Nie milkną echa piątkowego skandalu związanego z meczem Zawisza – Lech. Postawa fanów Zawiszy, serwowany przez niemalże cały mecz antydoping skupiony na obrażaniu właściciela klubu, Radosława Osucha, stawia pod znakiem zapytania nie tylko dalsze finansowanie klubu przez poznańskiego biznesmena, ale też zdrowy rozsądek kibiców, którzy robią wszystko, by pogryźć rękę, która karmi. Powodom takiego, a nie innego zachowania fanów „Zetki” postanowiłem przyjrzeć się z nie do końca futbolowego punktu widzenia, za pomocą bowiem pewnej koncepcji wywodzącej się z… psychoterapii i psychologii.
Iskra, która rozpaliła konflikt

Zachowanie fanów Zawiszy osobom z zewnątrz może wydawać się niedorzeczne. Usprawiedliwianie lżenia sponsora zespołu przez cały mecz faktem, że ten jakoby współpracuje z policją w sprawie represji i prowokacji skierowanych w najzagorzalszych kibiców klubu wydaje się – ze zdroworozsądkowego punktu widzenia – zupełnie absurdalne. Żyjemy w rzeczywistości, w której zadaniem władz ligi i kierownictwa klubu jest praca w komitywie ze służbami porządkowymi, gdyż to one opiniują i zezwalają (lub nie) na organizowanie imprez masowych, jakimi są spotkania piłkarskie. Gdyby pan Osuch, albo ktokolwiek z władz klubu, zablokował interwencję służb porządkowych w meczu z Widzewem, konsekwencje dla klubu mogłyby być większe, niż „tylko” zamknięcie stadionu na mecz z Piastem. Sprawa zasadności tamtej interwencji służb mundurowych to zupełnie inny (bardzo dyskusyjny, ale jednak inny) temat. Zasadniczo mecz z Widzewem i okoliczności, w których doszło do starć z policją, są wysoce niejednoznaczne i domniemywać można, że kibice Zawiszy stali się obiektem prowokacji. Prawda jest jednak taka, że nazywanie działań Radosława Osucha kolaboracją to duże nadużycie, a wręcz czarna propaganda. W momencie, w którym Zawisza awansował do ekstraklasy, relacje między prezesem a kibicami układały się wręcz wzorowo, i to mimo regularnego zamykania stadionu w Bydgoszczy. Dlaczego zatem w czasie, kiedy zespół realnie włączył się w grę o pierwszą ósemkę ekstraklasy, kibice odwracają się od jego struktur, chcąc przekazać sobie władzę w klubie? Radosław Osuch sprawę przedstawił następująco: – Rozmawiałem z jednym mądrym prezesem. Inne kluby przeżywały to dziesięć lat temu. Kibice chcieli rządzić, może im się marzy te 12 milionów budżetu. Pomagaliśmy kibicom, oni mieli wielką swobodę. I pięknie dopingowali(…). Zastaliśmy klub, w którym pracowało tych samych kilkadziesiąt osób. Oni przez dziesięć lat z tego klubu w jakiś sposób żyli i, niestety, problem zaczął się, gdy zacząłem zwalniać pewne osoby. One rozpętały te wszystkie problemy. (…) Po awansie ludzie nosili nas na rynku na rękach. Teraz, już w meczu z Pogonią, kibice odwrócili się i nie dopingowali. Za chwilę, w meczu z Wisłą, były kolejne próby rozwalenia widowiska. Dwóch pracowników Zawiszafans prowokowało kibiców Wisły, by doszło do demolki stadionu. Ten konflikt wisiał w powietrzu bez żadnej przyczyny.
Bez przyczyny? Czy na pewno?
Jak to właściwie wyglądało?

Będąc świadkiem piątkowych wydarzeń, sam przez większość meczu zadawałem sobie pytanie: „Dlaczego?” Nie mogłem bowiem zrozumieć, dlaczego kibice, zamiast dopingować, wspierać świetnie grający zespół gospodarzy, skupili się na obrażaniu Radosława Osucha. Nie mogłem zrozumieć agresji i nienawiści, która napływała z trybuny B w kierunku władz i pracowników klubu. Było mi zwyczajnie wstyd, słysząc bluzgi i złorzeczenia. Uspokajał mnie jedynie fakt, że kibice z pozostałych części stadionu gwizdali w momencie, w którym fanatycy obrażali pana Osucha. Gwizdali nie na prezesa, tylko na nich i ich postawę. Z trybun dało się słyszeć niedowierzanie. Sam w ciągu meczu odebrałem kilka wiadomości od znajomych, oglądających spotkanie w telewizji, którzy nie mogli uwierzyć własnym uszom, słysząc obelgi lecące z trybun. Próbując dojść do tego, jakie powody kierowały kibicami klubu, którzy mieniąc się jego zwolennikami i największymi orędownikami, stawiają jego przyszłość pod znakiem zapytania, usłyszałem jeden z mniej wulgarnych, ale za to wiele mówiących okrzyków z trybuny B. – Zobacz Radek, co się dzieje, bez nas ten klub nie istnieje! – skandowali fanatycy. Te słowa przypomniały mi o pewnej koncepcji psychologicznej, której autorem był austriacki neurolog i psychiatra, przedstawiciel psychologii egzystencjalnej, Viktor Frankl.
Patologia ducha czasu

Viktor Frankl, jako Austriak żydowskiego pochodzenia, przeżył w trakcie drugiej Wojny Światowej piekło Holokaustu, będąc więźniem obozów Auschwitz i Dachau. To tam, dzięki swojej wiedzy i doświadczeniom, był w stanie pomagać współwięźniom, którzy nie wierzyli w sens dalszej egzystencji. Wsparcie duchowe i psychiczne, którego udzielał, stały się zarzewiem logoterapii. Pod tym tajemniczym terminem kryje się terapia zorientowana na poszukiwanie sensu. Sensu nie tylko życia, ale też cierpienia, smutku i przeżywanych trudności. Według Frankla osoba, która odnajduje sens w swoim nieszczęściu, traktując go jako okazję do rozwoju, jest w stanie żyć pełnią życia niezależnie od okoliczności. Czynnikiem, który powoduje nieszczęścia w ludzkiej egzystencji jest według tej teorii poczucie braku sensu życia, nazywane nerwicą noogenną. Za jej powstawanie odpowiedzialny jest niewydolny, zły, szkodliwy system społeczny. W przypadku austriackiego psychiatry, doświadczonego przez faszyzm i totalitaryzmy pierwszej połowy XX wieku, kształtowanie się tej nerwicy było doświadczeniem niemalże całego pokolenia. Okazuje się, że wraz z odejściem demonów faszyzmu czy komunizmu (ten drugi kibice Zawiszy, z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, zgodnie ze słuszną kibicowską tradycją deprecjonowali), demony braku sensu życia jednak nie odeszły. Wojenny, niesprawiedliwy, brutalny system społeczny został zastąpiony kolejnym, kapitalistycznym, który mimo iż nie wiąże się z codziennym przelewem krwi, również jest niewydolny pod względem zapewniania człowiekowi poczucia bezpieczeństwa. Właśnie te cechy systemu społecznego (niesprawiedliwość, brutalność, brak poczucia bezpieczeństwa, niepewność co do przyszłości) Frankl nazywał „patologią ducha czasu”, mocą pchającą ludzi w kierunku nerwic.

Jednostki, które nie mają społecznej siły przebicia często odbijają się od murów biurokracji, korupcji czy biedy. Powodować to może – w dość oczywisty sposób – poczucie frustracji, ale również niepewności, co do dalszego życia. Co dzieje się z osobami, które dotknięte są nerwicą noogenną? Według Viktora Frankla odchodzą oni w jedną z czterech postaw, właściwych reakcjom na wspomnianą patologię ducha czasu. Postaram się krótko opisać je poniżej:
– postawa prowizoryczna – ukierunkowana na życie z dnia na dzień, bez poczucia sprawstwa i wiary w możliwość kierowania swoim życiem. Frankl powiedział, że jest to Człowiek zajmujący prowizoryczną postawę wobec bytu ludzkiego, nie widzi potrzeby działania i kierowania swym losem;
– postawa fatalistyczna – przeświadczenie, że człowiek nie jest panem własnego losu, skazany jest na życie bez wolnej woli czy osobistej odpowiedzialności, skoro i tak wszystko, co mu się przytrafia, nie jest od niego zależne;
– postawa kolektywistyczna – w której człowiek przestaje postrzegać siebie jako jednostkę, sama przynależność do danego kręgu czy grupy staje się nie tylko zasługą, ale głównym wyznacznikiem postrzegania siebie i swojej tożsamości. Viktor Frankl tłumaczył to następująco: Kolektywistyczne oceny ostatecznie służą tylko temu, by człowieka uwolnić od odpowiedzialności za wypracowanie własnych, osobistych poglądów. Doszło do tego, że większość ludzi nie ma dziś żadnego własnego zdania, istnieją tylko poglądy kolektywne.
– postawa fanatyczna – wiąże się bezpośrednio z postawą kolektywistyczną. Osoba, która oddaje się we władanie kolektywu, zaczyna myśleć i zachowywać się tak jak on. Integruje się z poglądami grupy, traktując je jak własne, dzięki czemu zapewnia sobie poczucie bezpieczeństwa. Wpływa to na ukształtowanie się totalitaryzmu myślenia – zgodnie z zasadą, że jeśli ktoś nie jest z nami, jest przeciwko nam, trzeba go zwalczyć i wyeliminować.
Z teorii do praktyki

Właśnie dwie ostatnie postawy, ich zespolenie, może moim zdaniem leżeć u podstaw ukształtowanego w Bydgoszczy konfliktu. Zachowanie fanatyków „Zetki” możliwe, że wynika z potrzeby jasnego określenia siebie w niepewnej, opresyjnej rzeczywistości, pełnej problemów, od których oderwaniem jest pobyt na trybunach. Kształtowaniu swojej tożsamości służyć mogą chociażby klubowe barwy, szaliki, emblematy. Kibice klubu spod znaku Czarnego Rycerza uważają, że Zawisza powinien być kształtowany zgodnie z ich wizją. W końcu to oni wspierali drużynę w najtrudniejszych momentach w jej historii, jeżdżąc na trzecio-, czy czwartoligowe boiska, zbierając pieniądze na oprawy, będąc z klubem na dobre i na złe. Postawę władz klubu traktują jako nielojalną wobec nich, samych siebie postrzegając właśnie przez pryzmat klubowych barw. Mówiąc – Klub to my! – kibice z trybuny B naprawdę mają to na myśli, chociaż poprawniej brzmiałaby wersja mówiąca – Jesteśmy klubem! – herb klubu i jego tradycja są dla nich bowiem wyznacznikiem tożsamości.
Zawisza jako klub może istnieć bez swoich kibiców. Nie będzie to jednak już ten sam twór, który współtworzyli jego fani, o czym boleśnie przekonują się do tej pory kibice Lecha, nazywanego pogardliwie „Amicą Poznań”. Powołać się tu można na sytuację z 2006 roku, kiedy to właśnie w Bydgoszczy biznesmeni z Włocławka stworzyli coś, co zostało nazwane „Zawisza Bydgoszcz SA”. Z racji, że nie miał on nic wspólnego z tradycją Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza, atmosfera wokół tak sztucznie utworzonego klubu była fatalna. Twór ten wytrzymał zaledwie rok, a w międzyczasie osoby związane z nim wylądowały w więzieniu, w związku z aferą korupcyjną. Pokazuje to, że możliwości stworzenia nowego zespołu są, musi to jednak odbyć się w odpowiednim klimacie i okolicznościach. Fatalnym scenariuszem byłoby odsprzedanie licencji przez pana Osucha i przeniesienie zespołu poza Bydgoszcz. Stolica Kujaw zostałaby bez klubu (prawdopodobnie Zawisza podzieliłby los zaprzyjaźnionego ŁKS i wylądował w IV lidze). Jednak czy taki plan opłacałby się komukolwiek?
Paradoksalnie, w przedstawionym scenariuszu (sprzedaż klubu, start od IV ligi), wygrać mogą jedynie… fanatycy. Istnieją oni (w formie stadionowej, a często i poza trybunami) dzięki swojej drużynie, są kolektywem, są – jak sami dumnie się określają – fanatykami. Ich fanatyzm nie dopuszcza kompromisów, nie daje możliwości zastosowania półśrodków. Postawa władz klubu, które nie wstawiły się za fanatykami w momencie konfliktu z policją, jest w ich oczach zdradą podobną do Orwellowskiej nieprawomyślności. Zbrodnią, polegającą na myśleniu w sposób inny niż klub, którym fanatycy Zawiszy są w swoich oczach. Problemem w całej tej sytuacji jest fakt, że wybrana przez nich droga dochodzenia swoich praw jest szkodliwa dla drużyny, którą wspierają. Kibice w Bydgoszczy martwią się, że wraz z ewentualnym odejściem prezesa Osucha, wyprzedani zostaliby najlepsi piłkarze klubu, a sam zespół znów tułałby się w niższych ligach, marząc o lepszych czasach. Piłkarze i trener podpisali dziś oświadczenie, w którym wprost opowiadają się za prezesem, żądając przeprosin dla niego i grożą, że w przypadku jego rezygnacji, oni też odejdą z klubu. Fanatykom nie robi to różnicy – oni są z klubem na dobre i na złe, przede wszystkim dlatego, że klub sam w sobie jest dla nich wartością nie do przecenienia. Nie chodzi o osiągane wyniki (chociaż z pewnością zwycięstwa cieszą najbardziej), a o możliwość współistnienia pod znanym sobie szyldem, ze swoimi hymnami, piosenkami, barwami. Futbol jest sprawą drugorzędną wobec poczucia wspólnotowości, przynależności i tożsamości.
Słowem zakończenia
Naprawdę cieszę się, że czekają nas dwa miesiące przerwy od ligowej piłki. Mam nadzieję, że w tym czasie emocje wokół bydgoskiego Zawiszy opadną. Marzy mi się sytuacja okrągłego stołu, w którym zwaśnione strony wyjaśniają sobie wszelkie niedopowiedzenia i chcą ze sobą współpracować w imię świetlanej przyszłości Zawiszy. Kibic liczący na dobre wyniki i bezpieczną przyszłość swojego klubu może traktować postawę i motywację fanatyków jako zupełnie niezrozumiałe. Trzymając kciuki za klub z Kujaw, staram się zrozumieć, ale nie potrafię zaakceptować zachowania jego najzagorzalszych fanów. Krzycząc – Piłka nożna dla kibiców! – fanatycy muszą pamiętać, że kibicem jest nie tylko fanatyk, ale także ojciec, który wraz z synem przychodzi na trybuny, chcąc zaszczepić miłość do futbolu w swojej zajadającej popcorn latorośli, a który nie chce słuchać wulgaryzmów. Kibicem jest starszy pan, który na „młynie” nie wytrzymałby śpiewu i podskoków, padając ze zmęczenia, ale który kocha swój klub i przychodzi na trybuny. Kibicem jest każda osoba, która mając w sercu dobro swojego zespołu, przychodzi na trybuny w miarę możliwości, często oglądając mecze w telewizji, wspierając swój klub dopingiem.
To prawda. Piłka nożna powinna być dla kibiców. Wszystkich.
Cytowane fragmenty pochodzą z książki „Homo Patiens” Viktora E. Frankla (Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1998).
http://narodowcy.net/sport/8548-prawda-i-zasady-wazni
ejsze-od-pieniedzy-czyli-o-obecnej-sytuacji-w-zawiszy
-bydgoszcz - jak ktoś ma jakieś wątpliwości co do
sytuacji niech zajrzy tutaj, to nie jest wina
kibiców
Szanowny Panie Grzegorzu nie dotarły do mnie
Pańskie przemyślenia. Byłem na meczu z Widzewem z
moimi dziećmi i to co się stało nie znalazło
prawdy w żadnym przekazie ze stron poza
kibicowskimi. Kłamstwo powtarzane uporczywie a w
szczególności przez media staje się dla innych nie
mających wiedzy o tym meczu prawdą. I to jest
przykre że nie znalazł się nikt, powiem więcej,
nie znalazł się żaden prawdziwy dziennikarz
wśród tych, którzy komentowali te wydarzenia.
Media zeszły do poziomu z czasów nie tak odległych
i stały się zależnymi od wąskiej grupy ludzi,
których niekiedy autorytet i wpływy są wątpliwej
reputacji. Nie chcę być okrutnym ale wszyscy
mieniący się dziennikarzami robią wrażenie jakby
mieli sławną przypadłość zwaną "pomrocznością
jasną" . Radzę wszystkim tz. dziennikarzom
stanąć przed lustrem i zastanowić się kim są.
Wracając do sprawy powiem tak że wystarczyłoby
żeby Pan Osuch nie zabierał głosu w sprawie
wydarzeń na meczu z Widzewem i myślę że nie
byłoby "czarnego piątku". Zabrakło temu Panu
inteligencji bo myślę że jej brak jest widoczny
(nie mylić ze sprytem i cwaniactwem-tego nie
brakuje). Zdecydował bowiem że w swoich
wypowiedziach użyje nieprawdy i to jest główny i
myślę jedyny powód dla którego kibice Zawiszy w
piątek tak a nie inaczej zareagowali na te
wypowiedzi. Mógłbym z Panem polemizować dłużej
ale to rozmazałoby istotę sprawy niezgody Kibiców
Zawiszy z Panem Osuchem. Na koniec zadam Panu
pytanie: Co zrobiłby Pan gdyby Panu ktoś próbował
"wcisnąć" kłamstwo. Jak Pan sobie odpowie to może
znajdzie Pan choć odrobinę zrozumienia dla Kibiców
Zawiszy i ich reakcje. Dla jasności moich poglądów
zapewniam Pana że nie popieram zachowań na
stadionie niezgodnych z prawem .