Frustracja kibiców Barcelony, która zaczęła rodzić się jeszcze w trakcie sezonu 2016/2017, swoje apogeum osiągnęła podczas letniego okna transferowego. Niemal codziennie Cules mieli okazję słuchać tego, kto może przyjść do ich ukochanego klubu. Niestety dla nich niemal każdy dzień mercato okazywał się dużym rozczarowaniem, ponieważ praktycznie nikt z długiej listy znakomitych piłkarzy nie trafił ostatecznie na Camp Nou. Już sezon temu zaczęła objawiać się nieudolność zarządu Barcelony, ale nie była ona jeszcze aż tak widoczna. Dopiero lato 2017 roku przyniosło szczyt głupoty ludzi, którzy zarządzają tym wielkim klubem.
Co zatem sprawiło, że ta frustracja kibiców rozwinęła się do tego stopnia, że nie chcą oni nawet słyszeć o Bartomeu? Co powinno się zmienić w zarządzie Barcelony i sposobie jego pracy? Odpowiedzmy sobie na te pytania.
Nieudane lato Barcelony po raz drugi
Kibice „Dumy Katalonii” mogą sobie powiedzieć, że lato 2017 było zupełnie nieudane. Bynajmniej nie chodzi tu o jakiś kiepski wyjazd wakacyjny, brak odpoczynku. Najgorsze wakacje w Europie zapewnili kibicom włodarze ich ukochanego klubu. Wszyscy znamy sprawę Neymara i telenoweli związanej z jego odejściem. Dzień w dzień każdy zastanawiał się, czy odejdzie, czy może jednak zostanie. Nawet przyszły „El Presidente” klubu, Gerard Pique, zaczął się angażować w tę sprawę, co wywołało jedynie falę śmiechu w internecie. Ostatecznie Neymar według oficjalnych doniesień wykupił się z Barcelony, a teraz śmieje się on z nieporadności i głupoty właściciela swojego poprzedniego klubu.
O 3º episódio da série que @neymarjr está publicando mostra a coletiva e sua 1a vez no Parque dos Príncipes
Assista: https://t.co/RbTm6JPJS4 pic.twitter.com/0OEans6NEI— Neymar Jr Site (@NeymarJrSite) August 28, 2017
Wielu kibiców „Blaugrany” obawiało się, że otrzymane z tytułu transferu Neymara do PSG 222 miliony euro mogą zostać fatalnie spożytkowane w rękach Bartomeu i jego świty. Po części rzeczywiście tak było. Mając taką kwotę, można kupić albo jedną, dwie gwiazdy światowego formatu, albo kilku solidnych graczy. Szczególnie tej solidności Barcelona potrzebowała w linii pomocy. Czy kibice ją dostali? Trudno powiedzieć, bo do „Dumy Katalonii” trafił gość, który ostatnimi czasy grał w Chinach i jego forma sportowa jest niewiadomą. Ten gość nazywa się Paulinho. Piłkarz z przeszłością w Łodzi nie wydaje się na pierwszy rzut oka gwarantem spokoju w linii pomocy. Wygląda na to, że może to być piłkarz pokroju Andre Gomesa, choć z nieco większą, bo brazylijską fantazją.
Brazylijsko-francuska telenowela
Kolejne nazwiska z czasem pojawiały się na liście transferowej Barcelony. Głównie byli to zawodnicy, którzy mieli wskoczyć w miejsce Neymara. Wśród nich znajdowali się przede wszystkim Ousmane Dembele czy Philippe Coutinho. To były dwa cele priorytetowe na ten sezon po odejściu Neymara. O ile Dembele ostatecznie wymusił swoim dziecinnym zachowaniem transfer z Borussii Dortmund na Camp Nou, to już Brazylijczykowi ta sztuka się nie udała. Nawet nie pomogła rzekoma próba uzyskania transfer request, czyli pozwolenia na odejście. O wcześniejszych próbach pozyskania choćby Verratiego czy Jean’a Michaela Seri nawet nie warto wspominać, bo upadły u początku negocjacji.
Transfer Neymara wywołał ogromną lawinę i obudził wśród młodych gwiazd, jak Dembele czy Mbappe, wewnętrzne dzieci. Bo tak należy nazwać tych dwóch piłkarzy po tym, jak zachowali się ostatecznie w okienku transferowym. Zobaczyli oni większe pieniądze, niż dotychczas mieli, i nagle puf, nieistotne są kontrakt, regulacje w nim zapisane i tym podobne rzeczy. Wszystko inne nagle stało się nieważne, ponieważ liczyła się wyłącznie większa kasa. Widać to było na przykładzie mistrzów negocjacji z Barcelony, którzy wprawdzie dogadali się z Watzke i spółką, ale chyba nie osiągnęli w 100% tego, czego oczekiwali. Wydanie 105 milionów euro plus bonusy za piłkarza pokroju Dembele, przy jego z pewnością wyższej cenie, to kolejny z ciosów w policzek dla kibiców i włodarzy Barcelony.
Równoległy świat Bartomeu i frustracja kibiców
Coraz bardziej prawdopodobne jest to, że Josep Maria Bartomeu żyje w jakimś innym, równoległym świecie. Mówi jedno, a tak naprawdę wszystko okazuje się tylko jakąś iluzją, wierutnym kłamstwem. Przy każdym rzekomym transferze prezydent klubu z Camp Nou mówił, że zakup jest już formalnością, że wszystko jest kwestią godzin, jednego podpisu. Naprawdę, Panie Bartomeu?!
Nawet kibice Realu Madryt nie są aż tak naiwni i nie wierzą w kolejne bzdury, które Pan wygaduje. Verratti – kwestia godzin, było niemal pewne, że przejdzie on do Barcelony. Nagle jednak Włoch wyskakuje z tekstem, że w Paryżu jest mu wyjątkowo dobrze. Neymar? Było już praktycznie wiadome, że zostanie, a niespodziewanie okazało się, iż Brazylijczyk zrobił niezły dowcip prezydentowi Bartomeu i teraz śmieje się mu prosto w twarz.
Wydawać się mogło, że już kupno Andre Gomesa sezon temu było strzałem w kolano. Kibice Barcelony byli niemal pewni, że większej głupoty popełnić się nie da. Cóż, najwyraźniej za słabo znają prezydenta swojego klubu. Nie dość, że w średnio mądry sposób spożytkował on pieniądze z tytułu transferu Neymara, to ciągle nie jest pewne to, czy w drużynie zostaną jego legendy. Tak! Ciągle nie wiadomo, czy Andres Iniesta i Leo Messi podpiszą nowe kontrakty z klubem.
Narastająca w nich frustracja może doprowadzić do czegoś, co było jeszcze dwa lata temu nierealne. Najlepszy piłkarz świata oraz mistrz globu z 2010 roku, ludzie-instytucje w Barcelonie, wychowankowie mieliby opuścić swój ukochany klub. Nawet kibicom Realu, znienawidzonego w Katalonii, nie jest chyba w tym momencie do śmiechu. Nie ma co się dziwić, ponieważ to nie jest przyjemne wygrywać z największym rywalem, gdy ten ma coraz większe problemy.
Nie dziwna jest też wściekłość Cules i Socios. Partactwo Bartomeu doprowadziło ich do takiego stanu, że najchętniej wywieźliby go na taczkach z siedziby klubu i wręczyli mu wilczy bilet. Coraz bardziej drużyna z Katalonii przypomina nieporadny zespół pałętający się gdzieś w środku tabeli w erze przed prezydenturą Joana Laporty. To jest przerażające, ponieważ na naszych oczach Bartomeu doprowadził do tego, że „Blaugrana” – „Duma Katalonii” – stała się obiektem wręcz okrutnych drwin. Jest to aż nadto widoczne dzisiaj, w dobie wszechobecnego internetu.
Co powinno zmienić się w zarządzie Barcelony?
No właśnie, co powinno się tam zmienić? Przede wszystkim prezydent klubu, który swoją nieudolnością doprowadza stopniowo Barcelonę do ruiny. Nie dziwi nikogo wściekłość Cules, którzy w internecie głośno nawołują do dymisji Bartomeu. Dobrą radą dla włodarzy „Blaugrany” powinno być również to, by nie rzucać słów na wiatr oraz mówić wyłącznie prawdę. To akurat zdarza im się niezwykle rzadko, o czym świadczą doniesienia hiszpańskich mediów. Mieli oni podać informację o deklaracji Bartomeu dotyczącej negocjacji w sprawie przedłużenia umowy z Iniestą. Sam zawodnik ponoć zdementował rzekome informacje o negocjacjach.
Czy to nie jest chwytanie się brzytwy przez tonącego? Wygląda na to, że w takiej sytuacji znajduje się Bartomeu. W przeciwieństwie do większości tonących, których chociaż próbuje się ratować, dla prezydenta Barcelony nie będzie nawet chęci pomocy. Zbyt duże krzywdy wyrządził on kibicom, by mogli mu pomóc, czy nawet wybaczyć.