Superpuchar Polski 2020 dla Cracovii! Potrzebne były rzuty karne…


Podopieczni Michała Probierza okazali się lepsi od mistrzów Polski!

9 października 2020 Superpuchar Polski 2020 dla Cracovii! Potrzebne były rzuty karne…
Rafał Rusek / PressFocus

Finał Superpucharu Polski pierwotnie miał się odbyć 9 sierpnia. Niestety sytuacja epidemiologiczna w warszawskiej drużynie sprawiła, że starcie to odbyło się dopiero dzisiaj. I nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że tegoroczny finał odbył się w przerwie na reprezentacje. Ostatecznie do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była seria „jedenastek”, w której lepsza okazała się drużyna Cracovii!


Udostępnij na Udostępnij na

Nie da się ukryć, że prestiż tegorocznego finału Superpucharu Polski nieco zmalał. Przyzwyczailiśmy się już, że mecz ten rozpoczyna w naszym kraju piłkarski sezon. W tym roku niestety przez wspomnianą pandemię koronawirusa jest inaczej. Ligowi mistrzowie bowiem muszą się mierzyć ze zdobywcami pucharu w trakcie rozgrywek, i to w przerwie na reprezentację. 

Obie drużyny dość mocno na tym ucierpiały. Nie nam oceniać, która mocniej, ale można jednak odnieść wrażenie, że ekipą tą jest Legia Warszawa. A to dlatego, że oprócz sześciu piłkarzy, którzy zostali powołani do kadry narodowej (Michał Karbownik, Jose Kante, Walerian Gwilia, Filip Mladenović, Bartosz Slisz i Maciej Rosołek), zabrakło dzisiaj również jej obecnego szkoleniowca – Czesława Michniewicza. 50-latek dzisiejszy finał musiał obejrzeć w Serbii, gdzie przebywa na zgrupowaniu z kadrą Polski do lat 21. Z Cracovii natomiast na reprezentację udało się trzech podstawowych piłkarzy – są to: Sergiu Hanca, Florian Loshaj oraz Karol Niemczycki.

Jeśli chodzi o skład, to trener Michniewicz w pełni go wybiera, ja natomiast będę dyrygował wszystkim przy linii. Na wydarzenia podczas meczu razem z Przemkiem Małeckim (asystentem Czesława Michniewicza – przyp. red.) będziemy reagować – tłumaczył na konferencji przedmeczowej Marek Saganowski, który miał dziś okazję poprowadzić pierwszą drużynę Legii po raz drugi w karierze. Wcześniej zastępował Aleksandara Vukovicia w kwietniu 2019 roku w wygranym 2:1 meczu z Lechią Gdańsk.

Od początku dużo zamieszania

Można powiedzieć, że w dzisiejszym spotkaniu sporo się działo jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Najpierw tegoroczny finał został przełożony. Następnie, kiedy już wydawało się, że wszystko będzie w porządku, dzisiaj z samego rana PZPN ogłosił, że należało dokonać zmiany arbitra wyznaczonego do prowadzenia wieczornego meczu. Okazało się, że niedysponowanego Mariusza Złotka zastąpi Wojciech Myć. 

– Polski Związek Piłki Nożnej informuje, że dokonano zmiany sędziego na mecz o Superpuchar Polski 2020. Z powodów zdrowotnych spotkania nie będzie mógł poprowadzić Mariusz Złotek. Na nowego arbitra głównego wyznaczono Wojciecha Mycia – czytamy w oświadczeniu PZPN-u. Nie trzeba było długo czekać na pierwsze reakcje internautów. Sędzia Myć bowiem kilkukrotnie zasłynął z błędnych decyzji, a wynikać one mogły przede wszystkim z niezbyt bogatego doświadczenia arbitra, który całkiem szybko awansował na najwyższy szczebel rozgrywek.

Ostatecznie do dzisiejszego spotkania, jak można się domyślić, doszło. Punkt 20:15 piłkarze wyszli na boisko, ale starcie – jakby problemów było mało – nie rozpoczęło się zgodnie z planem. Trzeba było bowiem czekać kilka minut, by spowodowany racowiskiem dym, który utrudniał widoczność, wreszcie opuścił stadion. Niedługo po upragnionym rozpoczęciu meczu kibice gospodarzy głośno skandowali nieprzychylne dla obecnego szkoleniowca „Wojskowych” hasła, co tylko podsycało atmosferę absurdu dzisiejszego finału Superpucharu Polski…

Na przekór w trakcie spotkania na boisku do przerwy nic wielkiego się nie działo. Pierwszą naprawdę dobrą okazję do zdobycia gola mogliśmy podziwiać dopiero w 43. minucie, kiedy to groźny strzał na bramkę swojego byłego klubu oddał Bartosz Kapustka. Tutaj warto wspomnieć, że było to pierwsze celowanie do bramki obecnych mistrzów Polski w tym meczu. Krakowianie okazali się nieco groźniejsi, oddali bowiem siedem strzałów, z czego trzy były celne, ale żaden z nich nie znalazł się w bramce. Nic więc dziwnego, że pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Warto jednak odnotować, że w 24. minucie z boiska z powodu kontuzji musiał zejść Mateusz Wieteska, osłabiając tym samym swoją drużynę. Na placu gry zastąpił go Inaki Astiz.

Zdecydowanie inna drużyna

Od samego początku ekipa obecnego mistrza Polski nie była sobą. Warszawianie byli dość spięci, brakowało im werwy i zdecydowanie lepiej w mecz weszli podopieczni Michała Probierza. Być może gospodarze mieli z tyłu głowy, że mecze o Superpuchar – delikatnie mówiąc – w obecnej dekadzie im nie wychodziły. Ostatni raz „Wojskowi” zdobyli go 12 lat temu. Od tego czasu mieli okazję sześciokrotnie triumfować w lidze oraz w Pucharze Polski, ale nie potrafili zdobyć Superpucharu. Kto wie – niewykluczone, że było to spowodowane tym, iż finał Superpucharu Polski rozgrywano najczęściej na początku sezonu. A wówczas, jak wiadomo, legionistom nie idzie zbyt dobrze. Krakowian natomiast jeszcze na długo przed spotkaniem, bo zaraz po zdobyciu Pucharu Polski, motywował Prezes Janusz Filipiak – Mam obietnicę trenera Michała Probierza oraz zawodników, że powalczą o to trofeum. Mamy nadzieję, że będziemy mieli kolejną okazję do świętowania – mówił cytowany przez Interię prezes Cracovii.

Drugą odsłonę legioniści zaczęli z większą pewnością siebie. Gospodarze od pierwszych minut drugiej połowy wydawali się znacznie żywsi. Bardzo aktywnie na prawej stronie grał Paweł Wszołek, który już w 48. minucie był bliski zaliczenia asysty, ale żaden z jego kolegów nie zdołał zamknąć akcji. Wtórował mu Luquinhas, który również od początku drugich 45 minut był głodny gry i niedługo potem mógł otworzyć wynik spotkania. Najlepszym potwierdzeniem dominacji Legii w pierwszych minutach drugiej odsłony był nieuznany gol autorstwa Tomasa Pekharta, który znajdował się na pozycji spalonej.

W ekipie Legii już w 58. minucie mieliśmy drugą kontuzję. Do Mateusza Wieteski dołączył bowiem Bartosz Kapustka. „Pasy” również doświadczyły urazu swojego piłkarza. I – co ciekawe – od tego momentu Cracovia przez około 18 minut grała bez żadnego Polaka w składzie. Boisko także z powodu urazu musiał opuścić jedyny nasz rodak w wyjściowej jedenastce krakowskiej drużyny – Dawid Szymonowicz, którego zastąpił Diego Ferraresso. Od tego momentu na boisku z obu stron działo się nieco więcej niż w pierwszej połowie, ale obu ekipom brakowało konkretów w finalizacji, czego najlepszym potwierdzeniem jest fakt, że nie byliśmy świadkami żadnej stuprocentowej okazji przez całe 90 minut. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była seria rzutów karnych, w której górą okazała się ekipa Michała Probierza!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze