Jakiś czas temu przeprowadziłam małą sondę wśród moich znajomych. Szczególnie ciekawiło mnie w jakim wieku zaczęli kibicować swojej ulubionej drużynie. Przeważająca większość odpowiedziała, że darzyli „swój” klub uwielbieniem praktycznie od zawsze, czyli pierwsze zauroczenie musiało mieć miejsce już w przedszkolu. Najbardziej niezwykłe jest jednak dla mnie to, że ich preferencje pozostają niezmienne od tylu lat...
Zaczęłam zatem porównywać małych chłopców i dziewczynki oraz ich dziecięce wyobrażenia. My marzyłyśmy o szybkim zamążpójściu, obowiązkowo o rycerzu na białym koniu, pięknym domku i gromadce dzieci. Oczywiście wszystkie te ideały zostały szybko zweryfikowane przez prawdziwe życie i zmodyfikowane odpowiednio do rzeczywistości. Tak więc niekoniecznie musimy wychodzić za mąż, rycerz na koniu został zamieniony na sensownego chłopaka z rowerem, domek stał się upragnioną kawalerką w centrum miasta, a z dziećmi najchętniej jeszcze poczekamy. Chłopcy standardowo marzą o fajnym samochodzie, najładniejszej dziewczynie w przedszkolu i przyszłych zawodach, wśród których wysokie miejsce w rankingu zajmuje kariera piłkarska. Co ciekawe, ci mali marzyciele doskonale wiedzą, dla której drużyny chcieliby grać. O ile większość ich dziecięcych iluzji zostaje dość brutalnie zweryfikowana w przyszłych latach, to ta ostatnia, dotycząca piłki nożnej, pozostaje praktycznie niezmienna. Może faktycznie porzucili oni planowanie kariery zawodowej, ale za to przedmiot uwielbienia jest ciągle ten sam.
Mnie zastanawia zatem, co sprawia, że od lat kibicują jednej i tej samej drużynie? Oczywiście mogą być sympatykami także innych klubów, ale na szczycie znajduje się tylko TEN jeden.
Pierwszym argumentem, który przychodzi mi do głowy jest tradycja. Najczęściej zdarza się tak, że syn kibicuje tej samej drużynie, co jego ojciec. Być może dlatego, że w domu tzw. „prawdziwego kibica” nie może zabraknąć szalików, kubków, koszulek i innych gadżetów z logo ukochanego klubu oraz oczywiście pełnego pakietu kanałów sportowych. Malec wyrasta zatem pod wpływem autorytetu ojca, który od najmłodszych lat wpaja mu miłość do tej drużyny, a przy okazji uczy piosenek, które mały szkrab z zapałem śpiewa podczas meczu (w mojej naiwności wolę myśleć, że są to jedynie te pozbawione wulgaryzmów). Niewątpliwie ogromną rolę w kształtowaniu upodobań przyszłego kibica odgrywają sprytni marketingowcy, pod których wpływem kluby coraz częściej decydują się na produkuję gadżetów piłkarskich dla dzieci, a nawet niemowląt… Dlatego można spotkać nawet kilkumiesięcznego malca ubranego od stóp do głów w klubowe barwy.
Kolejnym etapem umacniania przekonań jest czas szkoły podstawowej. Tam chłopcy oczywiście nałogowo grają w piłkę, zdzierając kolejne pary nowych butów czy spodni, zaczynają kolekcjonować pierwsze piłkarskie trofea i utwierdzają się w miłości do „swojej” drużyny. Nie bez znaczenia pozostaje zjawisko tzw. lokalnego patriotyzmu, które niejako wpływa na ich wybory wedle zasady: tu jest twoje miasto i tu jest twój klub. Ten okres jest dla mnie jak najbardziej logiczny. Wiadomo, że pod wpływem środowiska kształtują się nasze poglądy, w tym upodobania sportowe.
Bardziej zastanawia mnie, że czasami ten ukochany klub gra coraz gorzej, odnotowując ciągłe spadki, a mimo wszystko nie ma to żadnego wpływu na uczucia, jakie żywią do niego kibice. Może chodzi o honor, że takie zmienianie frontów nie jest godne prawdziwego mężczyzny, że nie trzyma się tylko z najbogatszymi czy najsilniejszymi? Może o tę, wspomnianą już, tradycję? A może w końcu o najzwyklejszy sentyment? Przecież na meczach poznaje się przyjaciół, a spotkania wyjazdowe są doskonałą okazją do pierwszych, samodzielnych podróży. Jak można by zrezygnować z tych wszystkich wspomnień tylko dlatego, że klubowi wiedzie się trochę gorzej?
Wynika więc, że drużyna przez te wszystkie lata staje się niejako członkiem rodziny, którego się wspiera w dobrych i złych chwilach. I może jest w tym stwierdzeniu ziarno prawdy, a ci najbardziej oddani fani bywają nagradzani przez zmienny los, który często sprawia, że znowu mogą święcić triumfy z ekipą, w którą nigdy nie zwątpili. Niewątpliwie jest to godna pozazdroszczenia wytrwałość.
PS Gdyby tylko mężczyźni byli równie wierni swoim kobietom… ;-)
Brak mi słów. Kolejny świetny tekst tego cyklu,
świetna robota... :)
Ja bym powidział tak:, gdyby to kobiety były wiene
mężczyzną. Ukochana drużyna nigdy nie zdradzi, zawsze
możesz na nią liczyć, i wspomóc w trudnych momętach.
A nie to co kobiety.... Wolę kochać moją drużynę i
być z nią na dobre i na złe. Przeżywać sukcesy i
porażki Niż spotykać się z kobietą która i tak cię
rzuci dla innego. Nie liczy się wykształcenie, status
społeczny itp. Kibicujesz swojej druzynie i to jest
najważniejsze.(W moim przypadku jest to FK Moskwa i
Widzew Łódź) Widzewowi kibicuję od podstawówki i nie
jedno już z tym klubem przeszłem, przeżyłem dzięki
temu klubowi fantastyczne chwile. I nie mam
wątpliwości że jak będę miał syna to z pewnością
zostanie on Widzewiakiem.
Ja bym się najpierw postarał żeby syn nie musiał
czytać tak beznadziejnych komentarzy taty... Może
chociaż pisz je najpierw w wordzie i potem wklejaj
tu? Poglądy poglądami, myśl co chcesz, ale pisz
poprawniej odrobinkę.
Przecież tutaj nie chodzi o gramatykę, tylko o
treść.. A jest bardzo mądra.
Dzięki Twoim artykułom codziennie wchodzę na igol.pl,
pierwsze co robię to patrzę, czy nie pojawił się
jakiś nowy artykuł z tego cyklu ;]
Dziękuję, a przy okazji pochwalam za frekwencję:)