John van den Brom nie pomaga – Lech Poznań traci kolejne punkty


Lech Poznań nie potrafi wiosną wygrać meczu

1 lutego 2023 John van den Brom nie pomaga – Lech Poznań traci kolejne punkty
Dariusz Skorupiński

Lech Poznań traci punkty. Traci punkty po raz kolejny. Za nim już dwa mecze w tej rundzie, które powinien wygrać, i pewnie tak zakładał John van den Brom, a tylko zremisował. Jest to ogromny powód do niepokoju, bo "Kolejorz" mógł już mieć spokojniejszą lokatę w tabeli, a tak musi się martwić bieżącymi dolegliwościami, które w tych obu spotkaniach wyszły na jaw.


Udostępnij na Udostępnij na

Spotkanie z Miedzią zakończyło się wynikiem 2:2. Był moment, w którym Lech Poznań miał już ten mecz pod kontrolą, a grając z zespołem ze strefy spadkowej, nie może tak tracić punktów. To jest tragedia. Takie rzeczy nie mogą mieć miejsca. Wiele błędów indywidualnych i złych decyzji, w tym także trenera, który zespołowi nie pomógł. Paradoks jest taki, że nie były to złe spotkania w wykonaniu „Kolejorza”. Stworzył on sobie mnóstwo sytuacji, ale nie potrafił ich przepchnąć, czyli zabrakło tego, z czym poznaniacy mierzą się już od wielu lat.

Lech Poznań i nowe taktyki

Trudno znaleźć kluby, które grają na bocznego obrońcę i robią wszystko, aby to jemu dostarczyć piłkę, żeby ten coś wyczarował. Zazwyczaj można opierać swoją grę na napastniku, na kreatywności pomocników czy pokrętle skrzydłowych. John van den Brom odkrywa jednak nowe taktyki. Boczni obrońcy odgrywają coraz większą rolę w futbolu, ale Joel Pereira wyrasta na główną postać ofensywną Lecha. Przynajmniej tak to wyglądało w pierwszej połowie.

Oczywiście piszemy to trochę przekornie, ale „Kolejorz” wyglądał na zespół, który był nastawiony na to, aby zrobić jak najwięcej miejsca Portugalczykowi na prawej stronie. Nawet Adriel Ba Loua często wbiegał do środka albo lądował nawet na drugim skrzydle tylko po to, aby w odpowiednim momencie dostarczyć piłkę do Pereiry, który miał wysłać tzw. ciasteczko do Ishaka.

Praktycznie wszystko, co dobre dla Lecha, działo się po prawej stronie. To tam odbywała się kombinacyjna gra z Ba Louą i schodzącym Ishakiem. W końcu gdzieś się ona musiała odbywać, gdy w środku pola oglądaliśmy dwie „szóstki”. Owszem, umiejące dobrze pograć w piłkę, ale raczej nie spodziewamy się po nich kluczowych podań. Te za to Joel Pereira potrafi zagrać jak mało kto. Ma ich najwięcej w zespole i najwięcej spośród wszystkich obrońców w lidze. Niekonwencjonalny pomysł, ale nawet na Miedź nie wystarczył.

Zatrzymajmy się na dłużej przy prawej stronie boiska. Chwalimy Joela Pereirę za grę ofensywną, ale pierwsza bramka leci na jego konto. To od jego niefrasobliwego zagrania wszystko się zaczęło. Co jakiś czas zdarzają mu się takie „babole”. Za to pochwalić musimy Adriela Ba Louę. W końcu to był taki Iworyjczyk, jakiego chcemy oglądać. Długo trzeba było czekać, ale chyba było warto. Z taką grą konkrety w końcu przyjdą. Mimo iż zmarnował dogodne sytuacje w Mielcu, to jest największym wygranym tych dwóch kolejek i z podniesioną głową może wracać do Poznania.

Poznański Bereszyński

Nie jest tajemnicą, że Pedro Rebocho nie jest w formie. John van den Brom szuka innego rozwiązania na lewej obronie. Poza tym często jeszcze jesienią mówiło się o problemach kondycyjnych Portugalczyka. Holender spróbował też dobrze znanego nam wariantu z prawym obrońcą na lewej flance. Alan Czerwiński to wielozadaniowiec. Van den Brom wystawiał go już od biedy nawet na środku pomocy.

Na dłuższą metę ten pomysł jednak nie wypali. Czerwiński to solidny ligowiec, na którym można polegać, ale w Legnicy przy dwóch trafieniach mógł zachować się lepiej. To jego stroną poszły dwie bramkowe sytuacje. Nie wypalił ten pomysł trenerowi. Masouras był tego dnia po prostu lepiej dysponowany. Chyba nie ma co tutaj szukać na siłę. Pedro Rebocho zawsze, gdy jest zdrowy, powinien grać. Alan Czerwiński to już opcja ostateczna, choć lepszego kandydata na zmiennika na ten moment nie ma.

Lech Poznań gra mało kreatywnym środkiem pola

Decyzję o wystawieniu Czerwińskiego na lewej obronie możemy jeszcze zrozumieć, ale ustawienie tak defensywnego środka pola w meczu, gdzie Lecha będzie czekała wyłącznie gra w ataku pozycyjnym, to już bardzo niezrozumiała decyzja. Zdajemy sobie sprawę, że Karlstrom i Murawski to nie są typowe „szóstki”. Trochę różnią się od Karlo Muhara, ale wystawianie ich razem to raczej dobra opcja na mecze z równymi zespołami, gdzie „Kolejorz” będzie musiał się także bronić i zabezpieczać się w tyłach.

Przecież każdy przeciętny kibic piłki nożnej w Polsce wiedział, że to Lech Poznań będzie musiał się przedrzeć przez okopy Miedzi, która będzie próbowała kontrataków. Brakowało kreatywności, przez co jedyną opcją były skrzydła. Ataki „Kolejorza” koncentrują się w zasadzie wyłącznie na bocznych strefach boiska. Wiemy, że tam są tacy kozacy jak Michał Skóraś i Joel Pereira, ale to już stało się przewidywalne.

Jakby tak dołożyć kogoś jeszcze do środka pola z tzw. kluczowym podaniem, to chyba odbiłoby się to jedynie pozytywnie na zespole i wynikach. Filip Marchwiński oprócz strzelenia bramki nie pokazał nic ciekawego. Słyszeliśmy już, że John van den Brom bardzo stawia na skrzydłowych i często robi z nich odwróconych skrzydłowych, ale przydałoby się kimś postraszyć także w środku pola. Jak pokazał mecz z Miedzią, nawet zaryglowanie środka pola nie zawsze musi skutkować czystym kontem.

John van den Brom nie lubi w zmiany

Tym sposobem dochodzimy do punktu kulminacyjnego. John van den Brom nie lubi mieszać w trakcie meczu. Mało oglądamy zmian. Do samego końca, nawet gdy Lech próbował na siłę wpakować piłkę do bramki, grał Karlstromem i Murawskim. Trochę bez sensu. Tam już nie było czego bronić, a na ławce było kilku zawodników, których stać na odmienienie losów spotkania. Najlepszy przykład to Nika Kvekveskiri, który jesienią jest jeszcze bez minuty, a aż prosiło się, żeby wpuścić go w obu spotkaniach.

John van den Brom ma jakieś uprzedzenia. Temat Afonso Sousy był wspominany wiele razy, ale on wciąż dostaje za mało szans. W Mielcu i Legnicy na boisku pojawiał się Kristoffer Velde. Jedyne, co wprowadził, to zamieszanie i niedokładność. Taki to jest piłkarz, a tymczasem ani minuty nie dostał Gio Tsitaishvili. Lech Poznań nie ma aż tak ubogiej ławki, żeby decydować się na tylko dwie zmiany, gdy zespołowi nie idzie, a tak było w Mielcu. W Legnicy za to zabrakło zmian przy prowadzeniu, aby uspokoić mecz. Trener spóźnił się ze zmianami i Szymczak z Sobiechem weszli już przy remisie.

Odnosimy wrażenie, że John van den Brom wciąż czegoś poszukuje. Czasami szuka kwadratowych jaj, co nie przynosi korzyści zespołowi. „Kolejorz” rozegrał dwa dobre spotkania, które powinien wygrać, ale swoimi decyzjami nie pomógł w tym Holender. Oby szybko wyciągnął wnioski, bo „Duma Wielkopolski” względnie nie potrzebuje wielu korekt. Generalnie wygląda to dobrze, trzeba tylko wykluczyć pewne błędy, które notorycznie się pojawiają. Najbliższa okazja do refleksji w niedzielę również z Miedzią Legnica.

Komentarze
toni (gość) - 1 rok temu

,,który jesienią jest bez minuty"... Warto sprawdzać tekst zanim się go wypuści

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze