Mistrzowie Europy odprawili Amerykanów z Południa z kwitkiem. Hiszpania po bramce Davida Villi zwyciężyła z Paragwajem. Mecz obfitował w emocje, a kibice mogli ujrzeć dwa rzuty karne (i jeden powtórzony).
Faworytem meczu była Hiszpania, to oczywiste. Jednak wielu doceniło również drużynę Paragwaju, przez co nie była ona skazana na pożarcie. I słusznie, bo to podopieczni Gerardo Martino jako pierwsi oddali celny strzał na bramkę Casillasa, nim jeszcze nie minęła minuta. Dużo mówiło się o tym, że Paragwajczycy ograniczą się do defensywy, a atakować będą częstokroć z kontry. I tu Amerykanie z południowego kontynentu sprawili niespodziankę, ponieważ zagrali, stosując wysoki pressing. W rezultacie skutecznie ograniczyli pole manewru ekipie „La Roja”, której trudno było nabrać charakterystycznego dla niej tempa.
W drugim kwadransie spotkania obraz gry niewiele się zmienił. Trudno stwierdzić, żeby Paragwaj zdominował boisko, lecz na tyle skutecznie wychodził z opresji, a w dodatku efektywnie grał w obronie, że „La Roja” musiała uciec się do strzałów z dystansu. Uszczęśliwić miliony sympatyków reprezentacji Hiszpanii próbował w ten sposób zawodnik FC Barcelona, Xabi. Jego potężny strzał z woleja minął jednak poprzeczkę. Z wyjątkiem tej akcji, podopieczni Del Bosque nie mieli czym się chwalić. Większość podań, notabene często zagrywanych na wolne pole, było zbyt mocnych, a częstokroć niecelnych. Tymczasem Paragwaj nie omieszkał grać z kontry, a czynił to – zważywszy na klasę rywala – nierzadko.
W to, co działo się w pierwszej połowie, nie mogli uwierzyć nawet postronni kibice. Hiszpania nie stworzyła żadnej stuprocentowej sytuacji. Zawiódł Torres, który chociaż miał parę przebłysków na prawej stronie boiska, to nie popisał się pomysłowym dograniem czy też zaskakującym strzałem. Tymczasem podopieczni Martino zdobyli bramkę, która nie została uznana. Kiedy Cardozo znajdował się na ewidentnym spalonym, tuż obok niego czaił się Valdes, który przyjął piłkę i trafił do siatki Ikera Casillasa. Sytuacja była co najmniej kontrowersyjna, bo jeżeli napastnik Borussii Dortmund znajdował się na off side, to na naprawdę minimalnym.
Druga odsłona tego spotkania stała pod znakiem ataków Hiszpanów. Paragwaj chwilowo przygasł, by stanąć przed wielką szansą już po trzynastu minutach gry. Pique bezdyskusyjnie sfaulował Alcaraza we własnym polu karnym, stanowczo ciągnąc go za rękę. Zawodnik padł, a sędzia spotkania podyktował rzut karny. Cardozo w charakterystyczny dla siebie sposób potruchtał do piłki i uderzył blisko środka bramki. Casillas poczekał, wyczuł intencję zawodnika i udowodnił wszystkim, jak wielkiej klasy jest bramkarzem, gdyż wytrzymał tę próbę nerwów.
Minęło parędziesiąt sekund, a sytuacja obróciła się o 180 stopni. Ten, który wcześniej był poszkodowany, sam sfaulował swojego rywala. Sędzia bez wahania wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł pomocnik Realu Madryt, Xabi Alonso, który wytrzymał próbę nerwów i nie pomylił się. Mógł mieć jednak uzasadnione pretensje do swoich kolegów, ponieważ zbyt wcześnie wbiegli oni w pole karne przeciwnika. W rezultacie sędzia nakazał powtórkę. Tym razem z konfrontacji zwycięsko wyszedł Villar, który rzucił się w swoją lewą stronę i wybronił uderzenie Hiszpana. Jednak zaraz i po tej sytuacji znów doszło do pojedynku. Golkiper odbił piłkę w pole karne i kiedy okazję strzelecką miał jeden z piłkarzy „La Roja” – jak wykazały powtórki – rzucił się on na nogi rywala. Mistrzowie Europy naturalnie mieli pretensje, że nie stanęli przed trzecią szansą, jednak rozjemca spotkania nie dopatrzył się przewinienia.
Hiszpanie przeszli do frontalnego ataku. Starali się, próbowali i wreszcie doczekali się sukcesu. Po wielu nieudanych próbach, z fantastyczną akcją wyszedł Iniesta. Odnalazł Pedro, a ten uderzył w słupek. Piłka szczęśliwie trafiła pod nogi Davida Villi, który oddał wspaniały strzał. Futbolówka zanim minęła linię bramkową, odbiła się od dwóch słupków, co uczyniło ową bramkę doprawdy wspaniałą, jedną z najładniejszych w tych mistrzostwach, choćby dzięki tej fantastycznie przeprowadzonej akcji.
Gol pociągnął za sobą lawinę wydarzeń. W obu drużynach przeprowadzono zmiany. Na boisko wszedł Marchena, zastępując Puyola. Hiszpanie nie spoczęli na laurach, a zmuszeni do postawienia wszystkiego na jedną kartę zostali Paragwajczycy. I w tym momencie rozpoczął się festiwal parad bramkarskich, gdyż solidną markę swoimi występami wyrobili sobie zarówno Casillas, jak i Villar. Mistrzowie Europy w końcówce zagrali jednak niezwykle mądrze. Podopieczni Del Bosque szanowali piłkę i ostatecznie zakończyli tę batalię na swoją korzyść.
omg!hiszpania odstawiła niesamowite męczarnie,
chyba niemcy bez problemu ich ograją ;/
Ktoś musi ograć Niemców, do boju Hiszpania!