Liverpool przegrał finał Ligi Mistrzów w Kijowie, lecz w mediach porażka z Realem przedstawiana jest jako wyłączna wina Lorisa Kariusa. Niemiecki bramkarz popełnił dwa kardynalne błędy, które kosztowały ekipę Kloppa utratę bramek. Krytyka Kariusa nie ma końca, o postawie bramkarza wypowiedzieli się już wszyscy – nawet ci, którzy o futbolu wiedzą niewiele. Okazja do kopania leżącego znów okazała się silniejsza od trzeźwego spojrzenia na sytuację, w której na naszych oczach rozegrał się osobisty dramat człowieka.
Oczywiste błędy
Pomyłki Kariusa w starciu z Realem są faktem, nie opinią. Przy pierwszej straconej bramce niemiecki bramkarz zgubił koncentrację i zlekceważył osobę Benzemy. Były gracz Mainz próbował szybko wznowić grę, do czego przyzwyczaił już kibiców na Anfield. Również w finale Karius wielokrotnie szybko rozpoczynał ataki Liverpoolu, podejmując niekiedy zbędne ryzyko.
Drugie trafienie Bale’a jest efektem pierwszego błędu Kariusa. Bramkarz nie zawsze musi interweniować perfekcyjnie, ale po oddaniu strzału nigdy nie może zmienić decyzji co do stylu parady. Niemiec początkowo chciał piąstkować piłkę, chwilę później próbował jednak złapać futbolówkę. Efekty wszyscy znamy.
Brak wiary Kariusa wobec własnej decyzji był stricte związany z pierwszą pomyłką, która mocno odbiła się na jego psychice.
Krytyka zewsząd
Błędy bramkarzy od zawsze były tymi, które wiązały się z najgorszymi konsekwencjami. Nie inaczej było tym razem. Problem w tym, że pomyłki Kariusowi zdarzyły się w najważniejszym klubowym spotkaniu w całym sezonie.
Suchej nitki na bramkarzu Liverpoolu nie pozostawiono we wszelakich mediach społecznościowych. Ogromnej krytyki nie szczędzili dziennikarze, byli piłkarze, a nawet kibice.
Ironicznych żartów nie było i wciąż nie ma końca. Futbolowi eksperci wciąż prześcigają się w „zabawnych” wpisach na temat Kariusa. Na uszczypliwe uwagi Niemiec rzecz jasna nie odpowiada, przeżywa bowiem właśnie najgorsze dni w swoim życiu.
Karius nie jest głupi!
Konkretnych piłkarzy nie trzeba lubić, ale wypada ich chociaż szanować. Karius nie jest idiotą, doskonale zdaje sobie sprawę, jakie błędy popełnił i czym one skutkowały.
Przegrałem zespołowi ten finał, przepraszam… Loris Karius
Pomyłki Niemca nie były przecież umyślne. O awans do finału walczył on tak samo ciężko jak jego koledzy z zespołu. To między innymi zwyżka formy Kariusa zaważyła na tym, że Liverpool do owego finału awansował.
Gdy bramkarz wrócił do pierwszego składu ekipy Kloppa, cała obrona – na czele z Van Dijkiem – poczyniła ogromne postępy. Liverpool zaczął tracić mniej bramek i zachował mnóstwo czystych kont w lidze i europejskich pucharach. Swój udział w tym – ku zdziwieniu wielu ekspertów – miał również Karius.
Hipokryzja do kwadratu
Łatwo również spotkać się z opinią, że Karius został pozbawiony wsparcia przez swoich kolegów, którzy po spotkaniu nie pędzili do niego z przyjacielskim wsparciem. Najczęściej takim argumentem posługują się oczywiście eksperci z kanapy, którzy podczas spotkania zdążyli już kilkukrotnie wyśmiać niemieckiego bramkarza.
Choć to początkowo Bale i Asensio pocieszali Kariusa, to później dołączyli do nich piłkarze Liverpoolu, którzy w wywiadach pomeczowych bronili niemieckiego bramkarza. Wsparcia golkiperowi udzielił również sam Klopp, dla którego był to szósty przegrany finał.
Ja to wiem, wy to wiecie i Loris też to wie. Popełnił dwa błędy. Jest mi naprawdę przykro z jego powodu, to nie był jego wieczór. Otrzyma od nas potrzebne wsparcie. Juergen Klopp
Piłkarz też człowiek
Na sytuację Kariusa możemy spoglądać dwojako. Jako bramkarz Karius został wczoraj całkowicie skompromitowany i zasługuje na słowa krytyki. Jakiekolwiek zasady moralne nakazują jednak patrzeć na Niemca jako człowieka, który cierpi przez swoje pomyłki.
Karius zawiódł nie tylko siebie, ale również miliony fanów i kolegów z drużyny. Tak katastrofalny występ zostanie w historii piłki na wiele, wiele lat. Również sam Niemiec na długo nie zapomni o swoich błędach – to wystarczająca kara, do której nie potrzeba dokładać gróźb, wyzwisk czy uszczypliwych komentarzy.
Natychmiast po końcowym gwizdku wsparcie niemieckiemu bramkarzowi zaoferowały Napoli, Inter oraz Mainz, które w ciepłych słowach wypowiadały się o Kariusie. Nie zabrakło również bramkarskiej solidarności, do której przyłączyli się m.in. Chris Kirkland i Oliver Kahn.
Przyszłość Kariusa stoi pod znakiem zapytania. Nie chodzi tutaj wyłącznie o jego losy w Liverpoolu – w grę wchodzi cała kariera niemieckiego bramkarza.
Wielu piłkarzy nie potrafiło podnieść się po tak kardynalnych błędach i nigdy nie wracało na wcześniej wypracowany poziom. W przypadku Kariusa martwić musi jego stan psychiczny, który po wczorajszym finale jest szczególnie wątpliwy.
Czasowe wsparcie
Karius otrzymał oczywiście wsparcie od zespołu, trenera i klubowego psychologa. Prędzej czy później przyjdzie jednak czas rozliczeń. Niemiec pokazał wczoraj, że nie jest gotowy na wielkie spotkania, i nie wiadomo, czy ten fakt kiedykolwiek ulegnie zmianie.
Choć Klopp wielokrotnie ufał piłkarzom, których już wielu skreślało, to tym razem cierpliwość trenera mogła się wyczerpać. Zatrudnienie nowego bramkarza byłoby kolejnym ciosem dla Kariusa, który z pewnością jeszcze wierzy, że zdoła wrócić do bramki Liverpoolu.
Trwające okno transferowe będzie dla Kariusa kolejnym trudnym okresem. Choć w klubie wszyscy pragną jego dobra, to nie będą więcej ryzykować utraty pozytywnych rezultatów przez chimerycznego golkipera.
Nam, kibicom, pozostaje zatem trzymać kciuki, aby Loris Karius wrócił na boisko z podniesioną głową i wiarą we własne możliwości. Nawet jeśli nie będzie to możliwe w Liverpoolu, to Niemiec odnajdzie dla siebie nowe miejsce w świecie futbolu…