Lechia Gdańsk górą w meczu przyjaźni – Conrado katem Śląska Wrocław


Drużyna Piotra Stokowca w drugiej połowie pokazała bardzo mądry futbol i zasłużenie pokonała Śląsk Wrocław

20 listopada 2020 Lechia Gdańsk górą w meczu przyjaźni – Conrado katem Śląska Wrocław
Piotr Matusewicz / PressFocus

W zaległym spotkaniu 9. kolejki ekstraklasy Lechia Gdańsk po bardzo dobrej drugiej połowie pokonała 3:2 Śląsk Wrocław. Głównym architektem tego zwycięstwa był Conrado, który strzelił gola i dwukrotnie asystował. Fenomenalny występ Brazylijczyka i zasłużona wygrana drużyny Piotra Stokowca.


Udostępnij na Udostępnij na

Zespół Lechii Gdańsk ma za sobą bardzo trudny czas. Kilkanaście zakażeń totalnie zaburzyło treningi, a także wymusiło przełożenie meczu ze Śląskiem Wrocław – pierwotnie zaplanowanego na 7 listopada. Ostatni mecz ligowy gdańszczanie rozegrali 28 października, wygrywając wtedy na wyjeździe 3:1 z Wisłą Kraków.

Gospodarze nie przystępowali jednak do tego spotkania bez praktyki meczowej. W środku tygodnia musieli rozegrać mecz w Pucharze Polski przeciwko Olimpii Grudziądz, który udało się wygrać skromnie 1:0. To też należało traktować jako bardzo ważne przetarcie przed starciem ze znacznie lepszym rywalem. Mimo systematycznego powrotu do normalności w drużynie Lechii nadal nie ma idealnej sytuacji, przez co wybór składu nie zależał wyłącznie od trenera Stokowca.

– Można powiedzieć, że obecnie skład w dużej mierze ustalał nam sztab medyczny i braliśmy do gry tych zawodników, którzy trenowali najdłużej, którzy są zdrowi, przygotowani, u których obciążenia meczowe najprawdopodobniej nie spowodują kontuzjisłowa trenera tuż po meczu z Olimpią.

Praca nad ofensywą

Na szczęście dla Śląska, władze ekstraklasy podjęły bardzo dobrą decyzję i postanowiły rozegrać mecze ligowe awansem. To spowodowało, że zamiast meczu z Lechią wrocławianie rozegrali także na własnym stadionie mecz z Górnikiem Zabrze. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, po czym na zespół spadło trochę krytyki odnośnie do bardzo słabej gry ofensywnej w ostatnim czasie.

Przerwa reprezentacyjna była zatem idealnym momentem na to, by poprawić największe mankamenty w grze. Trener Lavicka na konferencji przed meczem zapewniał, że to był główny aspekt, nad jakim drużyna pracowała przez te kilkanaście dni:

– Zgadzam się, że mamy w ostatnich meczach spore problemy z jakością i efektywnością w ataku. Wykorzystaliśmy przerwę w rozgrywkach na budowanie lepszej współpracy w ataku, wiele zajęć było skoncentrowanych na ofensywie, by jakość akcji była lepsza.

***

Mimo problemów Lechii to właśnie zespół Piotra Stokowca uznawano tutaj za minimalnego faworyta. Na to działał też fakt, że Śląsk Wrocław po raz ostatni w Gdańsku wygrał sześć lat temu. Teraz jednak miał idealną okazję, by wykorzystać duże problemy rywala.

Rotacja w obu zespołach

Trenerowi Stokowcowi udało się ustawić swój zespół z nominalnymi skrzydłowymi, co nie było możliwe kilka dni wcześniej. Zaskoczeniem było postawienie w bramce na Zlatana Alomerovicia, a na szpicę wrócił kapitan Flavio Paixao. Przy nieobecności Tomasza Makowskiego młodzieżowcem w tym spotkaniu był Jakub Kałuziński.

W zespole gości do składu wrócił Dino Stiglec, co oczywiście było wielkim wzmocnieniem. Ważna zmiana zaszła za to na prawym skrzydle, gdzie nie do końca dysponowanego Lubambo Musondę zastąpił Marcel Zylla. Na pewno powodowało to mniejsze możliwości motoryczne po tej stronie boiska. Na szpicy tym razem rywala miał straszyć Fabian Piasecki – strzelec dotychczas dwóch goli w tym sezonie ligowym.

Śląsk górą w pierwszej odsłonie

Pierwsze fragmenty spotkania zdecydowanie należały do Lechii. Wielokrotnie udawało im się przedostać pod pole karne rywala, jednak nie przynosiło to większych korzyści. W oczy raziła duża niedokładność. Podobnie było w drużynie gości, która nawet wybicia piłki momentami miała strasznie nerwowe. Widać było fakt, że w ostatnim czasie rozgrywanych jest mało spotkań.

Śląsk opanował swoją grę po kwadransie gry i dosyć szybko przyniosło to efekty. W 16. minucie sędzia Jakubik nie uznał im bramki, gdyż dopatrzył się zagrania ręką Piaseckiego. Cztery minuty później bramka była już prawidłowa. Po ładnej akcji Alomerovicia pokonał Robert Pich. Nie był to czysty strzał, ale wystarczający do tego, by piłka wpadła do siatki. Bramkarz Lechii mógł się jednak w tej sytuacji zachować lepiej.

Po bramce Śląsk zaczął się już lepiej ustawiać w defensywie i potrafił znacznie łatwiej przedostawać się pod bramkę gospodarzy. Cały obraz gry po obu stronach stał się jednak istnie sparingowy. Co jakiś czas podopieczni trenera Lavicki próbowali strzałów z daleka, jednak te już nie sprawiały problemów Alomeroviciowi. W takiej sennej aurze zakończyła się pierwsza połowa. Gdyby nie bramka, niewiele pozytywów można by było z tych 45 minut wyciągnąć.

Gospodarze w dobrym stylu odwrócili losy meczu

Od początku drugiej odsłony Lechia za wszelką cenę chciała przejąć inicjatywę. Ich ataki głównie przechodziły przez lewą stronę boiska, ale brakowało dokładnych dośrodkowań. Przewaga gospodarzy z minuty na minutę była coraz większa i dała wyrównującą bramkę w 57. minucie. Tym razem atak z prawej strony i podanie Karola Fili pewnie wykorzystał Conrado. Brazylijczyk był w tym meczu jednym z najlepszych zawodników na boisku i zasłużył na gola.

Wyrównanie jeszcze bardziej rozochociło Lechię, która momentami wymieniała po kilkanaście podań i nie dawała dojść do głosu Śląskowi. Goście dopiero po upływie 60. minuty zaczęli odważniej atakować, jednak ponownie mogliśmy dostrzec sporą niedokładność w ich grze. Gospodarze bardzo umiejętnie wykorzystali nieco wyższe ustawienie rywala i w 66. minucie świetnie rozegrali piłkę do lewej strony, a tam Conrado idealnie dośrodkował do niezawodnego Flavio Paixao, który musiał tylko dostawić stopę. Zdecydowanie zasłużenie Lechia wyszła na prowadzenie.

Goście mimo niemrawej postawy potrafili jednak zdobyć wyrównującą bramkę. W 79. minucie wcześniej wprowadzony Bartłomiej Pawłowski pewnym strzałem z rzutu wolnego nie dał szans bramkarzowi Lechii. Radość Śląska z tej bramki trwała jednak tylko chwilę, ponieważ gospodarze od razu ruszyli do ataku i w mgnieniu oka strzelili trzeciego gola. W roli głównej ponownie był fantastyczny tego wieczoru Conrado, który tym razem w polu karnym świetnie wypatrzył Łukasza Zwolińskiego. Ten już nie miał problemu z pokonaniem Putnockiego.

Zważając na to, że spotkanie zbliżało się ku końcowi, drużyna Lechii zaczęła już skupiać się na obronie tego wyniku. Nie było to bardzo trudnym zadaniem, bo przy braku niewymuszonych błędów Śląsk nie miał argumentów, by zapracować tutaj na kolejne wyrównanie. Mecz ostatecznie zakończył się triumfem Lechii i trzeba przyznać, że było to zasłużone zwycięstwo. Należy ich pochwalić za świetną drugą połowę i bardzo mądre rozgrywanie piłki. Bardzo przyjemnie się to oglądało.

***

Było to już szóste z rzędu spotkanie Śląska w Gdańsku, którego nie udało się wygrać. Od 2014 roku Lechia już czterokrotnie okazywała się lepsza od swoich braci z Wrocławia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze