Lech Poznań nie przełamuje się i remisuje z Zagłębiem Lubin


Lech Poznań zremisował bezbramkowo z Zagłębiem Lubin

5 lutego 2021 Lech Poznań nie przełamuje się i remisuje z Zagłębiem Lubin
Tomasz Folta / PressFocus

Po raz kolejny Lech nie wygrywa i przedłuża swoją niechlubną serię czterech spotkań ligowych bez wygranej. Tym razem nie udało się nawet strzelić bramki, a i ogólnie można mieć duże zastrzeżenie co do ofensywy Lecha. Zagłębie za to jest zadowolone ze swojej roboty. Wydaje się, że zrobiło wszystko, co mogło, zatem narzekać nie będzie. No może jedynie na to, że jego napastnik po raz kolejny nie wykorzystał dogodnych sytuacji.


Udostępnij na Udostępnij na

Po tym spotkaniu spodziewaliśmy się wszystkiego. W końcu grali Lech Poznań, zespół, nazwijmy to, lekko nieobliczalny, i Zagłębie Lubin, czyli drużyna bez napastnika i obrońców. Jedyne, czego oczekiwaliśmy, to bramki i otwarte widowisko. Goli się nie doczekaliśmy, a na murawie brakowało emocji i ładnych akcji. W pierwszej połowie zaczęliśmy nawet liczyć żabki na karniszu. Jeden wielki zawód, bo spodziewaliśmy się zawziętego Lecha, a oglądaliśmy podającego do siebie „Kolejorza”.

Zagłębie i problemy z defensywą

W ostatnim tygodniu Zagłębie podpisało Miroslava Stocha. Pewnie każdy gdzieś tam o nim słyszał, bo to zawodnik nieprzypadkowy. Były gracz Chelsea, Fenerbache i Slavi Praga przyszedł do Lubina, aby się odbudować. Jak zapowiada, chce pomóc Zagłębiu i załapać się jeszcze na Euro. W końcu ma „tylko” 31 lat na karku. Martin Sevela dość szybko zdecydował się na jego usługi, gdyż Słowak zadebiutował już w spotkaniu z Lechem. W 74. minucie wszedł na boisko przy ulicy Bułgarskiej, ale nie miał za bardzo szans, aby zaprezentować swoje umiejętności.

Bez wątpienia największą bolączkę miał Martin Sevela przy wyborze środkowych obrońców. Z racji kartek w meczu z Lechem nie mogli wystąpić Dominik Jończy i Djordje Crnomarković, a kontuzjowany jest Lorenzo Simić. Awaryjnie na środku obrony zagrali więc Kamil Kruk i Damian Oko. Ich dyspozycja mogła być lekką niewidomą, bo obaj nie są pierwszymi wyborami słowackiego trenera. Kamil Kruk zaliczył już jeden bardzo udany, choć krótki, występ. W derbach ze Śląskiem Wrocław dał zwycięstwo „Miedziowym”. Tutaj jednak stanęło przed nim zdecydowanie trudniejsze zadanie.

Myślę, że to nie będzie dla mnie problemem. Przez cały czas razem trenujemy i dobrze się znamy. Podczas treningów stosujemy wiele różnych ustawień i zmieniamy pary stoperów, więc z każdym obrońcą mam dobrą komunikację. Z Damianem Oko grałem już kilka spotkań w lidze, a z Kamilem Krukiem również wielokrotnie występowałem na boisku, więc według mnie to nie będzie osłabieniem. Każdy czeka na swoją szansę i myślę, że jutrzejszy mecz będzie dobrą okazją, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony – odpowiadał na pytanie o problemy w defensywie Dominik Hładun.

 

Najwyższy czas, aby zacząć punktować

Dla Lecha i Dariusza Żurawia było to bardzo ważne spotkanie, gdyż w Poznaniu robi się coraz goręcej. Zadowolenie kibiców maleje z meczu na mecz, mało tego powoli zaczyna się zwątpienie w Dariusza Żurawia. Zresztą ostatnie wyniki go nie broniły. „Kolejorz” miał rozpocząć rundę mocno od zwycięstwa, aby pogonić trochę czołówkę, a może załapać się do europejskich pucharów. Ostatecznie Lech odrobił punkt do podium, ale to tylko dzięki temu, że swoje mecze przegrały Legia i Raków. I nie poprawiło to nastrojów w Poznaniu.

Raczej pojawiło się jeszcze większe zwątpienie, że projekt Lech Poznań pod batutą Dariusza Żurawia może wypalić. Tyle cierpliwości działacze „Poznańskiej Lokomotywy” nie mieli dawno do trenera. Spotkanie z Górnikiem nie potoczyło się po myśli „Kolejorza”, zakończyło się wynikiem 1:1. Z przebiegu meczu jednak na większe słowa pochwały zasługiwał Górnik, który przecież także miał duże problemy kadrowe. Spotkanie z osłabionym Zagłębiem było bardzo ważne dla Lecha, bo miało przerwać beznadziejną serię meczów bez zwycięstwa, która liczy już trzy.

Wszystko po trochu, braki zawodników i to, że od jakiegoś czasu nie wygraliśmy meczu. To na pewno wpływa. Uważam, że potrzebujemy jednego zwycięstwa, by wrócić na właściwe tory, bo zawodnicy trenują naprawdę dobrze. Jeśli w kolejnych spotkaniach złapiemy punkty, to powinno wrócić do tego, co graliśmy wcześniej, do dobrej gry. Potencjał jest, nowi zawodnicy podnieśli jakość treningów i z każdym starciem będzie to wyglądało coraz lepiej – opowiadał trener poznańskiego Lecha na konferencji prasowej.

Tym razem Dariusz Żuraw nie mógł narzekać na jakieś absencje, kontuzje i kartki. Wszystkich graczy miał do dyspozycji, a więc na Zagłębie wyszedł najlepszy możliwy skład. Największe armaty w podstawowej jedenastce. Tiba, Ramirez, Kamiński i Ishak – prawdziwy dream team. W Poznaniu oczekiwano więc tylko zwycięstwa.

Skuteczność to podstawa

Kibice „Kolejorza” nie ukrywali, że chcieliby od pierwszej minuty oglądać ofensywnego i kombinacyjnego Lecha. Niestety, ale od początku „Duma Wielkopolski” rozgrywała powoli piłkę, a jej posiadanie nie przekuwało się w sytuacje pod bramką Dominika Hładuna. Zdecydowanie więcej pracy w pierwszym kwadransie miał van der Hart. W sytuacji sam na sam z nim znalazł się Samuel Mraz, ale jak ma w zwyczaju, zmarnował sytuację, którą napastnik musi zakończyć bramką. Niestety, ale po raz kolejny potwierdził, że do dobrego napastnika trochę mu brakuje.

Jeśli myśleliśmy, że Mraz nie uraczy nas jeszcze jakąś zmarnowaną setką, to byliśmy w grubym błędzie. W 24. minucie dostał idealne podanie od Dejana Drazicica, swoją drogą rozgrywającego naprawdę dobre spotkanie, ale zrobił to co zawsze, czyli strzelił w bramkarza. Na pochwały zasługuje w tej całej sytuacji van der Hart, który po raz kolejny uratował Lecha. Nie spodziewaliśmy się chyba, że najlepszym piłkarzem „Kolejorza” w pierwszej połowie będzie bramkarz. To chyba mówi wszystko o grze drużyny Dariusza Żurawia.

Obudzenie Lecha notujemy gdzieś na 35. minutę. Od tego momentu zaczął stwarzać zagrożenie. Nawet zmusił Dominika Hładuna do interwencji. Przy strzale z głowy Bartosza Salamona wyciągnął się jak struna i skutecznie interweniował. Strzałem z głowy zaskoczył też Dani Ramirez, ale pomylił się o kilka centymetrów.

Po pierwszej połowie oczekiwaliśmy na pewno więcej. Zabrakło przede wszystkim bramek, ale nie oglądaliśmy też składnych akcji. Samymi podaniami Lech nie zgubi obrony Zagłębia, nawet osłabionej. Współczujemy trochę Ishakowi, który szukał miejsca, schodził nawet na skrzydło, ale do żadnej akcji nie mógł dojść, a wydaje nam się, że gdyby znalazł się w takich sytuacjach jak Mraz, to piłka zatrzepotała by w siatce.

Próby i chęci Lecha to za mało

Drugą połowę Lech rozpoczął od zmian, które miały wprowadzić nową jakość. Przyznajemy, że zmianą Michała Skórasia Dariusz Żuraw się obronił. Już od początku było widać, że „Kolejorz” rzuci się do gardeł rywali. Za to na Zagłębiem czekało trudno zadanie, a eksperymentalny duet stoperów stanął przed prawdziwym egzaminem. Na skutek zmian Lech w drugiej połowie był zdecydowanie bardziej aktywny i niebezpieczny.

Stroną dominującą przez całą drugą połowę był „Kolejorz”. Zagłębie praktycznie nie wychodziło z własnej połowy. Co najwyżej udawało mu się wymienić dwa–trzy podania i na tym się kończyło. Lech wychodził bardzo wysoko, a „Miedziowi” ewidentnie mieli ogromny problem z wyjściem spod pressingu, a jeśli ktoś się urywał, to był to zazwyczaj Dejan Drazić, który na szczęście wymazał z pamięci zagranie z poprzedniej kolejki.

Lech jednak wciąż walił głową w mur. Chciał, chciał, ale duet Oko–Kruk był bezbłędny, a minuty upływały. „Miedziowi” bardzo szybko nastawili się przede wszystkim na wywiezienie punktu z Poznania, a więc trudno było przełamać ich defensywę. I tak pozostaliśmy z wielkim niedosytem. Goście z Lubina pewnie są zadowoleni z jednego punktu na trudnym terenie, za to Lech po raz kolejny nie przełamał się i czołówka znów odjechała, a i morale w Poznaniu są już bardzo słabe. Lech Poznań – Zagłębie Lubin 0:0.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze