Legia remisuje z Jagiellonią i traci szansę na fotel lidera


W 17. kolejce PKO BP Ekstraklasy Legia zremisowała z Jagiellonią na Stadionie Miejskim w Białymstoku

14 lutego 2021 Legia remisuje z Jagiellonią i traci szansę na fotel lidera
Dawid Szafraniak

Dzisiejsze starcie Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa miało być bardzo ważnym meczem. Obie ekipy chciały sobie po tej konfrontacji dopisać pewne trzy punkty. Wiadomo było, że remis nie zadowalał żadnej ze stron. Na przestrzeni ostatniej dekady starcia Legii z Jagiellonią budziły wiele emocji. Najlepszym tego dowodem jest mecz z 2015 roku wygrany przez stołecznych 1:0 po bramce Orlando Sa w doliczonym czasie gry. Można więc łatwo wywnioskować, jak ogromne znacznie miał dzisiejszy spektakl dla obu drużyn.


Udostępnij na Udostępnij na

Obecny sezon ekstraklasy sporo różni się od poprzednich. W ostatnich latach następował rozłam tabeli na grupę mistrzowską oraz spadkową, a jeszcze wcześniej dochodził do tego fakt podziału punktów. Jednak w tym roku władze naszej rodzimej ligi ze względu na krótką przerwę między sezonami i nadchodzące mistrzostwa Europy zdecydowały się na rozegranie tylko 30 kolejek.

Jagiellonia podchodziła do tego spotkania w mieszanych nastrojach. Białostoczanie przegrali w wyjazdowym meczu z Wisłą Kraków w ostatniej kolejce ekstraklasy, a tydzień wcześniej wygrali z Lechią Gdańsk na jej stadionie. Przed pojedynkiem z Legią zajmowali ósmą lokatę w ligowej tabeli. Wygrana z legionistami pozwoliłaby na przesunięcie się w rodzimej klasyfikacji na czwarte miejsce. Wówczas strata do trzeciego Rakowa wynosiłaby zaledwie dwa punkty, dlatego zwycięstwo w dzisiejszym starciu było dla gospodarzy bardzo ważne.

Legia Warszawa w przypadku niedzielnego triumfu mogła wskoczyć na fotel lidera i prześcignąć pierwszą w tabeli przed tą kolejką Pogoń. W ostatniej serii gier zawodnicy Czesława Michniewicza pokonali na własnym stadionie Raków Częstochowa 2:0. Ponadto awansowali oni do ćwierćfinału Pucharu Polski, eliminując w ubiegły wtorek pierwszoligowy ŁKS. Pokonanie Jagiellonii z pewnością jeszcze bardziej poprawiłoby morale zespołu i zdecydowanie pomogłaby w osiągnięciu końcowego celu, jakim jest zdobycie krajowego mistrzostwa.

Przełamać złą serię w Białymstoku

Podopieczni byłego selekcjonera Polski do lat 21 mieli przed tym starciem zakończyć swoją złą passę. Wygrana w Białymstoku byłaby pierwszym zwycięstwem Legii na stadionie Jagiellonii od ponad czterech lat. „Duma Podlasia” u siebie ostatni raz uległa warszawiakom 18 listopada 2016 roku. Obecni mistrzowie Polski pokonali wtedy „Jagę” aż 4:1 po bramkach: Vadisa Odjidji Ofoe, Guilherme, Aleksandara Prijovicia i Michała Kucharczyka.

Od tamtego czasu Legii ani razu nie udało się wygrać na Stadionie Miejskim w Białymstoku. Ekipa ze stolicy zremisowała tam pięciokrotnie i dwa razy musiała uznać wyższość gospodarzy. Bilans tych spotkań wyglądał co najmniej niekorzystnie dla „Wojskowych”. Oliwy do ognia dolewał fakt, że we wcześniej wspomnianych siedmiu pojedynkach Legia strzeliła zaledwie jedną bramkę.

Wszystko to miało się zmienić w 17. kolejce bieżącego sezonu ekstraklasy. Legia planowała posłużyć się tym, że była przed starciem na fali. Przed dzisiejszym pojedynkiem jednak wiadomo było, że zarówno jedna drużyna, jak i druga będą chciały wyjść zwycięsko z tej konfrontacji za wszelką cenę.

Bramkowy remis w pierwszej połowie

Jagiellonia i Legia zdecydowały się na roszady względem ostatnich spotkań ligowych. Bogdan Zając zastąpił nieobecnego dzisiaj Tarasa Romanczuka Arielem Borysiukiem, ponieważ kapitan gospodarzy leczy uraz. Do wyjściowej jedenastki wskoczył dodatkowo Kristopher Twardek za zaczynającego mecz na ławce Macieja Makuszewskiego.

Czesław Michniewicz również zaskoczył przed meczem nieobecnością w podstawowym składzie Artura Boruca. Doświadczony golkiper Legii narzekał przed konfrontacją na ból pleców. W jego miejsce szkoleniowiec warszawian zdecydował się na wystawienie Cezarego Miszty. Do zespołu Michniewicza powrócił także Andre Martins, który zmagał się z lekką kontuzją. Portugalczyk przez to nie mógł wystąpić w starciu z ŁKS-em. W zespole legionistów zabrakło też między innymi przeziębionego Mateusza Hołowni. Pod nieobecność 23-letniego Polaka w meczu wystąpił Josip Juranović.

Pierwszą groźną sytuację mogliśmy oglądać już w 2. minucie. Cezary Miszta przy piąstkowaniu zderzył się z Jakovem Puljiciem i w polu karnym nastąpiło zamieszanie, którego nie wykorzystali gospodarze. Po weryfikacji VAR Szymon Marciniak zdecydował się na podyktowanie „jedenastki” dla „Jagi”, ponieważ golkiper Legii sfaulował podczas swojej interwencji Puljicia, za co otrzymał żółtą kartkę. Rzut karny wykorzystał Jesus Imaz, chociaż bramkarz „Wojskowych” był bardzo bliski obrony strzału. Miszta jednak skapitulował i już od 4. minuty tej konfrontacji prowadził zespół gospodarzy.

***

Goście ciągle starali się odpowiedzieć na bramkę zespołu trenera Zająca. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę do siatki próbował skierować Thomas Pekhart, jednak był on powstrzymywany przez Błażeja Augustyna. Szymon Marciniak znowu musiał wskazać na wapno. Czech pewnie wykorzystał błąd rywali i pokonał Xaviera Dziekońskiego ze stałego fragmentu gry. Od 18. minuty spotkania na tablicy wyników ponownie mogliśmy ujrzeć remis.

Następne minuty to dominacja Legii, ale i próba uderzenia przewrotką Pekharta, która spełzła na niczym. W 29. minucie nieoczekiwany błąd popełnił Mateusz Wieteska, jednak gospodarze nie zdołali wykorzystać sytuacji sam na sam z bramkarzem ekipy z Warszawy. W dogodnej sytuacji znalazł się również wielokrotnie wymieniany Thomas Pekhart. Natomiast napastnik gości uderzył jedynie w poprzeczkę.

W pierwszej połowie mimo remisu to Legia była stroną przeważającą. Stąd też zdziwić mogła niebezpieczna sytuacja Jesusa Imaza z 45. minuty meczu. Hiszpan nie znalazł jednak ponownie drogi do bramki, ponieważ lepszy od niego okazał się golkiper drużyny Czesława Michniewicza. Pierwsza odsłona spotkania mogła zaciekawić. Sporo pracy miał natomiast sam arbiter tego pojedynku. Szymon Marciniak musiał aż siedem razy pokazywać piłkarzom żółty kartonik. Tak czy inaczej, w pierwszej połowie zobaczyliśmy intrygujące starcie obydwu drużyn, które mogło zwiastować ciekawą drugą część meczu.

Pojedynek bez rozstrzygnięcia

W przerwie tylko gospodarze zdecydowali się na zmianę w swoim zespole. Boisko opuścił Bojan Nastić, a w jego miejsce na murawie zameldował się 20-letni Bartłomiej Wdowik. W pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy nie ujrzeliśmy ani jednej klarownej sytuacji dla żadnej ze stron. Gra toczyła się głównie w środku pola, a wszystkie próby ataku zostawały skutecznie powstrzymywane przez formacje defensywne zarówno jednego, jak i drugiego zespołu.

Filip Mladenović w 57. minucie dzisiejszego pojedynku próbował zaskoczyć golkipera rywali, jednak strzał został obroniony przez Xaviera Dziekońskiego. Legia mimo przewagi w posiadaniu piłki nie potrafiła wykreować kolejnych komfortowych sytuacji. Do 70. minuty oglądaliśmy więc niekoniecznie ciekawą rywalizację obydwu drużyn.

Pierwsza groźnie wyglądająca akcja miała miejsce dopiero w 73. minucie. Thomas Pekhart próbował po raz drugi wpisać się na listę strzelców po świetnym dośrodkowaniu Mladeniovicia, ale uderzenie Czecha nie znalazło drogi do bramki. Sytuacja ta nie była łatwa dla napastnika, lecz zawodnik z takimi warunkami fizycznymi powinien lepiej sobie poradzić w walce w powietrzu.

Luquinhas oddał bardzo niebezpieczny strzał w końcówce meczu, a dokładniej w 84. minucie. Uderzenie Brazylijczyka wylądowało jednak na poprzeczce i już wtedy wydawało się, że druga połowa raczej nie wyłoni zwycięzcy niedzielnego starcia. Przypuszczenia nie okazały się mylne i mecz zakończył się podziałem punktów.

Druga połowa zdecydowanie rozczarowała większość kibiców. Po wiele ciekawszej pierwszej części meczu widzowie oczekiwali więcej. Defensywy obydwu drużyn jak najbardziej wywiązały się ze swojego zadania. W zatrzymaniu przeważającej Legii gospodarzom zdecydowanie pomogło obramowanie siatki, a nieoceniony okazał się ich golkiper – Xavier Dziekoński. Na wyróżnienie zasłużył również Filip Mladenović, jednak jego próby zagrożenia rywalom spełzły na niczym. Legia nie zdołała wykorzystać potknięcia Pogoni i tylko umocniła się na pozycji wicelidera.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze