Korona Kielce znów na salonach. Udany start „Scyzorów”


Korona Kielce rozegrała po dwuletniej rozłące z ekstraklasą mecz przeciwko Legii Warszawa. Spisała się całkiem nieźle

18 lipca 2022 Korona Kielce znów na salonach. Udany start „Scyzorów”
Marcin Bulanda / PressFocus

Korona Kielce trochę na ponowne granie w ekstraklasie musiała czekać. W sezonie 2019/2020 spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej, zająwszy przedostatnią lokatę. W końcu doczekała się meczu w tej lidze 16 lipca 2022 roku przy okazji starcia z Legią Warszawa.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed samym meczem faworytem był zespół Legii Warszawa. Dość logiczne. Mimo słabego sezonu warszawiacy dokonali kilku solidnych wzmocnień, cały czas będąc jednym z kandydatów do gry o najwyższe cele. Korona Kielce wydaje się za to dość mocno niedocenianą drużyną. Wielu skazuje ją na spadek, ale mecz z „Wojskowymi” pokazał, że wcale nie musi tak być. Brygada Ojrzyńskiego weszła w sezon z remisem.

„Ojrzyński futbol”

Jak możemy odczytywać tytuł tego akapitu? Jak wygląda „Ojrzyński futbol”? Przede wszystkim jest to mocna, wyrafinowana gra, która opiera się na agresywnych odbiorach i szybkim przeniesieniu piłki do przodu w celu skierowania jej do bramki przeciwnika w jak najszybszym czasie. Taki futbol totalny, natomiast znajdziemy w nim duże – nawet bardzo duże – domieszki bezwzględnego traktowania rywali. Trener Leszek Ojrzyński wychodzi z założenia, iż tylko w sposób mocny i dosadny zespół jest w stanie piąć się w górę. Czy w dłuższej perspektywie taka taktyka się sprawdzi? Nie wiadomo, choć na Legię, która grała atakami pozycyjnymi, jak najbardziej. Można spodziewać się, iż przynajmniej na zespoły tego typu zda to swój egzamin.

 Dla mnie nieodstawianie nogi to jest norma. Trener Leszek Ojrzyński na konferencji po meczu z Legią

Jedni będą nazywać grę Korony bandycką, a inni będą zachwycali się wręcz nad Koroną Kielce, która może nie gra najczyściej, natomiast neutralizować przeciwnika potrafi. To już kwestia podejścia. Ekipa Ojrzyńskiego raczej nigdy nie będzie długo utrzymywała się przy piłce. Nie możemy się po niej spodziewać także częstej ładnej gry kombinacyjnej. Jak już coś takiego wystąpi, raczej będą to tylko przebłyski, nic więcej. „Scyzory” będą walczyły, faulowały i wykorzystywały każdy najmniejszy błąd oponenta. Zachwycać się nad drużyną Ojrzyńskiego na pewno nie będziemy. Przynajmniej pod względem estetyki gry w piłkę. Efektownością zachwycać nie będzie, natomiast już efektywnością jak najbardziej może.

Skuteczność do poprawy

Korona Kielce z dotychczas grających w pierwszej kolejce drużyn miała razem z Wartą Poznań najmniejszą liczbę strzałów celnych w całej kolejce. Trudno się dziwić tej statystyce, skoro obydwie te ekipy zagroziły w taki sposób bramkarzowi tylko po razie. Różnica jest taka, że Korona przynajmniej gola strzeliła. Na bramkę Legii kielczanie uderzali niejednokrotnie z różnych pozycji. Z dystansu, z bliska, z boku itd. Nic natomiast nie potrafiło chociaż dać się spocić Kacprowi Tobiaszowi. Nic aż do 82. minuty. Wtedy gola po wspaniałym wykończeniu zdobył Jakub Łukowski.

Nie można jednak mieć klapek na tę sytuację. Gola strzelił, ale powinno być ich więcej. Szczególnie że przez ponad pół godziny zespół grał jedenastu na dziesięciu. W chwili akcji bramkowej u przeciwników było nawet dziewięciu z powodu urazu, którego nabawił się Maik Nawrocki. Bramka padła, natomiast nieskuteczność trzeba poprawić, bo z taką w kolejnych kolejkach ani rusz!

Debiutanci

Korona Kielce dokonała solidnych i na papierze przemyślanych wzmocnień na powrót do ekstraklasy. Sprowadziła ona głównie zawodników doświadczonych, obytych w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej. Kilku z nich zadebiutowało w starciu z Legią Warszawa. Było ich dokładnie czterech: Bartosz Śpiączka, Adam Deja, Miłosz Trojak i Sasa Balić. Najlepiej spisał się zdecydowanie ten ostatni, choć żaden nie prezentował się do bólu źle. Nawet ci ofensywni. U trenera Ojrzyńskiego nie trzeba strzelać goli, aby być ocenionym mianem dobrego napastnika. Trzeba walczyć, a to robił bez względu na pozycję KAŻDY!

Który spośród nich zostanie zapamiętany ze swojego debiutu najbardziej? Na pewno Sasa Balić, który zaliczył wprost kapitalne zawody. Niestety to spotkanie było dla niego słodko-gorzkie. Mecz niezły, ale niestety podsumowany kontuzją. Na pewno nieraz obije się o uszy w kontekście tego meczu także nazwisko Bartosza Śpiączki. To na skutek jego ataku Maik Nawrocki doznał wspomnianego w poprzednim akapicie urazu. Sytuacja ta może być wręcz symbolem twardej gry, którą preferuje Leszek Ojrzyński. Na szczególny plus zasługuje Miłosz Trojak. Ten miał trudne okoliczności debiutu, gdyż zastępował kluczowego w zeszłym sezonie Piotra Malarczyka na nieswojej pozycji. Mimo to dał radę i znakomicie neutralizował ataki rywali w duecie z Kyrylą Petrovem.

Remis to szczęście czy pech?

Dało się z perspektywy Korony Kielce lepiej wejść w sezon? Tak. Wiele niewykorzystanych sytuacji, pół godziny w przewadze jednego zawodnika czy też specyficzne okoliczności stracenia gola. Niedosyt powinien być. Legia była lepsza piłkarsko, aczkolwiek patrząc na przebieg gry, na pewno dało się to rozegrać lepiej. Po zejściu Mateusza Wieteski z boiska Korona poszła all in. Skończyło się remisem. Mogło być lepiej, ale to samo można powiedzieć w drugą stronę. Korona, patrząc na to, że był to jej powrót po długiej rozłące, i na to, że trapiła ją nieobecność kilku kluczowych graczy (Piotra Malarczyka, Dawida Blanika), spisała się całkiem dobrze. Pozostawiła po sobie pozytywny ślad i pokazała innym, że Kielce to trudny teren, w którym o punkty nigdy nie jest łatwo.

Czy Korona Kielce zostanie w ekstraklasie na dłużej?

Odpowiadając na pytanie z tytułu akapitu: ma do tego predyspozycje. Widać było w meczu z Legią, że nawet mając niższą jakość piłkarską, „Scyzory” nadrabiają braki w technice użytkowej zaangażowaniem. W pewnym momencie oczywiście to się kończy, bo nie jest możliwa tak stała intensywność. Na utrzymanie się powinno to jednak wystarczyć.

Postacią, która może im to zagwarantować, jest trener Leszek Ojrzyński. Można go nazwać wręcz specjalistą od prowadzenia niszowych klubów w ekstraklasie. Trudno w to uwierzyć, ale prowadząc Koronę Kielce, Podbeskidzie Bielsko-Biała, Górnik Zabrze, Arkę Gdynia, Wisłę Płock czy Stal Mielec w najwyższej klasie rozgrywkowej, ten jeszcze gorzkiego smaku spadku nie zaznał. Czy było to spowodowane tym, że w kilku klubach nie dostał wystarczającego zaufania i został przed końcem sezonu zwolniony? Czasem tak, choć i tak większa część klubów raczej zatrudniała go jako strażaka, który ma za zadanie utrzymać zespół w lidze. Z nutką szczęścia zawsze mu się to powodziło. To samo może być i tym razem, a sytuacja bardziej komfortowa. Wydaje się, że Leszek Ojrzyński dostał od zarządu to, co chciał – transfery dostosowane pod niego. Jeżeli dadzą mu jeszcze odpowiednią ilość czasu, owoce mogą być widoczne już niebawem.

Każdy pamięta o drużynie Korony Kielce z sezonu 2011/2012, kiedy otarła się europejskie puchary. Choć od tamtego czasu drużyna drastycznie się zmieniła, a powtórzenie tamtego sukcesu jest bardzo mało prawdopodobne, kibice mają nadzieje, że Leszek Ojrzyński ponownie wyprowadzi ich na prostą. Potrafił czynić cuda wtedy, więc czemu nie miałby się przynajmniej utrzymać w tym sezonie. Jego kadra składa się w dużej mierze z doświadczonych Polaków, którzy są ograni i pozytywnie zweryfikowani przez ekstraklasę. Mimo że mało osób na nich liczy, oni naprawdę mogą zaskoczyć. Nie będzie to Radomiak Radom z poprzedniego sezonu rundy jesiennej, ale ŁKS Łódź sprzed dwóch lat też raczej nie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze