Romek i Zenek od dziecka lubili grać w piłkę. Gdy mieli po osiem lat, ich mamy zapisały chłopców do tej samej drużyny piłkarskiej. Obaj ciężko trenowali, żaden z nich nie odpuszczał, starali się tak samo. Roman podpisał kontrakt za grube pieniądze, a Zenona odpalili z testów w czwartoligowcu. „Romek miał lepsze geny” - pomyślał Zenek. Miał rację?
Ten lekko abstrakcyjny wstęp wprowadza nas do problemu, z którym od lat zmagają się naukowcy z całego świata. Czy sukces w sporcie, w tym w piłce nożnej, możemy odziedziczyć po rodzicach? Najnowsze spojrzenie na wpływ genetyki na piłkę nożną rzucili Rosjanie z Uniwersytetu w Kazaniu, którzy przebadali profile genetyczne 246 piłkarzy z Premier Ligi, porównując ich z 872 osobami z grupy kontrolnej, niegrającymi w piłkę zawodowo.
Naukowcy skupili się na przebadaniu zawodników pod kątem ośmiu konkretnych genów polimorficznych, które już wcześniej były uważane za korzystne w przypadku zawodowego uprawiania sportu. Polimorfizm to zjawisko, w którym dany gen w populacji może się dość znacząco różnić. Dzięki temu zjawisku część Azjatów znacznie łatwiej się upija (ich wątroba nie wytwarza kluczowego enzymu). Gdyby nie polimorfizm, nie byłoby grup krwi (albo byłyby tylko „A” i „0”) i tak dalej – można by wymienić wiele innych przykładów.
Zdaniem naukowców co najmniej kilka z naszych 20 000 genów ma rzadkie warianty, które ułatwiają karierę sportową. Korzystna kombinacja wszystkich z nich jest dość mało prawdopodobna, przypuśćmy, że najlepszy wariant każdego genu występuje u ludzi z częstotliwością 10%. Jeśli takowych genów jest osiem, to prawdopodobieństwo wyjątkowo hojnego obdarzenia przez naturę wynosi jeden do stu milionów.
Wiemy już, że taka kombinacja jest raczej niespotykana. Do czego jednak doszli sami naukowcy? Otóż, istotnie piłkarze zawodowi mieli znacznie wyższą częstotliwość występowania „korzystnych” wariantów ośmiu badanych genów. Za co odpowiadała ta wspaniała ósemka? Wszystkie ze wspomnianych genów kodowały białka, które przyczyniały się do poprawy osiągów sportowych, a więc szybkości, wytrzymałości, skoczności, elastyczności. Innymi słowy, całkowicie legalny („życia nie oszukasz”) i mocno niesprawiedliwy społecznie doping. Idea wolności, równości i braterstwa niestety zostaje obalona w aspektach genomiki.
Kolejnym ciekawym wnioskiem był ten, że praktycznie każdy z piłkarzy wykazywał obecność korzystnych wariantów (co najmniej czterech z ośmiu genów). Hipoteza naukowców jest więc taka, że posiadanie co najmniej połowy ze wspomnianej ósemki znacznie ułatwia start w karierze piłkarskiej i ułatwia rozwijanie talentu.
Co jeszcze odkryli naukowcy z Kazania? Otóż profile genetyczne zawodników różniły się głównie nie w grupach etnicznych, ale… na pozycjach boiskowych. Bramkarze niemal zawsze mieli wariant D genu o wdzięcznej nazwie ACE. W porównaniu z osobami, które posiadały pozostałe wersje tego genu, szczęśliwcy z wariantem D osiągali znacznie lepsze wyniki w skoku dosiężnym, a także szybciej wybijali się w powietrze – wpływ na golkiperów jest więc oczywisty.
Napastnicy i skrzydłowi wyróżniali się obecnością wariantu C genu PPARA, dzięki któremu znacznie poprawiała się ich wytrzymałość (produkt genu PPARA odpowiada między innymi za zwalczanie wolnych rodników we krwi, do tego wpływa na gospodarkę steroidów w organizmie – tych samych, którymi szprycują się kulturyści). Kto wie, czy postura Władimera Dwalishvilego, silnego jak tur napastnika, nie wynika z jego profilu genetycznego.
Obrońcy zwykle zaś mieli najkorzystniejszy wariant (55V) genu UPC2, którego produkt odpowiada za gospodarkę energetyczną organizmu. Jeśli więc widzicie schodzącego po końcowym gwizdku uśmiechniętego obrońcę, bez śladu potu na czole, bez wątpienia możecie powiedzieć: „oho, ten to dopiero ma UPC2!”.
Podsumowując. John Fitzgerald Kennedy powiedział kiedyś, że ten, kto wierzy w sprawiedliwość na świecie, jest fałszywie poinformowany. I miał rację. Roman z początkowej opowieści najprawdopodobniej miał znacznie korzystniejszy dla sportowca profil genetyczny niż Zenon. W błędzie jest jednak ten, kto myśli, że samymi genami wygrywa się mecze. Po pierwsze, coś, co nazywamy „talentem”, to tylko mała część szansy na sukces, która musi być poparta olbrzymim nakładem ciężkiej pracy. Po drugie, sama „iskra” to kwestia znacznie bardziej złożona. Kulturysta, który nałyka się sterydów i nie będzie ćwiczył, po prostu spuchnie. Człowiek z korzystnymi genami, niemający głowy do piłki, gwiazdą futbolu nie zostanie. Tak więc… drogi Zenku, wróć na boisko, może i z ciebie coś jeszcze będzie.
Pierwszy odcinek „Futbolatorium”, poświęcony szkodliwej grze głową znajdziesz tutaj.