Japońska Liga Mistrzów, czyli piłkarskie święto małych klubów


Encyklopedia wiedzy na temat niszowego azjatyckiego turnieju

3 listopada 2020 Japońska Liga Mistrzów, czyli piłkarskie święto małych klubów
Zespół TIAMO Hirakata, występujący w 5. lidze japońskiej

System rozgrywek w Japonii jest zgoła inny od realiów w Polsce czy Europie. O piłce w Japonii mógłbym rozmawiać godzinami, ale dziś przyjrzymy się konkretnym rozgrywkom. Piąta liga japońska to z pewnością nie jest temat grzejący kibiców na całym świecie, jednak bardzo ciekawy. Bo i finałowa faza tych regionalnych rozgrywek obiera bardzo emocjonujący i interesujący format.


Udostępnij na Udostępnij na

Cztery pierwsze poziomy ligowe w Japonii to rozgrywki ogólnokrajowe. W Polsce na tym ostatnim, czwartym poziome rozpoczyna się już podział na grupy. Jednak na piątym poziomie Japończycy zdecydowali się na zdecentralizowanie rozgrywek, tworząc dziewięć lig regionalnych. Zatem każda z dziewięciu lig ma swoich mistrzów, a miejsca w JFL (4. liga) są tylko dwa. Jak więc spośród dziewięciu najlepszych zespołów z każdego regionu wyłonić te dwa najlepsze? Odpowiedzią okazała się…

„Piąta Liga Mistrzów”

Czyli dosłownie Japońska Liga Mistrzów Regionalnych. Trudno porównać te rozgrywki do jakichkolwiek rozgrywek polskich. Są to swego rodzaju baraże, które obierają formę turnieju. Jak nietrudno się domyślić, turniej barażowy rozgrywany jest pomiędzy dziewięcioma mistrzami – po jednym z każdej ligi regionalnej. Zasady rozgrywek są jednak o wiele bardziej skomplikowane, bo w turnieju o awans bierze udział w sumie 12 ekip.

Jak więc dobrać pozostałe drużyny? Zamiast zagłębiać się w szczegóły, przedstawmy wszystko w dużym skrócie. Pierwszeństwo udziału w barażach mają finaliści pucharu niższych lig. Następnie półfinaliści, jeżeli ci finaliści nie kwalifikują się, np. grają w niższej dywizji lub zdobyli już mistrzostwo swojej ligi. Później drużyny dobiera się na zasadzie dzikiej karty wg regionu i ustalonej przed sezonem kolejności.

Kiedy znani są już uczestniczy mistrzostw, zostają oni podzieleni na trzy grupy. Każda swoje mecze rozegra w wybranym wcześniej mieście – zespoły w trakcie zaledwie trzech dni będą musiały rozegrać trzy spotkania, tempo jest więc mordercze. Do kolejnej rundy awansuje trzech mistrzów – po jednym z każdej grupy – a także jedna drużyna z miejsca drugiego. O awansie decyduje wówczas bilans bramek, dlatego w każdym spotkaniu warto wciąż walczyć o gole.

Zespoły, którym uda się awansować, trafiają do grupy finałowej. Faza ta rozgrywana jest, podobnie jak wcześniej, w jednym, konkretnym mieście. W systemie rywalizacji każdy z każdym dwie najlepsze ekipy uzyskują promocję do JFL. Natomiast drużyna, która w grupie uplasuje się na 3. miejscu, rozegra w tym sezonie jeszcze jeden, ostatni mecz – baraż z trzecią najgorszą drużyną 4. ligi.

Festiwal ciekawych projektów

W tegorocznej edycji turnieju zagra wiele bardzo ciekawych drużyn. Niektóre projekty są bardzo ambitne – nie brakuje klubów, które w najbliższym czasie chcą podbić J.League. Niektórzy uczestnicy 28 października rozegrali mecze w Pucharze Cesarza i w kolejnej fazie zmierzą się z w pełni profesjonalnymi zespołami.

Grupa A

Pierwsza grupa swoje mecze rozegra w mieście Shimotsuke, w prefekturze Tochigi, około 100 kilometrów na północ od Tokio. Swoje mecze rozegrają tam trzy zespoły z zachodniej Japonii oraz drużyna z Kioto, którą czeka bardzo daleka droga. Przedstawmy zatem zespoły, które powalczą o awans do wyższej dywizji.

Blancdieu Hirosaki FC

Hirosaki to miasto położone w północno-zachodniej części Honsiu. Miasto słynie przede wszystkim ze swoich jabłek – Hirosaki to jeden z największych producentów tego owocu w kraju. Nad miastem wzbija się także charakterystyczny, liczący sobie 400 lat zamek. Klub piłkarski jest tak naprawdę największym klubem sportowym w mieście, nawet mimo tego, że występuje w niższych ligach.

I ma szansę faktycznie powalczyć o awans. Zespół z Hirosaki jest typowany do awansu co najmniej do rundy finałowej, jednak znalazł się w dość wymagającej grupie. Blancdieu to obecny mistrz ligi Tohoku, a wyniki zespołu są naprawdę imponujące. 48 strzelonych goli w zaledwie dziewięciu spotkaniach, tylko cztery stracone bramki i łącznie tylko dwa stracone punkty – bo po drodze przydarzył się ekipie jeden remis.

Na kogo w szeregach Blancdieu należy zwrócić uwagę? Przede wszystkim napastnik ekipy z Hirosaki. Kei Takahashi w tym sezonie sam zdobył 22 gole (w dziewięciu spotkaniach!). Zaliczył w sumie sześć hat-tricków, strzelał we wszystkich spotkaniach, oprócz ostatniego, zremisowanego 0:0, kiedy to najlepsi zawodnicy mogli nieco wypocząć. Takahashi w tym sezonie strzelał bramkę średnio co 29,5 minuty, zaliczył także jedną asystę, a więc brał udział w bramce co mniej więcej 28 minut spędzonych na placu gry.

Turniej dla napastnika będzie z pewnością swego rodzaju furtką do gry na wyższym poziomie. Takahashi nie jest wysoki, mierzy 173 centymetrów, a więc na pewno nie można powiedzieć, że ma fizyczną przewagę nad swoimi rywalami. Mimo to w obecnej kampanii gra jak z nut i śmiało można powiedzieć, że wprowadził Blancdieu do turnieju finałowego.

Tochigi City FC

Można powiedzieć, że zespół Tochigi City grać będzie w roli gospodarza. Miejscowość, w której rozegrany zostanie turniej, znajduje się właściwie tuż obok miasta Tochigi, gdzie na co dzień występuje zespół City. Co ciekawe, przydomek „Uva”, bo taki właśnie przylgnął do tej ekipy, wziął się z języków włoskiego i hiszpańskiego. Oznacza on winogrono, natomiast w tym właśnie rejonie Japonii mieści się sporo winiarni. Przez wielu to właśnie ta ekipa typowana jest do zajęcia pierwszego miejsca w swojej grupie. A jak City poradziło sobie w tym sezonie ligowym?

W dość wyrównanej lidze Kanto zespół z Tochigi nie przegrał ani jednego meczu, lecz statystyki strzeleckie drużyny oczywiście nie są aż tak imponujące jak w przypadku Hirosaki. Swoją regionalną ligę Tochigi wygrywało już kilkukrotnie. Awans do 4. ligi zespół wywalczył po raz pierwszy w 2009 roku. W 2017 roku ekipa spadła z JFL i od tej pory dwukrotnie wygrywała regionalną ligę Kanto – w sezonach 2018 i tym obecnym, 2020.

Uwagę warto zwrócić na pewno na dwóch zawodników. Atsushi Yoshida, napastnik, w tym sezonie zdobył sześć bramek dla swojego zespołu, do tego dołożył też jedno trafienie w Pucharze Cesarza. Całkiem niezłe liczby jak na 21-latka – łącznie siedem goli w 10 meczach. Yoshida ma także doświadczenie z gry w Regionalnej Lidze Mistrzów. Rok temu, gdy reprezentował jeszcze barwy FC Iwaki, zagrał w meczu otwierającym cały turniej. Zaliczył nawet asystę. Ostatecznie Iwaki awansowało do JFL, ale dla Yoshidy nie znalazło się miejsce w zespole.

Obserwować trzeba także Yuki Okaniwę, jednego z bardziej doświadczonych graczy w zespole City, jeśli chodzi o grę na wyższym poziomie. W latach 2017-2018 Okinawa grał w ekipie Thespakutsu Gunma, z którą najpierw koncertowo spadł z J2 do J3, a w 2018 roku walczył o powrót na wyższy poziom. Ostatecznie musiał jednak przenieść się aż o dwa poziomy niżej. Awans Tochigi oznaczałby zatem dla niego ponowne otwarcie się drzwi na profesjonalny poziom w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Hokkaido Tokachi Sky Earth

Dla zespołu z malowniczej wyspy Hokkaido nie jest to pierwszy taki sukces w historii. Klub z miasta Obihiro już po raz piąty od momentu utworzenia ligi na północnej wyspie (czyli roku 2011) został mistrzem rozgrywek. Do tego nigdy nie wypadł poza pierwszą trójkę. Dwa lata temu, czyli w sezonie 2018, nastąpił przełomowy moment. Klub nawiązał współpracę z dużą korporacją, zmienił nazwę na obecną i celuje w awans do J.League. Pierwszym krokiem ma być jednak zwycięstwo w mistrzostwach i uzyskanie promocji do JFL.

Mimo to Hokkaido nie daje się zbyt wielkich szans na namieszanie w grupie. Nie będzie to może typowy chłopiec do bicia, ale konkurencja w postaci Hirosaki oraz Tochigi sprawia, że szanse Sky Earth na awans są niewielkie, ale też nie znikome. Drugie miejsce to chyba jednak maksimum, jakie Hokkaido mogłoby wyciągnąć w swojej grupie, a w takiej sytuacji o awansie decydować będą najpewniej strzelone gole.

Hokkaido kojarzy się przede wszystkim z zimowym krajobrazem

Zdecydowanie najbardziej doświadczonym graczem Sky Earth jest 38-letni Satoshi Nagano, środkowy defensor, który ma za sobą prawie 170 występów na profesjonalnym poziomie w Japonii. Nagano grał między innymi w Fukuoce (obecnie wicelider J2) czy Kitakyushu (ekipa walcząca o awans do J1). Ponad 50 występów obrońca zaliczył także w tajskiej ekstraklasie, teraz zaś postara się zatrzymać na przykład bramkostrzelnego Takahashiego.

AS. Laranja Kyoto

Czyli Akademia Sportu Laranja Kyoto. Po raz kolejny w nazwie zespołu znajdziemy portugalski akcent – Laranja to po portugalsku pomarańczowy, co nawiązuje do klubowych barw. Przed sezonem raczej nikt nie spodziewał się takiego sukcesu zespołu z Kyoto. Laranja zajęła drugie miejsce w swojej lidze i otrzymała dziką kartę do udziału w mistrzostwach. Wcześniej zespół to spadał do szóstej ligi, to zaś awansował do piątej i tak ta historia się toczyła.

Dlatego też raczej nikt nie traktuje ekipy z Kioto zbyt poważnie. Ot, typowy outsider, który na mistrzostwa dostał się nieco dzięki szczęściu. Skład zespołu to taki prawdziwy miszmasz: wielu młodych zawodników, poniżej 23. roku życia, a także stare wygi w postaci chociażby dwóch golkiperów, którzy łącznie na karku mają 81 lat.

Grupa B

Jest to grupa, którą wiele osób uważa za najbardziej wyrównaną. Miejscowość Saga, która będzie gościć zespoły przyjezdne, położona jest na wyspie Kiusiu. Stadion zaś mieści się w ogromnym parku w samym sercu miasta, gdzie krzyżują się dwie główne drogi. Walka w tej grupie zapowiada się na niezwykle zaciętą.

FC Kariya

Kariya to zespół z przeszłością dłuższą niż niektóre europejskie zespoły z najsilniejszych lig. Zespół powstał tuż po drugiej wojnie światowej, w roku 1949, i w swojej historii może pochwalić się nawet występami w JSL, czyli pierwszej półprofesjonalnej lidze w Japonii. Wszystko dlatego, że Kariya wykształciła się bezpośrednio z zespołu podlegającego pod korporację Toyota. A to zespół Toyoty, który istnieje zresztą do dziś, grał wtedy w Japan Soccer League.

Nippon Denso, bo taką nazwę (od firmy DENSO) nosił klub, w latach 90. występował nawet na zapleczu japońskiej ekstraklasy. Piłka w tym kraju jednak bardzo szybko się rozwijała, a korporacja-matka nie chciała już dłużej mieć na swoim utrzymaniu klubu, kiedy kolejne zespoły usamodzielniały się od wielkich firm. W końcu więc Kariya zmieniła właściciela oraz nazwę, przy okazji spadając na sam koniec ligowej drabinki.

Historia FC Kariya, długa i zawiła, to jednak dobry temat na zupełnie inny artykuł. Skupmy się jednak na obecnej sytuacji zespołu. Drużyna wygrywała ligę regionalną Tohoku w 2015, 2016, 2019 oraz teraz, w 2020. Powoli władze klubowe starają się wskrzesić klub, a awans do JFL i potencjalnie także do J.League są ważnym krokiem całego planu.

Pomóc w tym mają doświadczeni zawodnicy. Yuki Sato, środkowy pomocnik, zagrał w swojej karierze nieco ponad 150 spotkań na poziomie J.League. Napastnik Yuta Nakano ma za sobą doświadczenia na wielu szczeblach w Japonii, zaliczył też epizod w Indonezji. 30-letni golkiper Tetsuya Yamaoka spędził lata w 3. i 4. lidze, a Yuki Fuke przez sześć lat grał dla Kamatamare Sanuki w J3 oraz J2. Nie są to więc przypadkowi zawodnicy, a gracze, którzy w Japonii zrobili mniejszą czy większą karierę. Nietrudno się więc domyślić, że Kariya jest traktowana jako jeden z kandydatów do zwycięstwa w swojej grupie.

Briobecca Urayasu

Niezwykle ciekawa jest geneza powstania nazwy zespołu. Urayasu to oczywiście nazwa miejscowości (zresztą bardzo pięknej, nadmorskiej, nad którą góruje disneylandowy pałac), natomiast Briobecca to już sprawa bardziej złożona. Brionac to nazwa mogąca kojarzyć się bardziej fanom irlandzkiej mitologii. Jest to nic innego jak włócznia, należąca do jednego z bogów, Luga. W japońskiej popkulturze broń ta występuje dość często, na przykład w japońskich grach. Becca to natomiast nazwa jednoosobowych łodzi, które służyły do wydobywania wodorostów nori – charakterystycznego znaku prefektury Chiba.

Elementy symbolizujące włócznie znalazły się nawet na klubowym herbie, a więc jest to kolejny przykład na europeizację japońskich klubów. Urayasu na pewno uważać trzeba za zespół bardzo groźny w kontekście walki nawet o bezpośredni awans do JFL. W latach 2016-2017 klub grał już w 4. lidze. Teraz awansował do turnieju dzięki dzikiej karcie, ale to wcale nie oznacza, że będzie outsiderem. Wręcz przeciwnie – Briobecca przy odrobinie szczęścia może być w stanie awansować dalej.

Tokyo Disneyland to znak rozpoznawczy Urayasu

W tym sezonie ligi regionalnej Kanto Urayasu uplasowało się na drugim miejscu, trzy punkty za głównym kandydatem do awansu z Tochigi, które wystąpi w grupie A. Podobnie jak w przypadku innych drużyn Briobecca ma swoich szeregach kilku bardzo ciekawych zawodników ze sporym doświadczeniem. Sho Murata na przykład to wychowanek FC Tokyo (wicemistrza kraju). W przeszłości grał m.in. w Mito Hollyhock czy Thespakutsu Gunma, czyli klubach J.League. Co ciekawe, do tego drugiego trafił właśnie z zespołu Urayasu, do którego powrócił. 33-latek w zespole gra pierwsze skrzypce, bo w dziewięciu spotkaniach zaliczył trzy asysty i strzelił trzy bramki.

Choć w tych dziewięciu rozegranych spotkaniach zespołowo Briobecca zdobyła 19 bramek (a więc całkiem sporo), w zespole brakuje napastnika z prawdziwego zdarzenia. Najlepszym strzelcem ekipy jest obecnie 23-letni pomocnik Tatsuki Kojima, który na swoim koncie ma cztery trafienia. Ryo Tamiya, który spośród napastników otrzymał w lidze najwięcej minut, zaliczył zaledwie dwa trafienia.

Okinawa SV

Zespół z wyspy Okinawa czeka podróż samolotem do Fukuoki, a stamtąd przesiadka i podróż do Sagi. Jest to niezwykle młody klub, bo założony zaledwie pięć lat temu, w 2015 roku, przez Naohiro Takaharę. Niegdyś grał on w reprezentacji Japonii, występował na boiskach w Japonii, Argentynie oraz Niemczech. Po zakończeniu kariery postanowił on spróbować czegoś innego i założył swój własny zespół.

Pełna nazwa klubu to Okinawa Sport-Verein, czyli z niemieckiego „Klub Sportowy Okinawa”. Jest to oczywista inspiracja nazwą Hamburgera SV, w którym Takahara miał okazję zagrać. Żółto-niebieskie barwy klubowe zostały zaś zaczerpnięte od Boca Juniors, innej drużyny, w której Japończyk trenował i grał. Jego zespół musiał oczywiście zaczynać od zera – a więc od ósmego poziomu rozgrywkowego. Okinawa trafiła do trzeciej dywizji ligi prefekturalnej Okinawy i rozgromiła rywali, wygrywając wszystkie mecze i strzelając 123 gole. Takahara jednocześnie pełnił funkcję prezesa, kapitana drużyny i zawodnika, a także trenera zespołu.

Wybrzeża wyspy Okinawa są wyjątkowe

Regionalny związek zdecydował się awansować Okinawę od razu o dwa stopnie wyżej. Zespół Takahary zajął w niej drugie miejsce i awansował do regionalnej ligi Kiusiu. Lata 2018-2020 to kolejno wicemistrzostwo oraz dwa ligowe mistrzostwa z rzędu. Rok temu w swojej grupie Okinawa zajęła drugie miejsce, jednak z ujemnym bilansem bramkowym. To nie pozwoliło zespołowi awansować do rundy finałowej.

Choć Takahara wciąż „kopie” w Okinawie, w tym sezonie zdecydował się odstąpić miejsca na ławce trenerskiej. Oprócz niego w zespole także znajduje się kilku ciekawych graczy. Shunsuke Maeda na przykład w 2008 roku zdobywał Puchar Ligi Japońskiej, a wcześniej przez wiele lat występował w J.League (ponad 200 występów). Issei Takayanaga to niegdysiejszy mistrz drugiej ligi, a Naoya Okane zaliczył w tej dywizji prawie setkę występów.

Najciekawszym graczem (po Takaharze) w zespole Okinawy jest zdecydowanie Yoshiya Nishizawa. Raczej niewiele drużyn na tym poziomie może się pochwalić zawodnikiem, który w swojej karierze nie tylko zdobywał mistrzostwo Japonii, lecz także Azjatycką Ligę Mistrzów. Oba te tytuły Nishizawa zdobył z zespołem Urawa Red Diamonds.

SRC Hiroshima

Pomimo tego, że zespół w swojej regionalnej lidze grał przez dziesiątki lat, pierwsze sukcesy zaczęły przychodzić dopiero w ostatnim czasie. Rok 2016 dla SRC był pierwszym, w którym zespołowi udało się zdobyć mistrzostwo ligi Chugoku. Wówczas w turnieju zespół z Hiroszimy stracił aż 14 goli w dwóch pierwszych meczach, a ostatni zremisował 0:0, wygrywając w serii rzutów karnych. W poprzednim sezonie wyniku nie udał się poprawić. Zespół SRC stracił 11 goli, ale w ostatnim spotkaniu w grupie zdobył jedną, jedyną dotychczas bramkę w tych rozgrywkach. Wszystkie trzy spotkania Hiroszima przegrała i zajęła ostatnie miejsce w grupie.

W tym sezonie SRC z pewnością faworytem nie będzie. Klubu nie wzmocniły żadne ciekawe nazwiska, kilku zawodników za to postanowiło zawiesić buty piłkarskie na kołku. Najbardziej doświadczonym graczem zespołu jest Yusuke Matsuoka, który na swoim koncie ma kilka lat gry dla Sony Sendai oraz łącznie 19 występów w 4. lidze japońskiej. W tej niezwykle trudnej i wyrównanej grupie SRC raczej nie odniesie żadnego sukcesu i dobrze będzie, jeśli w ogóle uda mu się zdobyć jakikolwiek punkt.

Grupa C

Ostatnia z grup swoje mecze rozegra w mieście Sumoto, które obejmuje bardzo dużą część wyspy Awaji. Wyspa ta położona jest pomiędzy dwiema większymi – Honsiu i Sikoku. Łączy zatem dwie główne wyspy, bo dojechać na Awaji można samochodem, dzięki połączeniu z innymi wyspami za pomocą mostów.

J.FC Miyazaki

Miyazaki na co dzień występuje w lidze regionalnej Kiusiu, w której w tym sezonie zespół zajął drugie miejsce. Rozegrano jednak tylko cztery kolejki – w dodatku niepełne, bo J.FC zaliczył tylko trzy spotkania. W swojej historii zespół dwa razy wygrywał swoją ligę, jednak Ligi Mistrzów Regionalnych nie może wspominać zbyt dobrze. Cztery lata temu Miyazaki zajęło trzecie miejsce w swojej grupie, ale już dwa lata później zespół przegrał wszystkie spotkania w swojej grupie.

Zespół bardzo liczy na awans do JFL, a później także do J.League. Prefektura Miyazaki to jedna z prefektur, która nie ma swojego przedstawiciela na profesjonalnym szczeblu japońskiej piłki, a Miyazaki to w końcu stolica regionu. Powstały w 2014 roku zespół pokazał się szerszej publiczności już w 2015 roku, kiedy udało mu się zakwalifikować do pierwszej rundy Pucharu Cesarza. Choć został on pokonany, to Giravanz Kitakyushu (zespół walczący o awans do japońskiej ekstraklasy) musiał się nieźle napocić, żeby pokonać J.FC.

Mimo dużych ambicji mało kto wskazuje Miyazaki jako zespół, który miałby awansować. Przede wszystkim bardzo krótki sezon stawia go w gorszej sytuacji. Warto też wspomnieć, że klub do rozgrywek awansował dzięki dzikiej karcie. Klub ma w swoich szeregach kilku zawodników z przeszłością w J.League. Na wyższych szczeblach grali Kenta Furube, Ryuto Otake czy Keita Sokabe – wychowanek Vissel Kobe.

Niektórzy zawodnicy mają nawet europejską historię. Takuya Shirasaka przez dwa lata występował w niemieckim klubie FC Eisenach, gdzieś na piłkarskich peryferiach tego kraju. Za to 22-letni Masanori Kihara zaliczył w 2019 roku aż trzy europejskie kluby! W styczniu wylądował w zespole Naxxar Lions FC, czyli drugiej lidze na Malcie. Nie zagrał w żadnym meczu, więc latem przeniósł się na Łotwę, do SC Albatroz, aby po dwóch miesiącach wrócić na Maltę. W ekipie St. George’s FC rozegrał w sumie siedem spotkań, a jego zespół zajął 4. miejsce w drugiej lidze maltańskiej. Po sezonie wrócił do Japonii.

FC Tokushima

Zespół z Tokushimy to obecny mistrz ligi Sikioku. Zespół powstał 17 lat temu pod nazwą Celeste, co jest kolejnym europejskim akcentem, bo celeste w różnych tłumaczeniach oznacza niebiański. „Niebiański” zespół Tokushimy jednak dopiero kilka lat temu za cel postawił sobie wskoczenie na wyższy poziom, czyli awans do JFL. Po drugim w historii awansie do 5. ligi w 2016 roku Tokushima nieprzerwanie celowała w zdobycie mistrzostwa. Po zdobyciu trzech wicemistrzostw z rzędu w końcu klub wygrał swoją ligę regionalną.

Gdyby Tokushima leżała w Polsce, byłaby 11. największym miastem w kraju – tuż za Katowicami

Tokushimy raczej nikt nie stawia w roli faworyta grupy. Uwagę warto zwrócić na pewno na bramkarza Kenjiro Ogino, który w swojej karierze grał m.in. w Cerezo Osaka. Poza tym zaliczył epizod w singapurskiej Premier League, a nawet w Kambodży. Masahiro Ishikawa niegdyś także grał w Singapurze – nawet w tej samej drużynie co Ogino. Poza tym kilka lat spędził w innej ekipe z Tokushimy, czyli w Vortis, które jest obecnie liderem J2.

Wielu zawodników FC Tokushima kiedyś zaliczało swoje przygody w Tokushimie Vortis. W większości są to zawodnicy starsi, ale nie brakuje też graczy młodszych. Na przykład Ryusuke Hayashida w zeszłym roku zbierał szlify w JFL. 21-latek jest wychowankiem V-Varen Nagasaki, ale klub postanowił się go pozbyć. Kilka dni po zakończeniu turnieju Tokushima rozegra także mecz w ramach trzeciej rundy Pucharu Cesarza – bardzo możliwe, że dla zmęczonej turniejem ekipy będzie to ostatni mecz w tym roku.

Fukui United

Zespół United to jeden z faworytów grupy. Fukui pod koniec października rozegrało mecz pucharowy, w którym gładko pokonało jeden z uniwersyteckich zespołów. W ostatnich 10 latach aż osiem razy Fukui wygrywało ligę Hokushinetsu, ale wciąż czeka na awans do JFL. W 2019 Fukui udało się wyjść z bardzo trudnej grupy. Zespół znów zmierzy się z FC Tokushima, która w poprzednim roku poległa w meczu z United 0:5.

Uwagę warto zwrócić na Yuta Yamadę, który w tym sezonie zdobył dla Fukui osiem bramek w siedmiu spotkaniach. Napastnik w poprzednim sezonie został królem strzelców całego turnieju, zdobywając w sumie pięć goli w sześciu meczach. W przeciwieństwie do innych zespołów w ekipie United nie ma wielu zawodników z dużym doświadczeniem z J.League. Niektórzy gracze więcej spotkań rozegrali w turnieju barażowym niż na szczeblu J.League, choć byli związani z profesjonalnymi zespołami.

Zdecydowanie najlepszym graczem, jakiego Fukui ma do dyspozycji, jest Kazuki Ganaha. 40-letni napastnik to legenda japońskiej piłki, rozegrał prawie 400 meczów w J.League, z czego niecałe 300 dla Kawasaki Frontale – obecnego lidera J1, który zmierza po mistrzostwo kraju. W sumie w J.League Ganah strzelił 79 bramek, a licząc wszystkie oficjalne klubowe mecze w jego karierze, ma ich na koncie 130. Ganaha sześciokrotnie reprezentował także swój kraj. W dwóch meczach towarzyskich nie zdobył żadnej bramki, za to w czterech spotkaniach eliminacyjnych do mistrzostw Azji zaliczył trzy trafienia.

FC TIAMO Hirakata

TIAMO to zespół celujący bardzo wysoko, choć powstał niedawno, bo w 2004 roku. Celem zespołu było uzyskać awans do J.League przed 2019 rokiem, tymczasem nie udało mu się nawet awansować do JFL. Choć to wcale nie oznacza, że klub nie świętował w przeszłości żadnych sukcesów. Rok temu Hirakata zdobyła Shakaijin Cup, czyli japoński puchar niższych lig.

To zazwyczaj dobry prognostyk. Wystarczy spojrzeć na zespoły, które wygrywały ten puchar 10, 15 lat wcześniej. Wówczas także grały w ligach regionalnych. V-Varen Nagasaki, Nagano Parceiro, Matsumoto Yamagata… Wszystkie te zespoły dziś grają na zapleczu japońskiej ekstraklasy, a Nagasaki obecnie walczy o awans do J1. Dla TIAMO tegoroczny turniej będzie więc bardzo ważny. Wcześniej TIAMO dwa razy brało udział w Lidze Mistrzów Regionalnych, ale ani razu nie wyszło z grupy.

W zespole TIAMO znajduje się oczywiście wielu zawodników z przeszłością w J.League, jak w przypadku innych kandydatów do awansu. Najciekawszym jest Takahiro Futagawa, 40-letni były reprezentant Japonii, do tego bardzo utytułowany piłkarz. Futagawa dwukrotnie zdobywał mistrzostwo kraju, czterokrotnie Puchar Cesarza oraz zagrał w finale Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Dla Gamby Osaka zagrał w 582 spotkaniach ligowych, pucharowych i kontynentalnych.

Shota Inoue natomiast ma za sobą 114 spotkań w J2, a z zespołem Giravanz Kitakyushu 31-late wygrywał także trzecią ligę japońską. W kadrze TIAMO znalazł się także jeden… Australijczyk. 19-letni obrońca Max King nie zaliczył co prawda w tym sezonie ani jednego występu, ale sam fakt jego przynależności do jego klubu jest zastanawiający. Jak młody Australijczyk trafił do piątej ligi japońskiej?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze