Legia Warszawa wraca do strzelania


18 września 2009 Legia Warszawa wraca do strzelania

Wystarczyła tylko obecność Takesure Chinyamy, aby piłkarze Legii przypomnieli sobie, na czym polega trafianie do siatki. To on był jednym z autorów bramek dla legionistów, którzy pokonali Lechię Gdańsk 2:0.


Udostępnij na Udostępnij na

Takesure Chinyama  to na nim skupiała się uwaga przed meczem z Lechią. Jego powrót miał być swoistym światełkiem w tunelu dla nieskutecznego warszawskiego teamu, który w ostatnich czterech spotkaniach trafił do siatki tylko raz. Od początku spotkania piłkarze Jana Urabana starali się, by Chini na boisku się nudził. Pierwszą groźną sytuację stworzył jednak nie on, a Inaki Astiz. Hiszpan już w drugiej minucie postraszył Mateusza Bąka, który poradził sobie świetnie z główką środkowego obrońcy Legii. W ósmej minucie głównym bohaterem akcji Legii był już piłkarz z Zimbabwe, ale przyjęcie piłki było zbyt niepewne, by potem umieścić ją w siatce. Chinyama to jednak piłkarz, który nie przejmuje się niewykorzystanymi sytuacjami. Jako dowód może posłużyć indywidualny popis Iwańskiego, który minął obrońców Lechii, czym obsłużył czarnoskórego snajpera Chinyamie nie pozostało nic innego, jak dopełnić formalności.

Chinyama znów zmarnował parę sytuacji, ale i ponownie trafił do siatki
Chinyama znów zmarnował parę sytuacji, ale i ponownie trafił do siatki (fot. Michał Tatarynowicz / iGol.pl)

Do przerwy Legia prowadziła skromnie 1:0, a Jan Urban mógł mieć pretensje do swoich podopiecznych o kilka niewykorzystanych okazji. Trener musiał bardzo sugestywnie przemówić do swoich zawodników, bowiem bardzo szybko wzięli sobie do serca jego uwagi i 10 minut po gwizdku oznajmiającym rozpoczęcie drugiej połowy mogli ponownie triumfować. Znów asystę zanotował Maciej Iwański, a z jego podania skorzystał Miroslav Radović, który pięknym lobem podwyższył na 2:0.

Do końca meczu legioniści starali się kontrolować przebieg spotkania. Nietrudno domyślić się, dlaczego tak oszczędzali zdrowie

Najnowsze