Z Bułgarskiej #5: Lech Poznań zrobił to, co zrobić powinien, i wygrał z Puszczą


Lech Poznań wykonał swoją robotę przed przerwą na kadrę

6 października 2023 Z Bułgarskiej #5: Lech Poznań zrobił to, co zrobić powinien, i wygrał z Puszczą
Paweł Jaskółka / PressFocus

Czy mecz z Puszczą można nazwać odkupieniem win za Szczecin? Nie, absolutnie nie. Udało się zdobyć trzy punkty i uniknąć kolejnej kompromitacji, ale wciąż Lech Poznań stoi w lekkim rozkroku. Trudno go chwalić za zwycięstwo nad Puszczą Niepołomice na własnym stadionie, jednak zdobył trzy punkty kilka dni po ostrym ciosie z Pogonią. Zrobił to, co do niego należało, ale nic poza tym. Jak uczeń, któremu nie chciało uczyć się na egzamin, więc napisał go tak, żeby po prostu zdać i iść dalej, a czy „Kolejorz” pójdzie dalej, to odpowiedzą kolejne spotkania.


Udostępnij na Udostępnij na

Zwycięstwo nad Puszczą było dla Lecha obowiązkiem. Nikt nawet nie przypuszczał, że może być inaczej. Strata punktów byłaby podobną kompromitacją do tej w Szczecinie. Nikogo przy Bułgarskiej nie interesowało to, że piłkarze mogą być w szoku po 0:5 od Pogoni. Każdy liczył na odkupienie win i pokazanie, że w Poznaniu są jednak aspiracje mistrzowskie, tak jak o tym wszyscy mówią. Poznaniacy wygrali i to jest najważniejsze. Teraz po tym gdy Pogoń wrzuciła ręczny Lechowi, ta poznańska maszyna musi się ponownie się rozpędzić. Na razie ruszyła z miejsca.

Lech Poznań odwalił prawie typowego Lecha

Mimo że „Kolejorz” wygrał 4:1, to my zaczniemy od malkontenctwa. Nie wszystko było takie kolorowe, jak wskazuje na to wynik. Wymaga się jednak od Lecha, że gdy wychodzisz na prowadzenie w 2. minucie z takim przeciwnikiem jak Puszcza Niepołomice, to masz mecz pod kontrolą. Możesz się męczyć z „Żubrami”, gdy nie możesz im wbić pierwszej bramki, bramkarz wyczynia cuda, ale nie, gdy jesteś o kilka klas lepszy i od samego początku masz mecz pod kontrolą.

Niedopuszczalna jest utrata bramki dosłownie minutę później. Nieważne, w jakich okolicznościach. To nie ma prawa się zdarzyć. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale nie do końca tak musiało być. Jesteś po meczu z Pogonią, zorganizowana jest akcja „Kibicuj z klasą”, a ty odwalasz taki numer. Do tego wszystkiego brakowało jakiegoś gola Łukasza Sołowieja po stałym fragmencie gry, a to nie jest taka abstrakcja, bo Puszcza też miała swoje sytuacje.

Gdyby nie bramka tuż przed zejściem do szatni w drugiej połowie, panowałaby zupełnie inna atmosfera i pachniałoby typowym Lechem, który prosi się o kłopoty w – na papierze – prostym meczu. Już pomijając fakt, jak doszło do tej bramki. Miha Blazić to nie jest nowy Bartosz Salamon. Czasami można odnieść wrażenie, że Lech Poznań doigra się w zdecydowanie ważniejszym spotkaniu. Blazić to momentami tykająca bomba.

Dochodzą do formy

Przed meczem z Pogonią wydawało się, że Lech Poznań zmierza w dobrym kierunku. Zwycięstwa nad Rakowem, Stalą i Wartą. To nieszczęśliwe spotkanie w Szczecinie wrzuciło takie ziarnko niepewności, co jest z tym „Kolejorzem”. Z Puszczą „Duma Wielkopolski” funkcjonowała naprawdę bardzo dobrze. Tak, jak by się tego oczekiwało. To powinno cieszyć, gdy pamiętamy, co się stało przed tygodniem. Wyszła, zrobiła swoje i zgarnęła trzy punkty. Ten mecz pokazał, że Lech może nie jest w wybitnej formie, ale jest z nim dobrze. Nie jest tak źle, jak pokazały to wyjazd do Szczecina czy przeciętny mecz ze Stalą.

Zwłaszcza cieszyć powinna forma poszczególnych piłkarzy. Wciąż musimy pamiętać, że to tylko Puszcza Niepołomice. Klub z jeszcze mniejszym budżetem niż Warta Poznań. Do tej pory myśleliśmy, że jeśli Filip Marchwiński i Kristoffer Velde czegoś nie wymyślą, to John van den Brom nie ma pomysłu na nic więcej. To wtedy pozostaje opcja „dośrodkowanie Joela Pereiry”. W tym meczu Marchwiński i Velde zeszli sobie na dalszy plan. Dali wykazać się kolegom, którzy nie mieli dobrego początku sezonu. Oni swoje oczywiście przy Bułgarskiej zrobili. To jest już coś, co bardzo cieszy, i chyba najważniejsze, co wyniesie z tego spotkania John van den Brom.

Mikael Ishak w końcu strzelający bramkę, Adriel Ba Loua notujący liczby, Jesper Karlstrom jako szef w środku pola. Tego brakowało. Z samym Veldem i Marchwińskim trudno byłoby ujechać do końca sezonu. W piątkowy wieczór było widać duże wsparcie. Być może taki mecz ze zdecydowanie słabszym rywalem był potrzebny. Może brakowało trochę wiary w tych piłkarzach po słabszych występach. Borykali się oni z przeróżnymi problemami. Gdyby tak spojrzeć na skład Lecha, zapominając o tym, co się stało w Szczecinie, można odnieść wrażenie, że to wszystko pomału rusza w odpowiednim kierunku. Najważniejsi zawodnicy dochodzą do formy. Rzecz jasna ta porażka 0:5 trochę zatrzęsła postrzeganiem poszczególnych zawodników, ale po to teraz jest kilka łatwiejszych meczów.

Lech Poznań – jest dobrze, ale może być jeszcze lepiej

Po tak często wspominanej klęsce sprzed tygodnia Lech Poznań potrzebował takiego meczu. Być może nie wybitnego. Być może można było jeszcze bardziej przycisnąć Puszczę, która oprócz stałych fragmentów gry nie ma wiele do zaoferowania w tym sezonie. Nie powinien dopuścić do tej bramki wyrównującej, ale to też była próba, czy nie załamie się kompletnie po tym, gdy wydawało się, że ma już mecz w garści. Taka próba charakteru, którą trzeba było zdać. Poziom nie był wysoki, ale już były zespoły, które się wywalały na Puszczy.

Nie można jednakże zapomnieć, że postawa „Kolejorza” wciąż pozostawia wiele rzeczy do życzenia, a Puszcza nie potrafiła tego wykorzystać. Bartosz Mrozek na siedem spotkań w tym sezonie, tylko raz zachował czyste konto. Trudno go winić go za bramkę Kamila Zapolnika, ale gdzieś powinno to martwić, że Lech nie może zagrać na zero z tyłu. Ciągle przydarzają się jakieś babole. Błąd Blazicia nie okazał się kluczowy dla losów spotkania, ale już Pogoń wykorzystała bezlitośnie takie błędy. Zrobią to też inne zespoły. Zresztą można się doczepić trochę o to, jak z gry Puszcza łatwo dochodziła do sytuacji. Kilka razy, gdyby dopisało jej szczęście, to mogło zrobić się gorąco. Lech mógł podpiąć ją pod prąd, a powinien od razu wyciągnąć bezpiecznik i mieć spokój.

Spokój na dwa tygodnie mają teraz kibice Lecha, którzy z ciekawością będą przyglądać się, jak poradzi sobie Filip Marchwiński na zgrupowaniu kadry. W tym meczu, mimo że nie strzelił bramki, to pokazał swój nieprzeciętny talent i bajeczną technikę. „Kolejorz” jest bardzo blisko czuba tabeli. Zrobił swoje, przed nim dwa kolejne spotkania przy Bułgarskiej, w których powinien skasować sześć punktów i nadal robić swoje. Można narzekać na zespół Johna van den Broma, ale położenie lechitów jest naprawdę dobre i tylko od nich zależy, jak daleko zajadą.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze