Z epoki brązu do epoki kamienia


Dwa różne etapy w historii Lecha Poznań od momentu przejęcia klubu przez Jacka Rutkowskiego

19 listopada 2018 Z epoki brązu do epoki kamienia

Październik 2011. W Poznaniu przyszedł czas na zmiany. Po pięciu latach prezesury Andrzeja Kadzińskiego właściciel Jacek Rutkowski postanawia poprzestawiać meble w gabinecie "Kolejorza". Od listopada stery miał przejąć Karol Klimczak, ale posadę w dziale pionu sportowego obejmuje syn właściciela, Piotr Rutkowski. Ta zmiana miała spowodować, że drużyna ze stolicy Wielkopolski wrzuci piąty bieg i pozostawi konkurencję za swoimi plecami.


Udostępnij na Udostępnij na

Poznańska lokomotywa w drugiej dekadzie XXI wieku miała poruszać się przynajmniej z prędkością japońskiego Shinkansena. Efekt każdy jednak doskonale widzi. I zamiast japońskiej kolei mamy rozsypującą się na trasie drezynę. 8. miejsce po 15 kolejkach i dorobek 21 punktów. Taki jest obecny stan piłkarzy „Kolejorza” po rundzie jesiennej. Ktoś mógłby rzec, że jest to tragedia i powód do bicia na alarm. W przypadku Lecha Poznań jest to jednak norma w ostatnim czasie. Ostatnie pięć sezonów w wykonaniu „Kolejorza” to następujący dorobek punktowy:

  • 17/18: 24 punkty

  • 16/17: 22 punkty

  • 15/16: 13 punktów

  • 14/15 (sezon mistrzowski): 23 punkty

  • 13/14: 23 punkty

Czyli teoretycznie norma i brak powodu do większego niepokoju. Jednak przy Bułgarskiej robi się nerwowa i napięta atmosfera, a kibice coraz częściej domagają się głów prezesów.

Lech Poznań w Wielkopolsce jest uznaną marką. Jest to klub, z którym każdy mieszkaniec tego regionu chciał się utożsamiać. Gwarantem każdego meczu w Poznaniu była wysoka frekwencja, bez względu na charakter spotkania i poziom rywala. Tutaj można było czuć, że miasto żyje piłką nożną.

Tak niewątpliwie było świeżo po przejęciu zespołu przez holding Amica. Pojawiało się wiele głosów i pytań, czy kibice nie odwrócą się od zespołu. Wszystko poszło w drugą stronę. Kibice pokochali tego nowego „Kolejorza” i praktycznie zabijali się o bilety na mecze. Tym bardziej że wówczas stadion miał mocno ograniczoną pojemność ze względu na jego modernizacje.

Era prezesa Kadzińskiego

Prezesem w 2006 roku został Andrzej Kadziński, zastępując Radosława Majchrzaka, który piastował ten urząd od 2000 roku. Tak zaczęła się nowa piłkarska era w Poznaniu. W tym samym roku trenerem został Franciszek Smuda, a do klubu wdrożeni zawodnicy z Amiki Wronki. W Poznaniu nastał nowy czas, nowe plany. A mianowicie – zbudowanie drużyny na miarę mistrza Polski do 2009 roku. Tak zapowiedział nowy prezes Jacek Rutkowski.

I faktycznie wiele na to wskazywało. Klub rozwijał się w bardzo dobrym tempie. Kibice coraz chętniej przychodzili na nowego Lecha. I to nie tylko ze względu na przemiany, jakie miały miejsce w Poznaniu, ale przede wszystkim z powodu porywającej i emocjonującej gry. Zespół prowadzony przez Franciszka Smudę był gwarantem wielu wrażeń i wysokiego ciśnienia we krwi. Już po pierwszym meczu Lecha od czasów przejęcia klubu przez holding Amica. „Kolejorz” grał wówczas z Wisłą Płock, przegrywał do 74. minuty 0:2, by wygrać ten mecz w ostatnich sekundach 3:2.

Taki Lech mógł się kibicom podobać. Przyzwyczaił wszystkich do meczowych rollercoasterów, w których wynik był niepewny aż do ostatniego gwizdka. To spowodowało, że przychodziło jeszcze więcej kibiców. A stadion z każdym rokiem stawał się coraz mniejszy przez prowadzone tam prace modernizacyjne. Popyt na Lecha ciągle wzrastał. Obawa przed tym, że będzie można przegapić mecz Lecha na żywo, była na tyle duża, że ludzie kupowali masowo karnety. 8, 10, a potem 14 i 15 tysięcy. Te liczby w Poznaniu były codziennością

„Kolejorz” swoje mistrzostwo Polski, z nowym właścicielem, zdobył w 2010 roku. Rok później, niż zakładał to plan trzyletni. Wówczas pożegnano się z trenerem Franciszkiem Smudą w 2009 roku i postanowiono zatrudnić Jacka Zielińskiego. Architekta potęgi ówczesnego Lecha.

Jednak Lech już nieco wcześniej notował bardzo dobre wyniki w europejskich pucharach. Z czasem stał się marką dobrych występów polskich drużyn na arenie europejskiej. Pierwsza przygoda w Pucharze UEFA miała miejsce w sezonie 2008/2009. Każdy chyba pamięta mecz w Poznaniu z Austrią Wiedeń i bramkę Rafała Murawskiego w 121. minucie meczu. Później przyzwoite występy w grupie, m.in. z Nancy, Deportivo La Coruna czy Feyenoordem sprawiły, że „Kolejorz” wyszedł z grupy i spotkał się w dalszej rundzie z Udinese Calcio. Tam niestety odpadł, ale pokazał się z bardzo dobrej strony.

Nie byłoby to jednak możliwe bez fantastycznych ruchów na rynku transferowym. „Kolejorz” zaznaczył się na nim jako drużyna, która potrafi wyszukać zdolnego polskiego zawodnika z niższej ligi i dać mu szansę w pierwszym zespole. Podobnie było z zawodnikami z zagranicy. Dużo więcej było tych ruchów pozytywnych niż negatywnych. Krzysztof Chrapek, Jan Zapotoka, Haris Handzić. Nieliczne przypadki tych, którzy przyszli i nie zawojowali w Lechu. Bo przy takich nazwiskach, jak: Lewandowski, Peszko, Stilić, Rengifo, Kriwiec, Rudnevs nie ma wątpliwości. Ci zawodnicy mocno zaznaczyli się nie tylko w historii „Kolejorza”, lecz także całej ligi.

Era prezesa Klimczaka

W październiku 2011 roku postanowiono zmienić kilka rzeczy w strukturach tego klubu. Zrezygnowano z usług Kadzińskiego i w jego miejsce zatrudniono Karola Klimczaka. Doktora katedry inwestycji i nieruchomości Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. W „Kolejorzu” jest od 2006 roku, lecz wcześniej zajmował się sprawami finansowymi i projektami biznesowymi. Wraz z Prezesem Klimczakiem w pionie sportowym posadę otrzymał syn właściciela „Kolejorza” – Piotr Rutkowski. Miał być on odpowiedzialny za ruchy transferowe oraz wszystko to, co jest związane stricte z zespołem. A nawet zespołami.

Ta para miała sprawić, że finansowo Lech będzie notować zyski oraz doskonale radzić sobie na arenie nie tylko ligowej, lecz także międzynarodowej.

Jedną z pierwszych decyzji było założenie i utworzenie Akademii Piłkarskiej w Polsce, która na wzór klubów z Zachodu miała od podstaw kształcić młodych zawodników i wprowadzać do pierwszego zespołu.

I ta decyzja była trafiona w dziesiątkę. Nie ma drugiego klubu w Polsce, który z takim efektem kształciłby młodych piłkarzy, wprowadzał ich na ekstraklasowe boiska, a potem sprzedawał za duże pieniądze. Jan Bednarek, Dawid Kownacki i Karol Linetty to główne nazwiska, które są marką tej Akademii.

Można odnieść wrażenie, że przez ostatnie siedem lat zarząd Lecha skupił się głównie na tym celu. Zapomniał w tym wszystkim o istnieniu pierwszej drużyny. Nie chcę pastwić się nad poczynaniami pierwszej drużyny Lecha Poznań, ale liczby mówią same za siebie. Na siedem możliwych do zdobycia tytułów oraz na siedem Pucharów Polski Lech zdobył tylko i wyłącznie tytuł mistrza Polski w 2015 roku. Jak na drużynę, która ma tak ogromny budżet i możliwości, jest to wynik co najmniej mierny, by nie powiedzieć, że fatalny.

Również występy w europejskich pucharach nie rekompensują tego, co przeżywają w ostatnich czasach kibice przy Bułgarskiej.

Brak stabilizacji, wyciągania wniosków, przejrzystości. Tego obecnie brakuje we współczesnym Lechu. Nieustanne żonglowanie trenerami. Obietnice bez pokrycia ze strony właścicieli. Zbyt częste deklarowanie rozmaitych rzeczy, aby przykryć te złe. Kibice w Poznaniu mają dość tej ery. Nauczeni porażkami swojej drużyny, doskonale sobie zdają sprawę, że za kadencji Klimczaka i Piotra Rutkowskiego w tym zespole nic wielkiego się nie wydarzy.

W styczniu zespół ma objąć Adam Nawałka. Ta informacja jest jeszcze niepotwierdzona. Jeśli do tego dojdzie, będzie to dziewiąty trener za kadencji Karola Klimczaka. Ludzie w Poznaniu doskonale widzą to, że problem niestety nie leży w osobie trenera. Może nawet nie leży w piłkarzach, ponieważ nazwiska, jakie posiada Lech Poznań, powinny ze spokojem wystarczyć, aby w naszej ekstraklasie walczyć o tytuł mistrza Polski. Tak niestety nie jest. W klubie szuka się winnych dookoła, a niestety nie widzi się błędów u siebie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze