Finlandia przegrała drugi mecz z rzędu w el. EURO 2008 i poważnie ograniczyła swoje szanse na awans do austriacko- szwajcarskiego czempionatu. Z marzeniami o Mistrzostwach Europy, pożegnali się za to Belgowie, którzy przegrali u siebie z Portugalią.
Podopieczni Roy`a Hodgsona gościli u siebie Serbię, która koniecznie chciała zrehabilitować się za nieudane mecze w marcu, kiedy to przegrała sensacyjnie z Kazachstanem i zremisowała z Portugalią. – Doceniamy klasę przeciwnika, ale nie przyjechaliśmy tu przegrać- mówił przed meczem, szkoleniowiec drużyny z Bałkanów, Javier Clemente. Zadanie łatwe jednak nie było, bo jego podopieczni słabo radzą sobie w eliminacjach na wyjeździe (z trzech meczów, wygrali tylko jeden). Z drugiej strony Finowie na własnym terenie też nie prezentują się wybornie (identyczny bilans jak Serbia na wyjeździe). Dlatego też wynik spotkania w Helsinkach był wielką niewiadomą.
Serbowie wygrali jednak pewnie 2:0, co i tak dla Skandynawów było najniższym wymiarem kary. Już w 3. minucie, po akcji duetu Ivica Dragutinović- Boszko Janković, ten drugi pokonał Jussi Jaaskelainena. Wynik meczu w 86. minucie przypieczętował Milan Jovanović, który niczym narciarz tyczki, mijał fińskich obrońców. Gospodarzy stać było tylko na jeden strzał, autorstwa Hannu Tihinena. Poza tym akcentem, gracze Hodgsona tylko się bronili. Druga z rzędu porażka poważnie ograniczyła szansę Finów, na pierwszy w historii awans do finałów wielkiej imprezy.
Belgowie już nie raz grali na MŚ czy ME. Ba, dwa razy zdobywali nawet medal na europejskim czempionacie (w 1972 i 1980 r.), tyle, że to już stare dzieje. Aktualnie kibice Czerwonych Diabłów zmuszeni są oglądać najsłabszą od lat drużynę narodową. Mecz z Portugalią w Brukseli był ostatnią szansą na to, by przedłużyć, i tak już, iluzoryczne szanse na awans. Belgowie pocieszali się faktem, że wicemistrzowie Europy od dwóch lat nie wygrali na wyjeździe w meczu o punkty, no i do stolicy Belgii przyjechali poważnie osłabieni brakiem takich piłkarzy jak Simao Sabrossa, Ricardo Carvalho, Nuno Gomes oraz zawieszony za kartki Cristiano Ronaldo. Selekcjoner gospodarzy, Rene van de Reycken też nie mógł jednak posłać do boju najmocniejszego składu. Z gry wypadło mu aż trzech obrońców: Peter van der Heyden, Daniel van Buyten i Vincent Kompany, zaś na kilka godzin przed meczem, także napastnik, Moussa Dembele. W Lizbonie, Portugalia pewnie wygrała 4:0. – Ale teraz będzie to zupełnie inne spotkanie. Niech nikt nie liczy na powtórkę z marca- mówił przed meczem selekcjoner gości, Luiz Felipe Scolari. I Brazylijczyk miał zupełną rację.
Belgowie w niczym nie przypominali zespołu, który w poprzednich potyczkach, przegrywał z Polską, Serbią i Portugalią, a także remisował z Kazachstanem. Bez wątpienia z ekipą Scolariego gracze van de Reyckena rozgrywali najlepszy do tej pory mecz w eliminacjach. Co z tego jednak, skoro przegrali. Wynik spotkania w 43. minucie otworzył nowy nabytek Manchester United, Nani, który na prawej stronie godnie zastępował C.Ronaldo. Gospodarzy gol do szatni jednak nie załamał i w 56. minucie wyrównali, po strzale głową Marouane Fellianiego. Gdy wydawało się, że Belgowie mają już Portugalczyków na widelcu, przebudził się Helder Postiga, który zapewnił swojej reprezentacji zwycięstwo przepięknym strzałem z
Bez wątpienia najciekawszym spotkaniem soboty w el. EURO 2008 była potyczka Szwecji z Danią. Przy okazji tego meczu, od razu odżywały wspomnienia z EURO 2004, kiedy w ostatnim spotkaniu grupy C padł remis 2:2, który awansem do ćwierćfinału premiował obie skandynawskie ekipy, kosztem Włochów. Wtedy mnóstwo było domysłów, czy obie reprezentacje czasem nie umówiły się na remis. W przypadku meczu w Kopenhadze nie mogło być już jednak mowy o ustawionym wyniku. Szwedzi w przypadku zwycięstwa objęli by prowadzenie w grupie F, dla Danii wygrana oznaczała zachowanie szans na awans do EURO 2008. – To nie będzie wielki mecz. Najważniejszy jest bowiem wynik- mówił przed pierwszym gwizdkiem sędziego, Jon Dahl Tomasson. Napastnik Villarreal CF w ocenie sytuacji pomylił się jednak bardzo, bo widowisko było naprawdę wspaniałe i dramatyczne. Szwedzi już po 26. minutach prowadzili 3:0 i gdy zanosiło się na najwyższą od lat porażkę Duńczyków, ci wzięli się do roboty i dzięki trafieniom Daniela Aggera, Tomassona i Leona Andreasena niespodziewanie wyrównali. Ostatnie słowo należało jednak do gości, którzy w 89. minucie otrzymali rzut karny za faul Christiana Poulsena na Markusie Rosenbergu. Oprócz jedenastki, pomocnik Sevilli wyleciał z boiska. I wtedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Na murawę wbiegł rozwścieczony pseudokibic i uderzył sędziego głównego spotkania, Herbera Fandela. Chuligana szybko ujęła policja, ale niemiecki arbiter meczu już nie wznowił. – To ogromna skaza na naszej reputacji- skomentował sytuacje, rzecznik Duńskiego Związku Piłki Nożnej, Lars Behrendt. Załamany był również Poulsen, który sprokurował rzut karny. – Chciałem go (Markusa Rosenberga- przyp.red.) tylko lekko pstryknąć, a tymczasem brutalnie go sfaulowałem. To najgorsze zachowanie w całej mojej karierze i to w dodatku w tak ważnym momencie tak ważnego meczu. Pragnę przeprosić moich kolegów z drużyny i cały kraj. Mam nadzieję, że mi przebaczycie- powiedział po spotkaniu. Sprawą ma wkrótce zająć się Komisja Dyscyplinarna UEFA, który na pewno przyzna walkower Szwedom.
Mega- kryzys, który jeszcze jesienią przechodziła Hiszpania, wydaje się być już dawno za nią. W tym roku podopieczni Luisa Aragonesa wygrali wszystkie mecze w el. EURO 2008. W sobotę pokonali pewnie Łotwę 2:0, chociaż radzić sobie musieli bez Angulo, Javiego Navarro, Fernando Torresa i Fernando Morientesa. – Z naszej grupy na EURO 2008 z pewnością pojadą Szwecja i Hiszpania- przyznał po spotkaniu, smutny Maris Verpakovskis, napastnik reprezentacji Łotwy, jeden z głównych architektów sensacyjnego awansu Łotyszy na EURO 2004. Do normy wraca sytuacja w grupie B. Jeszcze jesienią wydawało się, że do Austrii i Szwajcarii kosztem Włochów i Francuzów, pojadą Szkoci i Ukraińcy. Dziś taki scenariusz jest mało realny. Mistrzowie Świata z problemami, ale wygrali 2:1 z Wyspami Owczymi. Znów błysnął bohater finału LM, Filippo Inzaghi, który był autorem obu goli dla Squadra Azzurra. Trójkolorowi z kolei pewnie wygrali z Ukrainą, która do Paryża przyjechała bez Andrija Szewczenki i Siergieja Rebrowa. U gospodarzy wciąż nie gra Thierry Henry, ale dziś nieobecność napastnika Arsenalu to dla Raymonda Domenecha żaden problem. Ma on bowiem w składzie, wracającego do wielki formy Nicolasa Anelkę. As Boltonu (a kto wie czy już wkrótce nie nowy piłkarz Manchester United) w ostatnich dwóch meczach w el. EURO 2008 wpisywał się na listę strzelców. Nie inaczej mogło być zatem w sobotę. Drugiego gola dla wicemistrzów świata zdobył Franck Ribery, którym…także interesuje się Manchester United.