KDB: Augsburg nie chce spaść


Po zakończeniu rundy jesiennej sprawa spadku wydawała się jasna. Niemal wszyscy byli pewni, że trzy ostatnie miejsca zarezerwowane są dla TSG 1899 Hoffenheim, FC Augsburg i SpVgg Greuther Fürth.


Udostępnij na Udostępnij na

Jedyną niewiadomą była kolejność tych zespołów, a raczej to, kto z dwójki Hoffenheim – Augsburg zajmie miejsce dające nadzieję na utrzymanie się poprzez walkę w barażach. Ale…

Rok 2011. FC Augsburg po raz pierwszy w swojej historii awansuje do Bundesligi. Początki nie są jednak najlepsze. Po rundzie jesiennej Augsburg zajmuje siedemnaste miejsce. Swoją posadę utrzymał Jos Luhukay, a w kolejnym roku drużyna zaczęła grać zdecydowanie lepiej i ostatecznie zajęła czternaste miejsce, pokonując w bezpośrednich starciach m.in. Wolfsburg i Hamburger SV, ale przede wszystkim wiele meczów remisując.

Pomimo niezłej postawy wiosną kontrakt z Luhukayem został rozwiązany, a na jego miejsce przyszedł człowiek, który wprowadził SSV Jahn Regensburg do 2. Bundesligi, Markus Weinzierl. Miało to przynieść zmiany, a kibice i działacze po raz kolejny musieli przeżywać dramat. Piłkarze z Augsburga grali apatycznie, kompletnie nie mieli pomysłu na rozgrywanie piłki, a jedynym plusem była przyzwoita gra obronna.

Nagle na wiosnę przychodzi przełamanie. Trener, który najwięcej meczów rozegrał w rezerwach Bayernu Monachium, nagle cudownym sposobem zdobył w siedmiu kolejkach więcej punktów niż przez całą jesień. Gdyby Bunesliga była tak wyrównana jak Premier League albo nieprzewidywalna jak polska ekstraklasa, można by przejść nad tym do porządku dziennego. Skoro tak nie jest, trzeba się głębiej temu przyjrzeć. Po analizie widać, że o ostatnich wynikach Augsburga decydują następujące czynniki: szczęście, terminarz, bramkarze i Mölders.

Dwa pierwsze niejako się ze sobą łączą. Runda wiosenna zaczęła się bowiem dla podopiecznych Weinzierla wyjazdem do Düsseldorfu. Tam dwie bramki podarował im Fabian Giefer, a w doliczonym czasie gry sędzia nie uznał gospodarzom prawidłowo zdobytego gola dającego remis. Kolejne spotkania to bezbramkowy remis z będącym w dołku Schalke i pojedynek w Wolfsburgu, gdzie świetnie bronił Manninger, dzięki czemu udało się zdobyć kolejny punkt. Najlepiej Augsburg zagrał przeciwko Mainz, ale kto wie, czy skończyłoby się inaczej niż remisem, gdyby zawodnik rywali nie otrzymał pod koniec pierwszej połowy czerwonej kartki. Potem mamy zwycięstwo w bardzo ważnym meczu przeciwko Hoffenheim i pokonanie bardzo nierówno grającego Werderu.

Daje to nam siedem kolejek, a w nich tylko dwa mecze z zespołami z górnej połowy tabeli. Dwa razy bardzo mocno augsburczykom pomogło szczęście, a wydatnie do uciułania tych punkcików przyczynili się bramkarze oraz Sacha Mölders. Alexander Manninger świetnie spisywał się na początku rundy i mocno zapracował na jeden punkt w Wolfsburgu i meczu z Gelsenkirchen. Kiedy wypadł, równie dobrze zastąpił go Amsif, co zakończyło się zwycięstwami nad Hoffenheim i Werderem.

No i ten Mölders. Zawsze podobają mi się napastnicy, którzy wyczekują w polu karnym na okazje, a właściwie pół okazji. Snajper Augsburga to właśnie taki typ. Niezły fizycznie, bardzo dobry w grze głową. Oprócz tego skuteczność. W siedmiu meczach na wiosnę zdobył pięć goli, choć znowu trzeba tu wspomnieć o szczęściu, bo bramkarz Fortuny asystował przy dwóch jego golach. Jednak niewątpliwie Mölders wyróżnia się na tle swoich kolegów.

Dzięki zdobyciu jedenastu punktów na wiosnę Augsburg wyprzedził Hoffenheim i ma przewagę pięciu punktów, a do ostatniego bezpiecznego miejsca, które zajmuje Wolfsburg, traci sześć oczek. Nie można zapominać, że teraz piłkarzy Weinzierla czekają trudniejsi rywale, a to oznacza, iż już wkrótce przewaga nad strefą spadkową może zmaleć. Chyba że dalej szczęście będzie po stronie Augsburga.

A co jeszcze działo się w ten weekend? Przede wszystkim przełamywali się napastnicy: Julian Schieber (pierwszy gol w barwach Dortmundu), Jan-Klaas Huntelaar (pierwsza bramka od 27 listopada), Vedad Ibisević (ostatnie trafienie 8 grudnia). Bez echa przeszedł za to 50. gol w Bundeslidze Ivana Klasnicia. Ten słynny Chorwat zapewnił Mainz punkt, strzelając pierwszą bramkę od 10 marca!

Jeśli chodzi o Polaków, to najkorzystniej zaprezentowali się oczywiście dortmundczycy. Dwukrotnie do siatki trafił Robert Lewandowski, a asystę zanotował Jakub Błaszczykowski. Kapitan reprezentacji Polski zaliczył naprawdę bardzo dobry występ i miał udział przy wszystkich golach. Przeciwko wyżej wymienionej dwójce wystąpił Artur Sobiech, ale nie był to dla niego udany mecz i zapewne ponownie usiądzie na ławce rezerwowych. Z niej na dziesięć minut w meczu ze Stuttgartem wstał Arkadiusz Milik i z nim na boisku Bayer doprowadził do zwycięstwa, mimo że przegrywał 0:1.

Zobacz także:

Jedenastka 24. kolejki Bundesligi

Piłkarz 24. kolejki Bundesligi

Komentarze
~przemo (gość) - 11 lat temu

Jestem drewnem z drzazg, które wbiły się w d**ę
Lewego kiedy grzał ławę w BVB.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze