Legia Feio zaczyna grać dobrze – podbój Europy trwa


Legia Warszawa wygrała z FC TSC Backa Topola 3:0. Jest to już drugi triumf „Wojskowych” w tej edycji Ligi Konferencji Europy Czas na wnioski po tym starciu

25 października 2024 Legia Feio zaczyna grać dobrze – podbój Europy trwa
Mateusz Kostrzewa / Legia Warszawa

Legia Warszawa mierzyła się z FC TSC Backą Topola w ramach drugiej kolejki fazy ligowej Ligi Konferencji Europy. Tego samego dnia w tych rozgrywkach wygrała Jagiellonia Białystok, więc „Wojskowi” nie mogli być gorsi. Również zwyciężyli – zrobili to 3:0. Gole zdobywali tego wieczoru kolejno Bartosz Kapustka, Luquinhas i Kacper Chodyna.


Udostępnij na Udostępnij na

Legia Warszawa po raz pierwszy w swojej historii w oficjalnym meczu mierzyła się z serbskim zespołem. Powiedzmy szczerze – nie będziemy tego meczu wspominać latami. Najważniejsze jest to, że tego wieczoru wygrał polski zespół. I to w sposób pewny.

Lepiej mądrze stać, niż głupio biegać

Hasło z tytułu akapitu odzwierciedlało obraz meczu Backa Topola – Legia Warszawa. Zespół Feio grał do bólu pragmatycznie, miał dużo mniejsze posiadanie piłki i tak naprawdę wygrał pojedynczymi zrywami ofensywnymi oraz stabilną postawą obronną. W zasadzie legioniści aktywizowali się na starcie meczu, na początku pierwszej połowy i pod koniec całego spotkania, kiedy wynik był już rozstrzygnięty. Przeciwnicy mieli piłkę w posiadaniu przez dłuższy czas, wymienili o wiele więcej podań i często zapędzali się w okolice pola karnego polskiego zespołu. Legia była zaś lepsza, dość mocno upraszczając, w bronieniu i finalizacji akcji. Nie pokazała realnie zbyt dużo, ale była w tych elementach do bólu skuteczna i dużo bardziej solidna. Właśnie tym poskromiła Backę Topola.

Za to Backa Topola pokazała w sumie to, czego mogliśmy się po tej drużynie przed tym meczem spodziewać – w negatywnym tego stwierdzenia znaczeniu. Wiedzieliśmy, że ma problemy z finalizowaniem akcji i wiedzieliśmy, że zdarzają się jej błędy w defensywie… To skrupulatnie warszawiacy wykorzystywali, co należy docenić, bo to trzeba umieć. Może nie po linii najmniejszego oporu, ale wygrali – to się liczy. Choć należy brać poprawkę na to, że bardziej Backa Topola stworzyła warunki Legii, aby ta miała łatwiej. „Wojskowi” zagrali mądrze i koniec końców zasłużenie wygrali. „Bronić szczelnie, strzelać celnie” – równie dobrze taki mógłby być tytuł tego akapitu. Nie pokazali dziś dużo, ale nie musieli – taka specyfika meczu i obrony rywali, która praktycznie nie istniała. A taki scenariusz jest idealny dla ekipy „Wojskowych”. Nie dość, że wygrali, to jeszcze nie przeciążyli się zbytnio przed niedzielnym starciem z GKS-em Katowice.

Kacper Chodyna symbolem pozytywnej przemiany

Jest kilku piłkarzy do docenienia po tym meczu. Powinniśmy na chwilę zatrzymać się przy nazwisku jednego z nich – Kacpra Chodyny. Od momentu przejścia przez Legię na system 1-4-3-3 gra po prostu bardzo dobrze. A to codziennością nie było. Zresztą jeszcze niedawno w mediach mogliśmy widzieć zjawisko porównywania go z choćby świetnie radzącym sobie w Rakowie Częstochowa Amayawem. Obaj byli sprowadzeni za podobne pieniądze, ale prezencja na boisku w przypadku świeżo upieczonego reprezentanta Polski była dużo lepsza. Chodyna był raczej cieniem samego siebie z Zagłębia Lubin. Wszystko, co trzeba było zrobić, to zmienić system – Chodyna nie jest wahadłowym, a do gry w tym miejscu na boisku był przez formację z trzema obrońcami poniekąd zmuszony. Teraz jest skrzydłowym, lubiącym zbiegać do środka i właśnie w takiej roli widać, że czuje się najlepiej. Poza strzelonym golem zaliczył ogólnie bardzo dobre spotkanie i w znaczącym stopniu przyczynił się do triumfu swojego zespołu. Oby tak dalej!

Kacper Chodyna w formie! Jest to już trzeci mecz z rzędu, w którym 25-latek ma udział przy golu. Dużo biega, dużo walczy i jest zdecydowanie wyróżniającą się postacią w naszej lidze. Cieszy jego forma, bo oglądanie go w poprzednim sezonie było czystą przyjemnością – wraca stary, dobry Kacper Chodyna. Po niemrawym początku sezonu już na pewno możemy określać go mianem członka podstawowej jedenastki „Wojskowych”. Przestrzeń, czas i zaufanie – tyle potrzebował i dziś jest wielką wartością dodaną.

Kapuadi – Pankov

Chcieliśmy dać tu jakiś wymyślny tytuł, ale uznaliśmy, że najlepszą opcją będzie nawet w zapisie nie rozdzielać tego duetu jakimiś dodatkowymi słowami. Analiza tego duetu zasługuje na osobny artykuł – tu krótko. Steve Kapuadi i Radovan Pankov to jedne z największych odkryć tego sezonu w Legii Warszawa. A nie jest to tak oczywista sprawa – w końcu w kadrze „Wojskowych” znajdują się również Maxi Oyedele czy Jan Ziółkowski. Ten drugi został zresztą przez tę dwójkę brutalnie wygryziony ze składu. Fakty są zaś takie, że tak solidnego bloku defensywnego jak obecnie Legia Warszawa nie miała od lat. Żaden Augustyniak, Jędrzejczyk, Nawrocki, Wieteska czy Remy. Oni ich wszystkich biją na głowę, mimo że przecież nie zawsze tak było. Przecież Steve Kapuadi był kojarzony z solidnością (nic poza tym), a Radovan Pankov był definicją dobrego, ale elektrycznego obrońcy… Grającego dobrze, ale popełniającego masę indywidualnych błędów.

Teraz razem tworzą piękny monolit. Pokazują to od kilku dobrych spotkań. Z Backą Topola to samo – właściwie nie da się pod ich adresem powiedzieć niczego negatywnego. Są na swoim miejscu, nie dopuszczają przeciwnika do wielu podbramkowych sytuacji i do tego często aktywizują się w grze ofensywnej (w tym w rozegraniu piłki oraz wygrywaniu pojedynków powietrznych w fazie ataku). Świetny duet.

Feio ucisza hejterów?

Goncalo Feio miał zły czas, ale po chmurach zawsze wychodzi słońce… Może w piłce nożnej to nie zawsze „słońce”, ale przynajmniej w tym przypadku tak się stało. Portugalczyk wpłynął na zespół i poniekąd przez presję zaczął kombinować z różnymi nazwiskami na kolejnych pozycjach. Choć wyników nie było, a gra momentami wołała o pomstę do nieba, nareszcie zespół zaczął prezentować się lepiej i należy to powiedzieć wprost – odbił się od może nie dna, ale słabego położenia, w jakim znajdował się jeszcze kilka tygodni temu. Teraz tematu zwolnienia Goncalo Feio nie ma w ogóle, a przecież jeszcze nie tak dawno było tego bardzo blisko.

Trener Legii Warszawa chyba w najlepszy sposób odpowiedział wszystkim, którzy go krytykowali… Sukcesy związane z rozwojem piłkarzy i całej drużyny w końcu dochodzą do skutku. Fakty są w sumie takie, że Legia od pięciu spotkań jest niepokonana. Zbudowane są już podwaliny, na których można budować coś większego – mimo straty dużej sumy punktowej do ekstraklasowego lidera Lecha Poznań dogonienie go nie jest wcale niemożliwe. To wcale nie musi być stracony sezon. Przed Feio jednak misja niemożliwa – musi umiejętnie połączyć grę w lidze i Europie… Do tego dochodzi jeszcze Puchar Polski. Dotąd udawało się to zrobić nielicznym. Oczekiwania są jednak niezmienne – Legia musi dobrze pokazać się na wszystkich frontach, jeżeli nie chce zawieść swoich kibiców.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze