Jacek Zieliński: Nikogo się nie obawiamy


11 września 2015 Jacek Zieliński: Nikogo się nie obawiamy

O reprezentacyjnym debiucie Bartosza Kapustki, cudownej przemianie Cracovii, próbie prześcignięcia Wisły i niegasnącej miłości do Siarki Tarnobrzeg opowiedział nam szkoleniowiec krakowskich "Pasów", Jacek Zieliński.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak Pan ocenia występ Bartosza Kapustki przeciwko Gibraltarowi? Czy sądzi Pan, że jest w stanie na dłużej zadomowić się w reprezentacji?

Jacek Zieliński: Na odpowiedź na to, czy zadomowi się na dłużej, to jeszcze za wcześnie. Dostał szansę, wykorzystał ją w stu procentach, bo debiut i strzelona bramka, nawet przeciwko Gibraltarowi, a niektórzy już wybrzydzali, że przeciwko temu zespołowi, to jest super wejście. Przed Bartkiem jeszcze dużo pracy. On o tym wie. To jest młody, skromny chłopak. Myślę, że Bartek może być kluczowym zawodnikiem reprezentacji pod kątem MŚ 2018 w Rosji. Podczas Euro 2016 to on może jeszcze terminować w tej kadrze. Ale my się bardzo cieszymy. To jest splendor dla całego klubu, drużyny, sztabu szkoleniowego.

DSC04952
Budynek klubowy „Pasów” (fot. Krzysztof Pulak/iGol.pl)

Od kiedy pan przejął Cracovię, gra zespołu zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mimo to wielokrotnie Pan powtarzał, że pana poprzednik, trener Podoliński, nie pozostawił za sobą spalonej ziemi. Jaki był główny problem zespołu?

Myślę, że to pytanie nie powinno być adresowane do mnie, bo ja się nie będę wypowiadał na temat pracy trenera Podolińskiego. Ja przejąłem zespół dobrze przygotowany. Brakowało czegoś… Zawsze tak jest w takich sytuacjach. [Brakowało] jakiegoś elementu, jakiegoś detalu. Z zespołem staraliśmy się pracować nad właśnie takimi detalami w grze. Nastąpiło parę roszad kadrowych, zmieniło się ustawienie drużyny. Do tego doszło trochę rozmów, trochę pracy nad głową, bo zespół był bardzo przybity. Na szczęście po zmianie wszystko zafunkcjonowało. To jest dobry zespół, z inteligentnymi ludźmi, także właściwie  prawie nic nie zmienialiśmy.

Odszedł pan jednak od formacji 3–5–2 stosowanej przez pana Roberta Podolińskiego. Czy w innej ekstraklasowej drużynie byłby Pan skłonny grać takim ustawieniem?

Akurat w polskiej lidze trudno by było zagrać tym systemem, bo jest to ustawienie specyficzne, wymagające od tych trzech obrońców żelaznej konsekwencji i wykonywania zadań taktycznych. To system bardziej stworzony na rynek włoski. Tam przecież od małego są przyswajane defensywne zachowania i zadania taktyczne. Dlatego też odszedłem od tego ustawienia. Zmieniłem je na 4–2–3–1 i czas pokazał, że miałem rację.

Czy według Pana Cracovia jest w stanie po raz pierwszy od dziewięciu lat zająć wyższą niż Wisła pozycję na koniec sezonu?

Myślę, że jest jeszcze trochę czasu, żeby takie wnioski wysnuwać. Liga dopiero się zaczęła. My zrobimy wszystko, żeby być wyżej niż Wisła. Ale naszym podstawowym założeniem jest skończenie w pierwszej ósemce tabeli po rundzie zasadniczej. To jest nasze największe marzenie. Czy wówczas będziemy przed Wisłą, czy za Wisłą, to ma mniejsze znaczenie.  My chcemy grać w grupie mistrzowskiej. A jeśli będziemy już w niej grać, zastanowimy się, o co gramy dalej.

KSC
Symboliczne sąsiedztwo. Naprzeciwko boisk Cracovii firma Bogusława Cupiała, właściciela Wisły (fot. Krzysztof Pulak/ igol.pl)

Zapytam inaczej. Jakimi atutami Cracovia przewyższa Wisłę?

Wie Pan, trudno mi powiedzieć. Uważam, że Wisła to też jest bardzo dobry zespół, naprawdę solidny, zrównoważony. Mimo paru ubytków, „Biała Gwiazda” wygląda całkiem nieźle. Nie przegrali jeszcze meczu w ekstraklasie, a to jest zespół, który może grać jeszcze lepiej. To samo można powiedzieć o Cracovii.  Drużyna w pewien sposób zbilansowana pomiędzy ofensywą a defensywą. W miarę dobrze to wszystko wygląda. Przede wszystkim trzeba się cieszyć, że dwie krakowskie drużyny grają dobrą, widowiskową piłkę i dla mnie to jest najważniejsze. Rozwój sytuacji pokaże, który zespół będzie wyżej w tabeli.

Czy bardzo rozczarowała Pana ta przerwana rekordowa seria meczów bez porażki? Mógł się Pan już na długo wpisać w historię klubu, jako samodzielny rekordzista.

Od początku podchodziłem do tego bardzo spokojnie i sceptycznie, to są sprawy dla statystyków. Nas oczywiście cieszyła ta passa, natomiast piłka nie polega na tym, żeby bić jakieś rekordy. My staraliśmy się grać w każdym meczu jak najlepiej. To, że ta passa się kiedyś skończy, było wiadome od początku. Skończyła się jedna seria, będziemy starać się pisać drugą. Myślę, że trzeba w ten sposób do tego podejść.

Siedzimy teraz naprzeciwko tablicy, na której jest rozpisany skład Termaliki. Którego zawodnika z tych obawia się Pan najbardziej?

My się nikogo specjalnie nie obawiamy. Ja większość tych chłopaków znam. Przecież niektórych prowadziłem: Kędziorę, Babiarza, Biskupa. Także przeciwko wielu z nich się grało. Na pewno trzeba będzie zwrócić uwagę na cały zespół. Termalica to drużyna bez gwiazd, zbilansowana i ambitna. Bez wielkich nazwisk, ale grająca bardzo walecznie. Musimy przede wszystkim zwrócić uwagę na zespołowość i mądrość przy wyprowadzaniu kontrataków.

(fot. Krzysztof Pulak/ igol.pl)

Cracovia zamierza grać otwartą piłkę i liczyć na zepchnięcie Termaliki do defensywy, czy właśnie zmusi ją do ataku pozycyjnego, który nie jest jej specjalnością?

W każdym meczu gramy otwartą piłkę, bardziej patrzymy pod siebie. Gra w dużej mierze zależy od nas. Skupiamy się nad tym, żeby dyktować warunki i utrzymywać się przy piłce. Jeśli będziemy konsekwentni, zdyscyplinowani, a przede wszystkim skuteczni, to nie musimy się skupiać na przeciwniku. Na pewno musimy być bardziej skuteczni niż w ostatnich meczach.

Czego się więc Pan spodziewa po tym zespole?

Na pewno ambitnej gry nastawionej na szybkie wyjście z kontrą. Termalica robi to akurat bardzo dobrze. Czeka nas trudny pojedynek. Szczególnie w meczu z Lechem pokazali, że mogą podnieść rękawicę i rzucić wyzwanie najlepszym drużynom w kraju. W ostatnim meczu grali bardzo mądrze i konsekwentnie. Spodziewamy się, że to będzie ciężki pojedynek, ale chcemy w końcu wygrać mecz u siebie i poprawić bilans punktowy. Także szanujemy beniaminka, ale będziemy walczyć o pełną pulę.

Co pan sądzi o kryzysie Lecha Poznań? W czym tkwi jego przyczyna i jak szybko uda się go zażegnać?

Podobną sytuację przeżywałem w Lechu pięć lat temu. Wtedy także po mistrzostwie Polski i awansie do fazy grupowej w Lidze Europy mieliśmy duże problemy w lidze. Wtedy jednak dysponowaliśmy zdecydowanie węższą kadrą, niż Lech ma obecnie. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Ja się tylko przyglądam z boku, nie chcę żadnych zdecydowanych wniosków wysuwać. Myślę, że „Kolejorz” prędzej czy później wróci na właściwe tory. Poza Legią jest to zespół chyba najmocniejszy w kraju, więc to tylko kwestia dni, tygodni. Natomiast rzeczywiście, sytuacja przy obecnej grze Lecha jest, delikatnie mówiąc, nerwowa.

DSC04951
(fot. Krzysztof Pulak/igol.pl)

A jakie konkretne problemy miał zespół w podobnej sytuacji pięć lat temu?

Nie byliśmy w stanie pogodzić gry w lidze z grą na wysokim poziomie w europejskich pucharach. Graliśmy wtedy w „grupie śmierci” i szło nam zaskakująco dobrze, natomiast w lidze te mecze tak dobrze nie wychodziły. Być może zawodnicy nie byli w stanie sprężyć się na trzy dobre mecze w ciągu tygodnia i niestety na tym kulała liga. Lech przeżywa teraz chyba identyczne problemy. W pucharach  radzi sobie całkiem dobrze, awansował do fazy grupowej LE, natomiast w ekstraklasie natracił tych punktów i trzeba to będzie nadrabiać.

Pracę w którym klubie darzy Pan największym sentymentem?

Ja pracę w każdym klubie darzę dużym sentymentem. Myślę, że nie można podchodzić do tego w ten sposób, że ten klub był lepszy, tamten gorszy. Oczywiście, w różnych klubach się osiągało różne wyniki, natomiast wszędzie czułem się dobrze, nigdzie nie miałem większych problemów. Największy sentyment pozostaje mimo wszystko do Lecha Poznań. Tam zrobiłem mistrzostwo Polski, graliśmy w europejskich pucharach z Juventusem, Manchesterem City, Salzburgiem, Dniprem Dnipropietrowsk, a także z Spartą Praga. To były mecze, które zapadły w pamięć do końca życia i nam, i kibicom. To były najlepsze epizody.

Lepiej się pan czuł w roli trenera czy piłkarza?

Ja się czułem dobrze w roli piłkarza, i tak samo dobrze czuję w roli trenera. Nie ukrywam, że jako szkoleniowiec osiągnąłem znacznie więcej niż jako piłkarz. Jako zawodnik zaliczyłem tylko 15 spotkań na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a jako trener ponad dwieście. Myślę więc, że bardziej się spełniam w roli trenera.

Czy był Pan zadowolony z końcówki piłkarskiej kariery? Właściwie przez ostatnie dwa laty gry osiągnął Pan dwa awanse do ekstraklasy.

No fakt. Z tym że ja już byłem świadomy, że zaraz będę kończył granie, bo szybko się chciałem zająć trenerką. Tak się złożyło jakoś specyficznie. Zrobiłem awans z Siarką Tarnobrzeg, a po roku ze Stalą Stalowa Wola. Myślę, że większy udział miałem w awansie Siarki. W Stalowej Woli byłem tyko pół roku. Mimo wszystko historycy będą pamiętali.

Ogląda Pan czasem Siarkę Tarnobrzeg i śledzi jej wyniki?

Ja cały czas oglądam poczynania Siarki. Śledzę jej wyniki na bieżąco. Jak jestem w domu, to staram się przyjść na stadion. To jest mój klub, tam się wychowałem, tam spędziłem piękne chwile. Siarka zawsze będzie w moim sercu. To jest klub, od którego losów zawsze zaczynam wertowanie Internetu i prasy. Tam mam dom, tam mieszka moja rodzina, stamtąd są moi znajomi, więc Siarka zawsze była, jest i będzie moim takim najbardziej ukochanym zespołem.

Najnowsze