James Rodriguez to bez wątpienie jeden z tych piłkarzy, którzy mieli ogromny potencjał, ale go odpowiednio nie wykorzystali. Jego transfer do Madrytu był sytuacją win – win dla obu stron, jednak po drodze coś poszło nie tak. Kolumbijczyk na Santiago Bernabeu nie ma już czego szukać. Sytuację byłego gracza AS Monaco bacznie monitoruje Lazio, które z chęcią sprowadziłoby 28-latka do siebie. Kto wie, czy to nie ostatni przystanek dla niego, żeby zaistnieć jeszcze w piłce nożnej na najwyższym poziomie?
James Rodriguez, czyli kolumbijska perełka na oku europejskich gigantów
FC Porto słynące z bardzo dobrej akademii znalazło w Argentynie, a dokładnie w CA Banfield, młodziutkiego, dobrze rokującego na przyszłość Jamesa Rodrigueza. To właśnie w Portugali rozkwitł jako piłkarz i zasmakował gry na europejskich boiskach. Razem z drużyną ”Smoków” wygrał Ligę Europy, trzykrotnie krajowe rozgrywki, Puchar Portugali oraz Superpuchar kraju. Ponadto, w trakcie pierwszego pobytu na półwyspie Iberyjskim zanotował 68 spotkań, w których wykręcił bardzo dobre liczby – 29 bramek i 28 asyst.
Wybór AS Monaco, które dopiero co awansowało do Ligue 1, przez Kolumbijczyka nie należał do tych z gatunku oczywistych. Wiele znaczących europejskich marek chciało wówczas sprowadzić go do siebie. Zainteresowanie przejawiały wtedy takie kluby, jak choćby Manchester United (Alex Ferguson bardzo pochlebnie się o nim wypowiadał), Juventus czy Inter Mediolan.
Mimo to, sam piłkarz stwierdził, że najlepszą opcją będzie właśnie transfer do Francji. Przeniósł się tam za kwotę 45 milionów euro, stając się przy tym najdroższym kolumbijskim zawodnikiem. Na stadionie im. Ludwika II budowano wtedy bardzo ciekawy projekt. AS Monaco przejęła bowiem, dwa lata wcześniej, grupa inwestycyjna z Rosjaninem Dmitrijem Rybołowlewem na czele. Za cel obrała sobie wówczas zdetronizowanie PSG.
– Podpisanie kontraktów z Falcao i Moutinho bardzo pomoże. Grałem ze świetnymi graczami, którzy byli czołowymi postaciami i którzy są tutaj. Myślę, że to ważne. Z dobrymi graczami łatwo jest grać i się dostosować. Nowy projekt, który budują, bardzo mnie interesuje i przyjechałem tutaj też po tytuły – powiedział Goal.com James
Świetny mundial i wymarzony transfer
Pierwszy sezon Jamesa w barwach AS Monaco był całkiem udany. W 34 spotkaniach strzelił 9 bramek oraz dołożył 11 asyst. Nie umknęło to skautom wielu europejskich gigantów, jednakże dokładnie w tym samym roku odbywał się mundial w Brazylii, na który Kolumbijczyk dostał powołanie.
Na oczach milionów widzów, w barwach drużyny narodowej po raz kolejny zaprezentował się światu z dobrej strony. Poprowadził swój zespół do ćwierćfinału z Urugwajem, trafiając do siatki rywali w każdym spotkaniu. Mimo że, ówczesny 23-latek zagrał o dwa mecze mniej od Messiego, Mullera czy van Persiego, nie przeszkodziło mu to w zdobyciu korony króla strzelców. Poza tym jego gol w 1/4 finału został wybrany najładniejszym trafieniem całego turnieju.
Real Madryt, który monitorował bacznie sytuacje ofensywnego pomocnika, od razu wziął się do pracy. Szefostwo klubu z Santiago Bernabeu stwierdziło, że tak utalentowany gracz jest wart każdych pieniędzy. W końcu obie strony doszły do porozumienia, a kwota transferu wyniosła aż 75 milionów euro. Na prezentację nowego zawodnika przyszło 35 tysięcy fanów, ciepło go witając. Sam Florentino Perez, podczas konferencji, porównał Kolumbijczyka do sprowadzonego przed 60 laty Argentyńczyka Alfredo Di Stefano.
ON THIS TRANSFER DAY: In 2014, James Rodriguez joined Real Madrid for £63m after a great World Cup with Colombia. pic.twitter.com/E4vkQgmQxy
— Squawka (@Squawka) July 22, 2016
Brak wspólnej nici porozumienia
Do stolicy Hiszpanii James Rodriguez został sprowadzony, kiedy trenerem był jeszcze Carlo Ancelotti. Pod wodzą Włocha rozegrał swój najlepszy sezon w barwach „Królewskich”. Zagrał łącznie w 48 spotkaniach, notując w nich 17 bramek i 18 asyst. Kolumbijczyk pokazywał, że opłaciło się zapłacić za niego tak ogromne pieniądze. Równocześnie wśród kibiców rósł apetyt, bo był to przecież dopiero jego pierwszy rok na Santiego Bernabeu.
Jednak forma byłego gracza AS Monco, zamiast ciągle rosnąć, zaczęła ewidentnie pikować w dół. Zmiana trenera najpierw na Rafe Beniteza, a później na Zinédine’a Zidane’a nie wyszła mu najlepiej. Podczas jednorocznej kadencji Hiszpana, borykał się z kontuzją, która nie mu z pewnością nie pomagała. Nikt, jednak nie przejmował się tym zbytnio. W tak młodym wieku wahania formy są rzeczą naturalną, ale nikt tak naprawdę nie wiedział, że najgorsze dopiero nadchodzi.
Kiedy legendarny francuz objął zespół, wydawało się, że odbuduje króla strzelców mundialu. Niestety, ten związek został skazany na niepowodzenie od samego początku. James nie błyszczał formą, przez co musiał często godzić się z rolą rezerwowego. Szala goryczy przelała się na początku kwietnia w meczu z Leganes. Trener „Królewskich” postanowił wówczas zdjąć swojego ofensywnego pomocnika, który nie zareagował na tę decyzję najlepiej. – Kur** mać, nawet nie da mi zagrać całego meczu! – krzyknął ówczesny 25-latek. Obie strony próbowały wyciszyć konflikt, mówiąc, że wszystko zostało wyjaśnione, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że to koniec Kolumbijczyka w Madrycie.
Zidane when asked about the future of Real Madrid playmaker James Rodriguez: “He's not here (at pre-season), I'm only worried about those who are here.” pic.twitter.com/vBt7ViCgRP
— Transfer News (@TransfersLlVE) July 22, 2019
Ostatnia deska ratunku dla Jamesa Rodrigueza
Na samym początku James Rodriguez zaczął szukać szczęścia w Bayernie Monachium. Dwuletnie wypożyczenie z opcją wykupu. Epizod, który miał być dla niego gwarancją występów i odbudowy formy. W Bawarii nie grał regularnie ani nie błyszczał formą. Jeśli pierwszy rok w Niemczech było można uznać, za całkiem niezły, biorąc pod uwagę gwałtowną zmianę otoczenia i klimatu, to drugi kompletnie mu nie wyszedł. Zaledwie siedem bramek i 4 asysty w dwudziestu spotkaniach w Bundeslidze nie mogły przekonać działy klubu z Monachium, do wykupienia go na stałe.
Po nieudanym wypożyczeniu Kolumbijczyk wrócił na półwysep Iberyjski, ale sytuacja się powtórzyła. James nie grał prawie w ogóle. Zidane nie stawiał na niego, dlatego już od jakiegoś czasu 28-latek nie ukrywał się z zamiarem odejścia do innego klubu, lecz tym razem na stałe.
Przez ostatni rok mówiło się o wielu klubach. Głównie o Atletico, Manchesterze United, a nawet Wolverhampton. W ostatnich dniach pojawiła się, jednak nowa opcja. Zainteresowanie bardzo mocno wyraziło Lazio, które szuka wzmocnień, przed nadchodzącym sezonem, gdzie będzie występować na kilku frontach.
Dla Jamesa to ostatnia pociąg, na który może się załapać, aby zaistnieć jeszcze w świecie futbolu na najwyższym poziomie. W przeciwieństwie do swojego kolegi z drużyny, Garetha Bale’a, widać, że chce odbudować swoją reputację. Drużyna Simone Inzaghiego chciałaby sprowadzić ofensywnego pomocnika po nieudanych negocjacjach z Dawidem Silvą. Na Stadio Olimpico szukają nowych twarzy, które mogłyby wprowadzić coś nietuzinkowego do repertuaru zagrań całej drużyny. Na tę chwilę dla 28-latka jest to idealna propozycja. Będzie mógł występować w lidze mistrzów, walczyć o zwycięstwo w Serie A i mieszkać przy okazji w pięknym mieście.
Problemem może okazać się duża pensja piłkarza. W Rzymie musiałby zejść z wynagrodzenia oscylującego obecnie na poziomie 6 milionów euro rocznie. Biancocelesti chcą go jednak skusić długim kontraktem. Jeśli 76-krotny reprezentant Kolumbii chce przypomnieć o sobie światu i udowodnić, że za szybko go skreślono, nie ma się nad czym zastanawiać. Jeśli za długo będzie się namyślał, może okazać się, że Lazio sięgnie po sprawdzonego Felipe Andersona, a Kolumbijczyk zostanie kolejny raz na Santiago Bernabeu, czego nikt nie chce.