Legia Warszawa w roli kata – Górnik Zabrze ścięty przy Łazienkowskiej


Czy Aleksandar Vuković odkupił winy i odzyskał zaufanie? To już drugie wysokie zwycięstwo Legii w tym sezonie

9 listopada 2019 Legia Warszawa w roli kata – Górnik Zabrze ścięty przy Łazienkowskiej
Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Blamaż z drużyną z Gibraltaru, porażka z Glasgow Rangers i tym samym odpadnięcie z rozgrywek Ligi Europy tuż przed startem fazy grupowej. Potem bardzo słaby start w lidze – wszystko to trener warszawskiej drużyny komentował w sposób absurdalny, z uśmiechem na ustach. Tak samo było w przypadku sprzedaży Carlitosa oraz nieuzasadnionym promowaniu Sandro Kulenovicia. Legia Warszawa wraca jednak na właściwe tory, zaś Górnik wciąż nie potrafi się przełamać. Dziś w Warszawie został wręcz zdemolowany.


Udostępnij na Udostępnij na

O szkoleniowcu Legii wszyscy myśleli niby o pomyleńcu. Sprzedaż niemal wszystkich napastników? Przecież to czysty idiotyzm! Do tego głupie wymówki, tłumaczenie po abstrakcyjnym remisie na Gibraltarze, zbywanie krytyków po blamażu w europejskich pucharach. Mimo tego wszystkiego Legia jest dziś na czwartym miejscu w tabeli, zaś Jarosław Niezgoda prezentuje nieziemską formę. Stołeczny klub wychodzi na prostą, a Vuković powoli odzyskuje zaufanie kibiców i dziennikarzy.

Zwycięstwo z Wisłą przyćmiło problemy Legii?

Siedem – tyle bramek warszawiacy strzelili w meczu przeciwko Wiśle Kraków. Kiedy wszyscy zachwycali się tym, jak fantastycznie zagrała Legia, co po niektórzy pytali, czy to nie aby tylko zasłona dymna? Czy zwycięstwo z Wisłą nie przykryło tego, co trapi stołeczny klub? Mimo tego Legia po czternastu kolejkach znalazła się na fotelu lidera, a humory w Warszawie znacząco się poprawiły.

Wisła Kraków poważnym kandydatem do spadku, a Legia – mistrzostwa?

Trudno się dziwić – Legia posiada jedną z najbardziej szczelnych formacji defensywnych w lidze oraz niezwykle bramkostrzelną formację ofensywną. Mimo to trudno jest się pozbyć wrażenia, że przeciwko drużynom, której nie boją się Legii, warszawiakom gra się niezwykle ciężko. Legii nie bała się ani Lechia, ani Piast i dopiero mecz z Lechem był dla warszawiaków „resetem”.

Potem przyszła efektowna wygrana z Wisłą Kraków – wszystko ułożyło się idealnie tuż przed wygranym spotkaniem z Widzewem, który jeszcze bardziej naładował zawodników. Jednakże mecz z Arką pokazał, jak bardzo Legia potrafi być bezradna. Tak w zasadzie dopiero wprowadzony w drugiej połowie Jarosław Niezgoda rozruszał grę Legii i strzelił nieco szczęśliwą bramkę.

Szczęście Legii i pech Górnika

Oczywiście przed spotkaniem z Górnikiem faworyt mógł być tylko jeden – Legia Warszawa. Górnik nie wygrał spotkania od sierpnia, a Legia notuje ostatnio lepsze wyniki. Potwierdziła to pierwsza bramka, która trafiła na konto Legii. Paweł Wszołek miał sporo szczęścia a jego imiennik – Bochniewicz – sporo pecha. Piłka odbiła się od jego nogi i całkowicie zmyliła Martina Chudego.

Podobnie w zeszłym tygodniu szczęście miał Jarosław Niezgoda, choć dogranie do niego było naprawdę klasowe. Mimo tego Steinbors o mało co, a obronił by strzał Polaka. Tymczasem zabrzanie w meczu z Piastem mieli sporo pecha, gdy piłkę do własnej bramki skierował Przemysław Wiśniewski. Zmylił swojego bramkarza, a piłka wpadła do bramki tuż pod poprzeczką.

Trzeba jednak powiedzieć, że szczęście sprzyja lepszym. Tak też było w meczu w Zabrzu, bo Legioniści rozegrali zdecydowanie lepszą pierwszą połowę, która zakończyła się rezultatem 1:0. Górnik nie pokazał niczego więcej, co tydzień wcześniej. Ani dwa, trzy czy cztery tygodnie wcześniej. Drużyna Marcina Brosza wciąż nie potrafi wygrzebać się z okropnego marazmu.

Zabrzanie bardzo dużo tracą na błędach indywidualnych i to je przede wszystkim muszą wyeliminować. Przy bramce dla Górnika winowajcy należy szukać w osobie Filipa Bainovicia, który nie był przygotowany na przyjęcie piłki. Po stracie nie wrócił się za Pawłem Wszołkiem, który ostatecznie nastrzelił Pawła Bochniewicza. Defensor Górnika strzelił także samobója w drugiej połowie.

Brosz straci posadę?

Coraz więcej mówi się też o tym, że pozycja Marcina Brosza jest coraz bardziej zagrożona. Górnicy nie wygrali w lidze od 25 sierpnia tego roku, z Pucharu Polski odpadli w bardzo słabym stylu, a od strefy spadkowej dzieli ich coraz mniej punktów. To wszystko sprawia, że Marcin Brosz może wkrótce stracić pracę. Choć został on w Zabrzu obdarzony ogromnym zaufaniem, kibice powoli tracą do niego cierpliwość. Wydaje się, że kwestią czasu jest, aż cierpliwość straci także prezesi – Górnika i miasta Zabrze.

W zupełnie innym położeniu znajduje się obecnie trener Vuković. Wyszydzany i krytykowany pod koniec lata Serb odmienił zespół z Warszawy. Legia gra u siebie wspaniale – najpierw przeciwko Wiśle, a dziś Górnikowi. W drugiej połowie zawodnicy rozstrzelali się i w przeciągu kilku minut strzelili trzy bramki. Jedną bramkę przypadkowo strzelił Bochniewicz, dwie pozostałe to okropne zachowanie drużyny Górnika.

Zabrzanie wyszli, albo raczej chcieli wyjść wyżej. Gdy analizuje się grę Górnika, nie trudno zauważyć, jak ustawieni są zawodnicy. Gracz przy piłce bardzo często zwyczajnie nie ma przy sobie partnera, z którym mógłby rozegrać piłkę. To zmusza piłkarzy do dryblingu, ten zaś prowadzi do straty piłki i niebezpiecznej kontry. Innym rozwiązaniem są także ryzykowne zagrania i przerzuty, które także nie przynoszą żadnego efektu.

Regres „Trójkolorowych”

Niestety, Górnik zamiast wykonać krok do przodu wykonał kilka kroków w tył. Drużyna Marcina Brosza wciąż traci bramki jako pierwsza, choć trener stawia na zabezpieczanie tyłów. Wciąż brakuje strzałów na bramkę i goli. Kiedy Górnik stanął w miejscu – a wręcz cofnął się – inni poszli do przodu, w tym oczywiście także Legia.

A może zabrzanie po prostu nie potrafią? Nie mają zawodników do tego, by zwyciężać, są po prostu zbyt słabi, aby walczyć na poziomie ekstraklasy? Może spadek do pierwszej ligi w końcu wstrząsnął by klubem? Z pewnością na lepszy czas trzeba będzie poczekać do rundy wiosennej – dopiero wtedy Górnik będzie mógł się zresetować i na nowo przygotować do kolejnej rundy. Artur Płatek z pewnością ma na oku kilku zawodników, którzy mogliby zawitać w Zabrzu.

Humory kibicom gości poprawić mógł Przemysław Wiśniewski, który strzelił bramkę honorową. Wynik końcowy – 5:1. W Warszawie śmiech, święto, fotel lidera, trzecie zwycięstwo z rzędu. W Zabrzu płacz i zgrzytanie zębów, bo Górnik leci na łeb, na szyję.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze