Kto postraszy Niemców?


Coraz mniej czasu zostało Leo Beenhakkerowi na wyselekcjonowanie kadry dwudziestu trzech piłkarzy, którzy w czerwcu na boiskach w Austrii i Szwajcarii stanę w szranki w walce o puchar dla najlepszej drużyny narodowej na Starym Kontynencie. Jest kilku pewniaków, jak chociażby Artur Boruc, Jacek Krzynówek, czy Euzebiusz Smolarek, na poru pozycjach o miejsce bije się po dwóch, trzech równorzędnych zawodników. Wszystko wydaje się być w porządku, ale tylko do momentu, gdy przyjrzymy się naszej pierwszej linii.


Udostępnij na Udostępnij na

To właśnie w napadzie mamy największy problem. Tak naprawdę od końca 2005 roku w polskiej reprezentacji nie ma klasowego napastnika, zdolnego do seryjnego strzelania goli, a w jakże szczęśliwych dla nas eliminacjach Euro 2008 zdecydowana większość bramek padła po uderzeniach pomocników. Można się z tym nie zgadzać i podać kontrargument, że naszym najlepszym strzelcem okazał się wyżej wspomniany Euzebiusz Smolarek. W porządku, tylko że popularny „Ebi” jest nominalnym skrzydłowym, a w ataku grał z konieczności ze względu na słabą formę tych, których w pierwszej kolejności rozlicza się za pokonywanie bramkarzy rywali (podobna sytuacja miała swego czasu miejsce w Legii, gdy będących bez formy Piotra Włodarczyka i spółkę wyręczać musiał Sebastian Szałachowski). Pozostali zawodnicy wystawiani w parze z naszym najskuteczniejszym graczem na ogół zawodzili.

Najczęstszym partnerem Smolarka w eliminacjach był kapitan naszej reprezentacji, Maciej Żurawski. To właśnie on najbardziej zawiódł oczekiwania polskich kibiców. Co jak co, ale od jednego z najdroższych piłkarzy wytransferowanych z naszej ligi i jej kilkukrotnego króla strzelców powinno się oczekiwać zdecydowanie więcej, niż jeden gol w zwycięskim spotkaniu przeciwko Armenii. „Żuraw” (chyba raczej już były „władca muraw”) w większości gier sprawiał wrażenie człowieka zagubionego, w ogóle nie wiedzącego, co się wokół niego dzieje i chyba nie znającego w zupełności swoich zadań. Jego obecności na boisku trudno jest racjonalnie wytłumaczyć. Jedynym argumentem przemawiającym za nim jest noszona przez niego kapitańska opaska i autorytet u Leo Beenhakkera. Za to przeciwko niemu świadczy zaledwie jeden strzelony gol, szereg zmarnowanych sytuacji i bezproduktywne bieganie. Poza tym jak można notorycznie stawiać na napastnika, który od dawna nie gra w klubie i, jak sam z resztą przyznał, nie pamięta, kiedy ostatni raz zdobył bramkę dla swojego zespołu?

Skoro taka jest sytuacja kapitana naszego narodowego teamu, to przydałoby się zastanowić, kim można by było go zastąpić. Ale następców, niestety, również nie widać, zarówno w naszej lidze, jak i w klubach zagranicznych. Dwa gole w drodze do Euro 2008 strzelił Radosław Matusiak. To głównie dzięki niemu „orły Beenhakkera” zdobyły wszystkie swoje jesienne punkty (1-1 z Serbią, 1-0 z Belgią). Wydawało się, że to gracz, jakiego Polska właśnie potrzebowała. Sam porównywałem go do ulubieńca kibiców za kadencji Jerzego Engela, Emmanuela Olisadebe. Porównanie okazało niestety jak najbardziej słuszne. Niestety, bo nie ze względu na jakoś jego gry, a za kontuzję i nieudany transfer, po którym stracił miejsce w składzie. Wydawało się, że dobrze zrobią mu przenosiny do Heerenveen, gdzie wreszcie miałby szansę na grę. A tu zamiast powrotu na boisko mamy wielką klapę. „RadoMatu” jest wpuszczany na końcówki, w których nic nie pokazuje i nie zanosi się, by w ciągu najbliższego pół roku coś w jego sytuacji się zmieniło.

Wiele wnieść do reprezentacji mieli atakujący angielskiego Southampton, Marek Saganowski i Grzegorz Rasiak. Ci w klubie swego czasu radzili sobie świetnie. Rasiak został wicekrólem strzelców League Championship, a gdy zabrakło mu formy, udanie zastąpił go „Sagan”. Za to w reprezentacji tak różowo już nie było. „Rossi”, jak to było za Janasa, zawodził, a byłego legionistę należy uczynić współwinnym za wyjazdową porażkę z Armenią, kiedy to za trudne okazało się dla niego wbicie piłki do pustej bramki(!).

Wobec słabej, żeby nie powiedzieć fatalnej, postawy naszych pozostałych reprezentacyjnych napastników wydaje się, że w Austrii i Szwajcarii głównym partnerem Euzebiusza Smolarka zostanie jednak Maciej Żurawski. Pozostaje mieć nadzieję, że Leo Beenhakker nie popełni błędów swoich poprzedników i nie zakończy przedwcześnie selekcji, zabierając na mistrzostwa Europy graczy najbardziej zaufanych, zamykając drzwi do kadry prezentującym aktualnie najwyższą formę. Co z tego, że ma zaufanie do takich, a nie innych piłkarzy, skoro Ci nie spełnią pokładanych w nich oczekiwań i dadzą plamę w turnieju. Może czas zwrócić uwagę na graczy, których dotychczas się nie doceniało, takich, jak chociażby Ireneusz Jeleń Paweł Brożek, czy powołany na mecz z Czechami atakujący Arminii Bielfeld, Artur Wichniarek. Być może któryś z nich stworzyłby bardziej rozumiejący się i skuteczniejszy duet ze Smolarkiem, niż wyżej wymienieni.

Do wyznaczonej przez UEFA daty ostatecznego zgłoszenia dwudziestu trzech piłkarzy jest jeszcze dużo czasu, na wybranie grupy tych najlepszych. Przede wszystkim „don Leo” nie może zaniechać poszukiwań i nadal sprawdzać w swoim teamie potencjalnych katów Niemców w naszym debiutanckim meczu na Euro.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze