Stało się, co stać się musiało. Jose Mourinho powrócił do Premier League, by zmazać plamę z końcowego pobytu na Old Trafford. Z ocieplonym wizerunkiem i w nowej roli strażaka objął stery Tottenhamu Hotspur. Zespołu przypominającego w obecnym sezonie Titanica. Czy krnąbrny Portugalczyk zmieni kurs sunących wprost na górę lodową „Spurs”? Nawet jeśli nie, to urozmaici Premier League.
Kibice, media i sam futbol potrzebują jednostek nietuzinkowych, które oprócz wysokich umiejętności wyróżniają się także aparycją czy zachowaniem. Najczęściej kontrowersyjnym, dzięki czemu łatwo zapadają w pamięć i stają się jeszcze bardziej rozpoznawalni. Nawet dla osób nieinteresujących się na bieżąco futbolem. Taką postacią bezsprzecznie jest Jose Mourinho. Menedżer przez jednych uwielbiany, a przez drugich znienawidzony. Znany zarówno z racji spektakularnych sukcesów, jak i wciągania rywali w wojenki słowne.
Ostatnio jednak po zwolnieniu z Manchesteru United Portugalczyk był bardziej postrzegany przez pryzmat tej drugiej kwestii. Dlatego szkoleniowiec, działając jako ekspert telewizyjny, wyważonymi wypowiedziami znacznie ocieplił nadszarpnięty wizerunek osoby krnąbrnej, która wszystko wie najlepiej, a winni wszelakiego zła są inni. Podziałało, bo po rozwodzie Mauricio Pochettino z Tottenhamem Hotspur zajął miejsce argentyńskiego menedżera.
Zmiana trenera w #Tottenhamie na jednym gifie ?#Mourinho #Pochettino pic.twitter.com/YSHAd6qyVU
— Paweł Baran (@pawelbae) November 20, 2019
Dobry wujek Jose Mourinho
Objęcie zespołu z północnego Londynu przez Portugalczyka wydawało się jednak do końca mało realne. Jose Mourinho lubi wydawać na wzmocnienia. Prawie tak bardzo jak narzekać. Tu pojawia się oczywisty problem, bo właściciel Tottenhamu Hotspur, Daniel Levy, do osób rozrzutnych raczej nie należy. Przynajmniej jeśli chodzi o przekazywanie środków na zakup nowych graczy. Różnica między preferencjami obu panów wydawała się zbyt duża, by do podpisania umowy przez Jose Mourinho rzeczywiście mogło dojść. A jednak związek utytułowanego menedżera z kolejnym angielskim klubem stał się faktem. Związek, który najprawdopodobniej powstał z powodu obustronnej desperacji.
Dla Tottenhamu Hotspur pozyskanie szkoleniowca o uznanym nazwisku było jedyną szansą na zatrzymanie gwiazd zespołu. Gwiazd, które coraz częściej spoglądają na możliwość odejścia do klubów, w których miałyby szanse na zdobywanie trofeów. Zakontraktowanie Jose Mourinho ma zatrzymać nadciągający exodus. Być może się uda, bo początek jest obiecujący.
Portugalczyk wcielił się w rolę dobrego wujka, który oczyszcza zatęchłą atmosferę szatni „Spurs” (cóż za ironia, patrząc na odejście szkoleniowca z United) po zwolnieniu Mauricio Pochettino. Klepie po plecach i przytula zawodników, dodając pewności siebie. Tak bardzo utraconej po kryzysie, który trwa(ł?) niemal rok. To wszystko sprawia, że odbiór Jose Mourinho przez media i kibiców jest inny niż wcześniej, bardziej pozytywny. Prawdopodobnie jednak tylko do czasu. Dlatego, że nieuniknione nadejdzie – kolejne gierki menedżera i słowne starcia „The Special One”. Pytanie, jak długo trzeba będzie czekać.
Wraca. Tottenham. Kontrakt do końca sezonu 2022/23. #Mourinho pic.twitter.com/fqNyn29Q55
— Przemek Pozowski (@PrzemekPozowski) November 20, 2019
Trzeci, który urozmaici Premier League
W przemianę Portugalczyka nie wierzę, bo uwierzyć niełatwo. Jose Mourinho na początku pracy na Tottenham Hotspur Stadium robi dobre wrażenie, ale nadal na plecach nosi plecak wypełniony kontrowersjami. Plecak, który kiedyś wypakuje, ukazując poprzedni, powszechnie znany wizerunek. To chyba jednak dobrze dla samej Premier League. Angielska ekstraklasa powoli zaczęła cierpieć przez zdominowanie rozgrywek przez rywalizację Liverpoolu z Manchesterem City, czyli Jürgena Kloppa z Pepem Guardiolą. Do tego stopnia, że w niespodziewanie świetnej dyspozycji Leicester City w bieżącym sezonie zaczęto szukać odskoczni.
Powrót Jose Mourinho sprawia, że nuda Premier League już nie grozi. Portugalczyk zajął miejsce przy stoliku opuszczone przez Mauricio Pochettino jako ten trzeci do brydża. Jednak w porównaniu z argentyńskim szkoleniowcem jest graczem znacznie bardziej doświadczonym. Jedno wolne miejsce nadal pozostaje puste, lecz to nie znaczy, że rozgrywka nie może się odbyć. Jose Mourinho, gdy w końcu zrzuci maskę dobrego wujka, będzie grał za dwóch. Wbijał szpile zarówno Jürgenowi Kloppowi, jak i Pepowi Guardioli. Z czasem dostanie się również zapewne Danielowi Levy’emu, gdy nie powierzy oczekiwanej przez Portugalczyka sumy na wzmocnienia.
Dlatego nawet jeśli Jose Mourinho nie zdoła zmienić kursu od roku sunących wprost na górę lodową „Spurs”, to i tak urozmaici Premier League. Do dwóch szkoleniowców będących wizytówką angielskiej ekstraklasy dołącza trzeci. Niepokorny, pełen kontrowersji, będący przeciwieństwem menedżerów Liverpoolu i Manchesteru City. Jednak przeciwieństwa podobno się przyciągają. Jedno jest pewno – skorzysta na tym Premier League.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- Coraz głośniej o zbliżającym się wielkimi krokami zwolnieniu Unaia Emery’ego. Zawodnicy Arsenalu według doniesień brytyjskich mediów mają nie rozumieć taktyki nakreślonej przez szkoleniowca. Dystans do czołowej czwórki rośnie z każdą kolejką, a czas na podjęcie ważnych decyzji w klubie z Emirates Stadium właśnie nadchodzi. Przynajmniej jeśli „The Gunners” nadal chcą ratować bieżący sezon.
A big effort from the lads today! ?
The post-match numbers, in association with @eToro: pic.twitter.com/T0Ov7WsWg9
— Southampton FC (@SouthamptonFC) November 23, 2019
- Absolutna sensacja obecnej kampanii, Leicester City, nie zwalnia tempa. Podopieczni Brendana Rodgersa mocno trzymają się drugiej lokaty, z każdym tygodniem zbliżając się do powrotu do Ligi Mistrzów. Czym bliżej szczytu, tym mocniej wieje, ale „The Foxes” wydają się zespołem mocno opartym na nogach. Powrót do elitarnych rozgrywek jest w zasięgu klubu z King Power Stadium.