na swój czas, nabyć umiejętności. Nie wszystko to idzie równolegle. Najważniejsze, że moja dobra praca w rocznikach od 1991 do 2001 została dostrzeżona i nagrodzona. Wartości można dalej przekazywać, teraz codzienna praca jest najważniejsza, ta. w której czuję się najlepiej – wspominał swój rozwój trenerski w Legii Krzysztof Dębek.

Inni, ale tacy sami

Inteligent, panowie w dresach, motywator. Wydaje się, że wypuszczanie nowych trenerów na rynek przez Legię jest jedynie przypadkiem, dziwną konsekwencją wielu decyzji. Być może, ale ci panowie gwarantują jedną wspólną wartość – pozytywne nastawienie.

Jeden będzie zwracał uwagę na defensywę, drugi rozkaże zawodnikom atakować rywala wysokim pressingiem, a inny rozkaże skrzydłowym wszystkie piłki dośrodkowywać na głowę wysokiego napastnika. Jednakże uważny obserwator zwróci uwagę, że wszyscy wściekle myślą o zespole jako scalonej jedności. O każdym z tych trenerów można usłyszeć, że ma swoje zasady, potrafi zmotywować lub że jego podejście to praca tu i teraz. Legia ma jeden wspólny czynnik, którego bardzo często brakuje w polskim futbolu. Chodzi tutaj o mentalność zwycięzców.

Czy się to komuś podoba, czy nie, to Legia jest na tyle dużą marką, że jej obecni lub byli pracownicy czują się jak elita, która ma ze wszystkimi wygrywać. Poza tym są przyzwyczajeni do relacji rodzinnych, a nie korporacyjnych lub niestałych (ostatnio prezes Mioduski robi wszystko, żeby to zmienić). Dla nich dobrze współpracująca grupa jest podstawą. Dlatego mogą być idealni dla klubów, które chcą zrobić krok dalej, takich jak Motor, Znicz lub Śląsk. Nie sprawią cudów, ale dzięki nim może nadejść potrzebna zespołowi jedność. To właśnie wyróżnia trenerów, których wyszkoliła Legia Warszawa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze